Pełny tekst orzeczenia

Sygn. akt: IV Ka 190/18

UZASADNIENIE

Apelacja obrońcy jest bezzasadna.

Zarzuty błędu w ustaleniach faktycznych oraz błędnej oceny dowodów i obrazy prawa karnego materialnego nie zasługują na uwzględnienie. Sąd Rejonowy prawidłowo ustalił stan faktyczny w oparciu o rzetelnie i wszechstronnie oceniony materiał dowodowy i dokonał prawidłowej subsumpcji zachowania oskarżonego do norm prawno - karnych. Każdy istotny dowód został poddany analizie i oceniony w kontekście innych, powiązanych z nim dowodów. Ocena materiału dowodowego dokonana przez Sąd Rejonowy jest obiektywna, prawidłowa, zgodna z zasadami logiki i doświadczenia życiowego, oparta o całokształt ujawnionego na rozprawie materiału dowodowego i jako taka korzysta z ochrony jaką daje art. 7 kpk. Sąd Okręgowy nie będzie w tym miejscu tej oceny i tych ustaleń powielał, albowiem wobec doręczenia stronom odpisu uzasadnienia zaskarżonego wyroku analiza ta powinna być im znana - dość powiedzieć, że Sąd odwoławczy aprobuje dokonaną przez Sąd Rejonowy ocenę dowodów oraz oparte na niej ustalenia faktyczne.

Ponadto w sprawie nie zachodziły nie dające się usunąć wątpliwości – to apelant usiłuje podważyć prawidłowe ustalenia faktyczne Sądu i doszukuje się wątpliwości tam, gdzie ich nie ma. To, że skarżący nie zgadza się z oceną dowodów zaprezentowaną w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku nie jest równoznaczne z występowaniem w sprawie nieusuniętych wątpliwości.

W szczególności wersja obrony ( zaprezentowana w apelacji, bo oskarżony w swoich wyjaśnieniach bynajmniej tak nie twierdził) sprowadza się do tego, jakoby oskarżony zaproponował pokrzywdzonemu podwiezienie do K. ( co nijak się ma do prawdziwego celu podróży pokrzywdzonego, ale o tym szerzej za chwilę), po drodze pokrzywdzony miał się wdać w kłótnię z ojcem oskarżonego, wyjść z samochodu, przez przeoczenie pozostawić w nim kurtkę z portfelem, a oskarżony miał jedynie przywłaszczyć tak pozostawiony portfel z pieniędzmi. Jest to wersja nieprawdziwa, niezgodna ze zgromadzonym materiałem dowodowym prawidłowo ocenionym przez Sąd, a co więcej, nawet niezgodna z wyjaśnieniami oskarżonego ( który się w ogóle do żadnego zaboru mienia nie przyznawał). Zatem przedstawiony w apelacji scenariusz stanowi autorską wersję obrońcy, oderwaną od wyjaśnień własnego klienta, mającą niewątpliwie pewien walor artystyczny ( niczym wersje reżyserskie niektórych filmów), ale nie przystającą do materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie. Dlatego zarzut błędu w ustaleniach faktycznych zawarty w apelacji jest wręcz oderwany od realiów przedmiotowej sprawy – obrońca tworzy sobie jakąś własną historię, wyrywając ze stanu faktycznego sprawy pewne fragmenty i samemu tworząc z nich nieco bardziej prawdopodobny scenariusz od tego, jaki wymyślił sobie w swych wyjaśnieniach oskarżony, ale ta jego „autorska” wersja też jest nielogiczna i nie może się ostać w świetle wiarygodnych, spójnych i należycie ocenionych zeznań pokrzywdzonego oraz dowodów obiektywnych w postaci nagrań monitoringu i wykazu wypłat z konta bankowego pokrzywdzonego.

Zacznijmy od tego, że oskarżony próbując jakoś wykaraskać się z postawionych zarzutów popadł w szereg sprzeczności, nielogiczności i oczywistych kłamstw, które obnażają jego niewiarygodność, a obrońca we własnej wersji wykreowanej w apelacji ( w której twórczo i ze swadą godną kreatywnego artysty podszedł do wyjaśnień swego klienta ) mankamentów tych nie wyjaśnił. I tak:

-

po pierwsze, z nagrań monitoringu na stacji benzynowej wynika, że oskarżony wbrew swoim zapewnieniom wcale nie był kierowcą samochodu do którego wsiadł pokrzywdzony, tylko jego pasażerem siedzącym z przodu ( co zgadza się z zeznaniami pokrzywdzonego potwierdzając jego wiarygodność). Oskarżony kreując to kłamstwo chciał odsunąć od siebie zarzut, że to on podał pokrzywdzonemu alkohol z nieustaloną substancją, której wypicie spowodowało u niego stan nieprzytomności (oskarżony chciał zasugerować, że jako kierowca nie mógł pić wódki, nie mógłby więc podawać jej pokrzywdzonemu). Wersja „autorska” obrońcy zawarta w apelacji przemilcza to kłamstwo. Jednak nagrania z kamer zainstalowanych na stacji benzynowej nie pozostawiają żadnych złudzeń, że oskarżony nie był kierowcą tego pojazdu;

-

po drugie, oskarżony wbrew faktom twierdzi, jakoby pokrzywdzony chciał jechać z Ł. do K.. Tymczasem pokrzywdzony chciał jechać z Ł. do G. – jest to ewidentne, wynika nie tylko z jego zeznań, ale i z zasad logiki, wszak pokrzywdzony mieszka w G. i po zakończonej pracy chciał się dostać do domu. Ponadto świadkowie, którzy odnaleźli go półprzytomnego już po dokonaniu na nim rozboju zeznali, że bełkotał iż „ chce do G. ”. To kłamstwo oskarżonego ma oczywiste powody – po pierwsze oskarżony zamieszkały w R. ( trasa z Ł. do R. częściowo pokrywa się z trasą na K.) chciał wykazać, że zabrał oskarżonego do samochodu przy okazji, w odruchu dobrego serca, aby go podwieźć, co miałoby sens, gdyby pokrzywdzony jechał w tym samym kierunku. Stąd to kłamstwo – w rzeczywistości bowiem pokrzywdzony chciał się dostać na (...), w innym kierunku niż miał interes jechać oskarżony ( twierdzący, że wracał z S. do R.). Po drugie i ważniejsze, pokrzywdzony został odnaleziony w pobliżu S., a więc na trasie wiodącej z P. do K., oskarżony twierdził, że wysadził tam pokrzywdzonego na jego prośbę – dlatego kłamie, że pokrzywdzony chciał jechać do K.. Tymczasem pokrzywdzony nie powinien się znaleźć w S., bo miasto to nie leży na trasie wiodącej do G.. Tak naprawdę to oskarżony „zapolował” na pokrzywdzonego, wytypował go na dworcu, „urobił”, przekonał, że jedzie w tym samym kierunku, a następnie dokonał na nim rozboju. Wszystko było mu jedno, w którym kierunku jedzie pokrzywdzony i w jakim miejscu go wyrzuci z samochodu, ważne było, aby skłonić go do wejścia do samochodu i napicia się wódki. Jednak w wyjaśnieniach oskarżony próbuje nadać pozory prawdopodobieństwa swej wersji o przygodnym zabraniu autostopowicza, więc celowo wkłada mu w usta oczywistą nieprawdę, jakoby chciał jechać do K. ( w kierunku zamieszkania oskarżonego) a nie do G. ( gdzie mieszka pokrzywdzony). Co prawda trasa ta częściowo się pokrywa ( do P.), ale cała opowieść oskarżonego opiera się na złożeniu przypadkowego spotkania osób jadących docelowo w kierunku tego samego miasta, co jest oczywistą nieprawdą, oraz próbie wytłumaczenia, czemu pokrzywdzony zakończył podróż pod S.. Co znamienne, obrońca w swej „wersji reżyserskiej” umieszczonej w apelacji również popada w tą nielogiczność i nawet nie próbuje jej wyjaśnić;

-

po trzecie, sama koncepcja wjechania przez oskarżonego do Ł. jest wręcz absurdalna. Przecież miał on wracać z S. do R. i nagle, tylko po to, żeby zapytać się kogokolwiek o dalszą drogę, jechał z trasy (przecież jadąc (...) z S. do R. omija się Ł. szerokim łukiem, a wjechanie do tego miasta wymaga cofnięcia się o kilkanaście kilometrów), wjechał w zakorkowane miasto Ł., przejechał cierpliwie stojąc w korkach do jego centrum na dworzec, tylko po to, żeby jakiegoś przygodnego pasażera czekającego na autobus lub pociąg zapytać o trasę na P., po czym oświecony tą wiedzą miał znów przebijać się przez centrum jednego z większych w Polsce miast aby wrócić na trasę ( i przy okazji tej ekspedycji do centrum miasta miał przypadkowo spotkać pokrzywdzonego i zaproponować mu powiezienie do K., choć już wiemy, że ten chciał jechać do G.). Jest to tak niedorzeczne, że nie wymaga dalszego komentarza ( a w apelacji „wersja reżyserska” obrońcy powiela ten absurd, przechodząc nad nim do porządku dziennego);

-

po czwarte, oskarżony cynicznie wykorzystując śmierć swojego ojca umieszcza go w roli pasażera pijącego z pokrzywdzonym i wymyśla sobie podróż do S., a jednocześnie nie potrafi wskazać żadnych danych osób, którym do tego S. miał z ojcem zawozić kominek ani bliższego adresu docelowego miejsca dostawy – jest to nielogiczne, przecież nie chodziło o standardową działalność oskarżonego, tylko o stanowiący eksces w jego życiu nietypowy wypad do obcego odległego miasta w dosyć niecodziennej sprawie, a składał wyjaśnienia w stosunkowo krótkim czasie po rzekomej podróży do S.. Obrońca w swej własnej wersji wykreowanej w apelacji również przechodzi bez żadnej refleksji nad tą słabością scenariusza wymyślonego przez oskarżonego podczas pierwszego przesłuchania – tymczasem jest to po prostu niewiarygodne i powoduje, że Sąd nie może się opierać na żadnej z tych wersji ( ani na wersji scenarzysty, czyli oskarżonego, który rozpisał te niewiarygodne role i sceny w protokole wyjaśnień, ani na wersji obrońcy, który niczym ambitny reżyser dysponujący kiepskim scenariuszem ale zobowiązany do jego realizacji zleceniem producenta w apelacji próbował nieco podrasować tę historię, ale nie był w stanie wyjaśnić braku logiki i luk w prezentowanej opowieści);

-

po piąte, opis zachowania pokrzywdzonego na stacji benzynowej zaprezentowany przez oskarżonego jest niezgodny z zapisem monitoringu z tej stacji. Oskarżony twierdził, że pokrzywdzony wychodził kupić paliwo ( lub piwo – zapis w protokole jest dwuznaczny, vide k. 267v). Tymczasem pokrzywdzony nie dokonywał tam żadnych zakupów, a jedynie oskarżony płacił za paliwo ( cały czas próbując przy tym zasłaniać twarz przed kamerami). Kłamstwo to ma na celu przedstawienie pokrzywdzonego jako swobodnie poruszającego się po stacji człowieka, kupującego samemu sobie alkohol, podczas gdy w rzeczywistości już na tej stacji benzynowej oskarżony uraczył pokrzywdzonego swoim alkoholem z dodatkiem nieznanej substancji, która spowodowała, że krótko po wyjeździe z tej stacji, jeszcze na terenie Ł., pokrzywdzony utracił świadomość;

-

po szóste, oskarżony opisując zachowanie pokrzywdzonego wewnątrz jego samochodu i dokonywanie przez niego wypłat z bankomatów przy użyciu karty bankomatowej również mija się z prawdą. Przedstawiane przez niego rzekome wypłaty dokonywane z karty pokrzywdzonego nie pokrywają się z danymi z systemów bankowych. Oskarżony w swych wyjaśnieniach twierdzi, że w P. miało dojść do dwukrotnej wypłaty z konta pokrzywdzonego – najpierw on sam miał wyjść i osobiście dokonać wypłaty, a po 30 minutach miał dać oskarżonemu kartę bankomatową, podać do niej numer (...) i powiedzieć, aby oskarżony wypłacił sobie 500 zł. na paliwo, co ten miał uczynić. Tymczasem nie ma takich wypłat w tym miejscu i na wskazane kwoty, są natomiast inne – z dnia 6 listopada 2015 r. z godziny 18.17 (wypłata równowartości około 1000 euro z bankomatu w S.) a następnie w tym samym dniu wypłata następuje już w miejscowości S. na kwotę stanowiącą równowartość około 1000 euro. Oskarżony kłamie w tej kwestii chcąc przedstawić pokrzywdzonego jako człowieka swobodnie i samodzielnie, a także przytomnie korzystającego z karty bankomatowej w czasie podróżowania z oskarżonym – ale ta opowieść jest zmyślona, bo nie odnajduje potwierdzenia w historii operacji bankowych na koncie pokrzywdzonego. Obrońca w wersji prezentowanej w apelacji pomija ten jakże niedogodny dla linii obrony aspekt sprawy;

-

po siódme, zachowanie opisane przez oskarżonego jest nielogiczne, bo najpierw jawi się on jako dobry Samarytanin, spontanicznie proponuje podwiezienie pokrzywdzonego aż do K. ( choć sam jechał do R.), w P. przyjmuje od niego aż 500 zł. za paliwo, po drodze zatrzymuje się dla niego w różnych sklepach i barach, pozwala pokrzywdzonemu i swemu ojcu spożywać w czasie jazdy alkohol i zamienić swój samochód w świątynię B., po czym krótko po wyjechaniu z P. wyprasza pokrzywdzonego w szczerym polu na 12 km przed S. tylko dlatego, bo jego ojciec zaczął się z pokrzywdzonym kłócić. Takie zachowanie nie miałoby sensu, zostało wymyślone przez oskarżonego, aby jakoś wytłumaczyć zniknięcie pokrzywdzonego z jego samochodu z dala od jakiegoś miasta, dworca czy przystanku w miejscu, które nijak nie pasowało do celu podróży pokrzywdzonego ( zarówno prawdziwego, tj. G., jak i rzekomego, tj. K.).

Chybione są również (liczne i powielające się) zarzuty związane z kwestią doprowadzenia pokrzywdzonego do stanu nieprzytomności poprzez podanie mu nieustalonej substancji. Zgromadzony materiał dowodowy pozwala na wykluczenie wersji atypowego upojenia alkoholowego. Wpływ alkoholu na organizm człowieka jest doskonale znany, a pokrzywdzony to zdrowy mężczyzna w sile wieku, normalnie używający alkoholu. Pokrzywdzony wiarygodnie zeznał, że nigdy nie miał żadnej nietypowej reakcji na alkohol, że nie leczy się na żadną chorobę ani nie zażywa leków mogących mieć wpływ na sposób reagowania organizmu na alkohol, zeznania te potwierdziła żona pokrzywdzonego. Również opis zdarzeń i wrażeń odniesionych przez pokrzywdzonego wyklucza upojenie alkoholowe, nawet atypowe – pokrzywdzony wypił dwa kieliszki wódki i kilka minut później nagle utracił świadomość, odzyskał ją nazajutrz rano w szpitalu. Po drodze nie ma nawet przebłysków pamięci, nie ma pojęcia, co się z nim w międzyczasie działo. Poziom alkoholu w jego krwi wyklucza, aby to pod jego wpływem doszło do tak głębokiej utraty świadomości i kontroli nad własnym zachowaniem. Przecież pokrzywdzony około godziny 23.00 miał zaledwie 0,6 promila alkoholu we krwi, a przecież ciągle był nieprzytomny, bez kontaktu słowno – logicznego.

Zarzuty związane z tym, że nie ustalono, jaką substancję mu podano nie mogą prowadzić do wniosku, że nie podano mu żadnej. To, że nie wykryto takiej substancji w czasie badania krwi pokrzywdzonego w szpitalu wynika z tego, że po prostu poddano tą krew badaniom jedynie na obecność alkoholu oraz jednego rodzaju środków uspokajających z grupy benzodiazepin ( i takich środków farmakologicznych nie wykryto) – vide opinia k. 49. Natomiast krew pokrzywdzonego nie była w ogóle badana pod kątem obecności w niej narkotyków albo innych środków farmakologicznych. Wbrew twierdzeniu obrońcy wcale nie oznacza to, że zachodzą okoliczności z art. 5 § 2 kpk nakazujące przyjąć, że pokrzywdzonemu żadnego środka nie podano. Zasadę in dubio pro reo stosować należy wtedy, gdy zachodzą wątpliwości, których nie da się usunąć, a w tej kwestii Sąd Okręgowy nie ma nieusuniętych wątpliwości, bo w świetle zgromadzonego i należycie ocenionego materiału dowodowego z całą pewnością należy stwierdzić, że oskarżony podał pokrzywdzonemu jakąś substancję, która doprowadziła go do stanu nieprzytomności. Natomiast fakt, że nie ustalono jaka była to substancja nie ma znaczenia z punktu widzenia znamion z art. 280 § 1 kk. Przecież w przepisie tym mowa jest o doprowadzeniu do stanu nieprzytomności – tylko tyle i aż tyle. Sposób, w jaki sprawca doprowadza ofiarę do stanu nieprzytomności, a już w szczególności skład chemiczny substancji, za pomocą której efekt ten osiąga, są indyferentne z punktu widzenia omawianego przepisu. Inaczej sprawa wyglądałaby, gdyby oskarżonemu zarzucono narażenie pokrzywdzonego na niebezpieczeństwo utraty życia lub poniesienia uszczerbku na zdrowiu w związku z podaniem mu takiej substancji – wówczas należałoby ją znać, wiedzieć, jaki wpływ ma na organizm człowieka. W tej sprawie nie jest to nieodzowne.

Podobnie jak nie jest żadnym argumentem, że oskarżony spożywał z pokrzywdzonym ten alkohol ( nota bene ta teza apelanta również jest niezgodna z wyjaśnieniami oskarżonego) – przecież nie chodzi o to, czy oskarżony pił alkohol, tylko, czy spożył wraz z nim substancję wywołującą utratę przytomności. Oskarżony siedział w samochodzie przed pokrzywdzonym, aby polać mu alkohol odwracał się do niego, więc bardzo łatwo mógł zamarkować przed pokrzywdzonym wypicie tego alkoholu albo ukryć dodanie do naczynia pokrzywdzonego dodatkowego składnika.

Chybione są również zarzuty związane z oddaleniem wniosków dowodowych o dopuszczenie uzupełniającej opinii biegłego celem ustalenia poziomu alkoholu we krwi pokrzywdzonego w chwili czynu oraz zbadania kwestii upojenia atypowego pokrzywdzonego. Co do upojenia atypowego, było to omawiane powyżej, co do poziomu alkoholu, to skoro pokrzywdzony był zbadany jedynie raz, to przecież nie da się ustalić, czy był w fazie eliminacji alkoholu z organizmu, czy jeszcze w fazie wchłaniania, więc dopuszczanie opinii w tym zakresie było bezprzedmiotowe – biegły mógłby wypowiedzieć się jedynie teoretycznie. Natomiast co do teorii - wiadome jest, że organizm człowieka spala alkohol w tempie nie większym niż 0,2 promila na godzinę. Skoro pokrzywdzony około godziny 23.00 miał 0,6 promila alkoholu we krwi, to około godziny 18.17 ( pierwsza wypłata z karty bankomatowej pokrzywdzonego) nie mógł mieć więcej, niż 1,6 promila alkoholu we krwi i nie jest to poziom alkoholu, który u normalnego dorosłego mężczyzny powoduje całkowitą utratę kontroli i świadomości. Idąc tym torpem dalej, około godziny 16.00 ( wyjazd ze stacji benzynowej z oskarżonym) pokrzywdzony nie mógł mieć więcej, jak 2 promile alkoholu we krwi i to również nie jest poziom powodujący utratę przytomności u mężczyzny w sile wieku, mającego już wcześniej doświadczenie życiowe ze spożywaniem alkoholu. Oczywiście w powyższej analizie mającej charakter teoretyczny wskazuje się na maksymalne hipotetycznie możliwe stężenia alkoholu. Ponieważ nie da się w tej sprawie nic konkretniejszego powiedzieć, dopuszczanie opinii biegłego byłoby nieprzydatne i niecelowe.

Nie tylko argumentem chybionym, ale wręcz czepianiem się słówek można określić zarzut obrońcy, który próbuje zdyskredytować wiarygodność i spójność zeznań pokrzywdzonego tylko dlatego, iż ten w pierwszych zeznaniach powiedział, że wódka, którą poczęstował go oskarżony, miała „ normalny smak”, a w kolejnych stwierdził, że „ w smaku był to jakiś ostry alkohol”. Sąd zdaje sobie sprawę, że w naszym społeczeństwie spotkać można smakoszy wódki, a większość profesjonalnych producentów ( by nie powiedzieć gorzelni, gdyż nie oddawałoby to skali produkcji) zatrudnia nawet kiperów testujących smak omawianego trunku ( i być może są wśród nich degustatorzy potrafiący odróżnić nie tylko stopień ostrości oraz czystości wódki czy rodzaj zboża, z którego alkohol jest wyprodukowany, ale nawet region jego pochodzenia), ale dla przeciętnego zjadacza chleba biała wódka ma po prostu „ostry smak”. Więc zdaniem Sądu jak pokrzywdzony w pierwszym zeznaniu mówił o „ normalnym smaku wódki”, a w kolejnym o alkoholu „ ostrym w smaku” to mówił o tym samym i doszukiwanie się w tym sprzeczności jest dzieleniem włosa na czworo. Przecież oczywiste jest, że pokrzywdzony mówiąc w ten sposób chciał przekazać, że nie rozpoznał żadnego innego, nietypowego smaku sugerującego dodanie czegoś do kieliszka.

Skoro już mowa o zarzutach dotyczących wiarygodności pokrzywdzonego, to nie podważa jej okoliczność, że pokrzywdzony w pierwszych zeznaniach twierdził, że na stacji benzynowej nie wychodził z samochodu oskarżonego, a w kolejnych indagowany przez przesłuchującego nie wykluczył, że wyszedł na papierosa. Nie ma w tym żadnej istotnej sprzeczności ani rozbieżności, człowiek palący przesłuchiwany wiele dni po zdarzeniu może nie być pewien tak machinalnej dla nikotynisty czynności, jak wyjście z samochodu celem odpalenia papierosa. Sedno sprawy tkwi tu nie w tym, czy pokrzywdzony wyszedł na papierosa, tylko w tym, czy robił na tej stacji zakupy – mówiąc językiem biblijnym obrońca zarzucając tu niekonsekwencję pokrzywdzonemu usiłuje wskazać źdźbło w jego oku, a nie dostrzega belki w oku własnego klienta – przecież to oskarżony twierdził, jakoby pokrzywdzony dokonywał w sklepie na tej stacji zakupów, podczas gdy nagrania monitoringu potwierdziły zeznania pokrzywdzonego, że nic takiego nie miało miejsca.

Dlatego Sąd Rejonowy prawidłowo ustalił stan faktyczny słusznie dając wiarę pokrzywdzonemu i dokonał właściwej subsumpcji zachowania oskarżonego do normy art. 280 § 1 kk i art. 275 § 1 kk w zw. z art. 11 § 2 kk.

Skoro oskarżony zabrał portfel pokrzywdzonego w którym były opisane w wyroku dokumenty, a potem musiał ten portfel przeglądać bo wyciągnął z niego kartę bankomatową, a mimo to dokumentów nie odesłał, tylko postąpił z nimi jak właściciel, to objął zamiarem kradzież tych dokumentów i wyczerpał również dyspozycję art. 275 § 1 kk, dlatego zarzuty obrońcy w tym zakresie również są chybione.

Wbrew twierdzeniu obrońcy czyn przypisany oskarżonemu w zaskarżonym wyroku, mimo pewnego mankamentu w jego opisie ( o czym szerzej za chwilę) zawierał wszystkie znamiona przestępstwa z art. 280 § 1 kk. W szczególności już na samym początku zawarte jest znamię doprowadzenia do stanu nieprzytomności poprzez podanie pokrzywdzonemu do spożycia nieustalonej substancji. To w zasadzie by wystarczyło co do tego znamienia, tyle, że potem Sąd Rejonowy dodał słowa „ której wypicie spowodowało u niego stan przytomności”. Ten lapsus powstał dlatego, że pierwotnie w akcie oskarżenia prokurator zawarł sformułowanie „ której wypicie spowodowało u niego utratę przytomności”, a Sąd Rejonowy chciał, aby opis czynu bardziej oddawał słowa ustawy, wiec jego intencją była zamiana słów „ utratę przytomności” na „ stan nieprzytomności” – ale zamiast na nowo opisać czyn zastosował technikę zastępowania fragmentów jego opisu innymi i w wyniku nieuwagi doszło do omyłki graniczącej z oczywistą omyłką pisarską ( po podstawieniu wszystkich zmian uzyskujemy absurdalne sformułowanie „ której wypicie powodowało u niego stan przytomności” zamiast „ stan nieprzytomności”). Ponieważ było to przedmiotem zarzutu apelacyjnego Sąd Okręgowy skorygował ten błąd w drodze zmiany wyroku, a nie prostowania omyłki pisarskiej. Jednak wyraźnie pokreślić należy, że nawet pozostawienie takiego opisu czynu jak zastosował Sąd Rejonowy nie zmieniałoby konkluzji, że opis ten zawiera wszystkie znamiona dyspozycji art. 280 § 1 kk i art. 275 § 1 kk, bo jest w nim zwarte już na samym początku stwierdzenie „ doprowadził J. G. do stanu nieprzytomności”, a także wszystkie pozostałe znamiona w/w norm prawa karnego materialnego.

Chybione są zarzuty niewspółmierności orzeczonej kary pozbawienia wolności przez jej nadmierną wysokość. Oskarżony zachował się w sposób wyjątkowo wyrachowany, perfidny i przemyślany. Jego czyn wymagał planowania, cierpliwości, zimnej krwi, zaangażowania jeszcze jednej nieustalonej osoby ( bo nie jest wiarygodne, że był to ojciec oskarżonego). Oskarżony najpierw pojechał na dworzec i obserwował otoczenie, tak wytypował ofiarę, zagadnął ją, wdał się z nią w rozmowę, przekonał o swoich dobrych intencjach, wręcz oczarował, udał koleżeństwo, ściągnął współsprawcę, zaprosił ofiarę do samochodu, w jego środku poczęstował ją wódką wprowadzając w ten sposób do jej organizmu jakąś substancję powodującą utratę przytomności. Wszystko to miało miejsce w biały dzień, w centrum dużego miasta, niemal na oczach setek ludzi. Potem pokrzywdzony został obrobiony i porzucony w zupełnie obcym dla siebie miejscu, w nocy przy ruchliwej trasie, mimo że był półprzytomny i nie reagował właściwie na bodźce zewnętrzne ( to szczęście, że znalazł go półnagiego i półprzytomnego ktoś na tyle rozsądny, że nie potraktował go jako pijaka tylko wezwał karetkę pogotowia – gdyby nie to, to nie wiadomo jak by się ta historia skończyła). Takie zachowanie oskarżonego, tak daleko posunięte planowanie, wyrachowanie, długotrwałe i konsekwentne realizowanie przestępczego planu świadczy o bardzo wysokim stopniu społecznej szkodliwości czynu oskarżonego i powoduje, że wymierzona mu kara nie jest nadmiernie surowa.

Na wydatki w postępowaniu odwoławczym złożył się ryczałt za doręczenia pism procesowych w kwocie 20 złotych.

Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim na podstawie art. 634 kpk w zw. z art. 627 kpk i art. 8 ustawy z dnia 23 czerwca 1973 roku o opłatach w sprawach karnych (tekst jednolity: Dz. U. Nr 49 poz. 223 z 1983 roku z późniejszymi zmianami) zasądził od oskarżonego na rzecz Skarbu Państwa kwotę 20 złotych tytułem zwrotu wydatków poniesionych w postępowaniu odwoławczym oraz wymierzył mu 400 złotych tytułem opłaty za drugą instancję. Oskarżony miał przed tymczasowym aresztowaniem stały dochód ( k. 514 v), jest zdrowym mężczyzną w średnim wieku zdolnym do podjęcia pracy po odzyskaniu wolności, Sąd Okręgowy nie znajduje podstaw, dla których miałby w jego przypadku odstępować od zasady ponoszenia wydatków postępowania przez skazanego.

Z powyższych względów orzeczono jak w wyroku.