Pełny tekst orzeczenia

Sygn. akt: IV Ka 431/18

UZASADNIENIE

Apelacja prokuratora jest oczywiście bezzasadna.

Zarzuty błędu w ustaleniach faktycznych oraz błędnej oceny dowodów i naruszenia prawa karnego materialnego nie zasługują na uwzględnienie. Sąd Rejonowy prawidłowo ustalił stan faktyczny w oparciu o rzetelnie i wszechstronnie oceniony materiał dowodowy oraz prawidłowo zastosował prawo karne materialne. Każdy istotny dowód został poddany analizie i oceniony w kontekście innych, powiązanych z nim dowodów. Ocena materiału dowodowego dokonana przez Sąd Rejonowy jest obiektywna, prawidłowa, zgodna z zasadami logiki i doświadczenia życiowego, oparta o całokształt ujawnionego na rozprawie materiału dowodowego i jako taka korzysta z ochrony jaką daje art. 7 kpk. Sąd Okręgowy nie będzie w tym miejscu tej oceny i tych ustaleń powielał, albowiem wobec doręczenia stronom odpisu uzasadnienia zaskarżonego wyroku analiza ta powinna być im znana - dość powiedzieć, że Sąd odwoławczy aprobuje dokonaną przez Sąd Rejonowy ocenę dowodów oraz oparte na niej ustalenia faktyczne.

W szczególności co do zarzutu naruszenia prawa karnego materialnego, tj. art. 190 § 1 kk, poprzez przyjęcie, że słowa „załatwię cię” nie realizują znamion przestępstwa groźby karalnej, to jest to zarzut chybiony. Zwrot „załatwię cię” może mieć różne znaczenia, w zależności od kontekstu sytuacyjnego, w jakim zostaje wypowiedziany. Na różne możliwe interpretacje tego zwrotu wskazuje się zarówno w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku, jak i w uzasadnieniu apelacji. W szczególności może ono oznaczać „zabiję cię”, „zrobię ci krzywdę” – i wówczas stanowi groźbę karalną, ale równie dobrze może oznaczać „utrudnię ci życie”, „wygram z tobą w Sądzie lub urzędzie”, „sprawię, że będziesz miał kłopoty” – a wówczas oznacza niekaralną pogróżkę. Zatem dla odróżnienia, czy w niniejszej sprawie, w której ustalono, że oskarżony wypowiedział taką frazę do pokrzywdzonego, słowa te miały charakter groźby karalnej, czy niekaralnej pogróżki, należy odnaleźć kontekst sytuacyjny, na tle którego padły. Zdaniem Sądu kontekst ten wskazuje, że była to niekaralna pogróżka. Sąd Okręgowy podziela w tym względzie ustalenia i zapatrywania Sądu Rejonowego przedstawione w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku.

Aby je podsumować, przypomnieć należy, że oskarżony ani wcześniej, ani później nie podejmował wobec pokrzywdzonego żadnych działań, które nawet w minimalnym stopniu można by było uznać za akty agresji lub działania zmierzające do popełnienia na szkodę pokrzywdzonego przestępstwa. A przecież oskarżony miałby ku temu i powody i możliwości. Wszak pomiędzy oskarżonym, a pokrzywdzonym wytworzył się konflikt na tle uszkodzenia samochodu bratanka oskarżonego ( K. C. ) przez osobę zamieszkującą w pokojach hotelowych pokrzywdzonego (R. S.), a także oskarżony domniemywał, że to pokrzywdzony donosił na niego do zakładu energetycznego pomawiając o kradzież prądu, a także na policję, pomawiając o wykroczenie z art. 60 1 § 1 kw. Jak na to wszystko reagował oskarżony ? – czysto formalnie, zawiadamiając o przestępstwie zniszczenia mienia w pierwszym przypadku i broniąc się przed Sądem w drugim i trzecim (w dodatku broniąc się skutecznie, bo zapadły wyroki uniewinniające oskarżonego). Ani razu nie zareagował impulsywnie, nie przedsięwziął żadnych działań, które byłyby niezgodne z prawem. Również w dniu 20 kwietnia 2017 roku oskarżony, mimo traumatycznych przeżyć, ponownie reagował czysto formalnie i zgodnie z prawem. Przypomnijmy, że tamtego dnia R. S. ( związany z pokrzywdzonym, zamieszkujący w wynajmowanych przez niego pokojach hotelowych, przy okazji będący w zainteresowaniu policji w związku z podejrzeniami o związki z ze zorganizowanymi grupami przestępczymi) miał grozić oskarżonemu, najechać samochodem osoby stojące przed posesją oskarżonego, groźby te miały paść w związku z tym, że oskarżony „zadarł” z pokrzywdzonym. Oskarżony zawiadomił o tym policję, poinformował, że R. S. może mieć broń i że prawdopodobnie przebywa w pokojach hotelowych pokrzywdzonego. Następnie pojechał do baru, w którym przebywać miał pokrzywdzony i w/w R. S. i w obecności policjantów ukląkł przed pokrzywdzonym i obiecał, że go „załatwi”. Jednak później ani razu nie podjął wobec pokrzywdzonego żadnych działań, które byłyby impulsywne, niebezpiecznie, lub stanowiły realizację znamion jakiegoś przestępstwa na szkodę pokrzywdzonego. Przypomnijmy, że oskarżony jest pracownikiem ochrony, człowiekiem wysportowanym, znającym sztuki walki – mimo to nadzwyczaj opanowanym. Nigdy nie był karany, nigdy nie zgłaszano wobec niego żadnych skarg związanych z wykonywanym przez niego zawodem. Skoro tak, to oskarżony klękając w obecności policjantów przed pokrzywdzonym i przysięgając, że go „załatwi” nie mógł mieć na myśli pozbawienie go życia ani popełnienie na jego szkodę przestępstwa, gdyż musiałby być idiotą, aby tego deklaracje złożyć przy policjantach. W dodatku jako pracownik ochrony wiedział, że w razie skazania go za jakiekolwiek przestępstwo umyślne utraci źródło dochodu.

Prokurator w apelacji skupił się na teatralnej stronie zachowania oskarżonego, wywodząc, że skoro klęknął przed pokrzywdzonym składając mu uroczystą przysięgę, że go załatwi, to oznacza, że na pewno miał na myśli krwawą wendetę, a słowa „załatwię cię” musiały oznaczać popełnienie przestępstwa na szkodę pokrzywdzonego. Sąd nie zgadza się z tym tokiem rozumowania – bo niby czemu uroczysta zapowiedź zemsty nie miałaby oznaczać czegoś bardziej współczesnego i zgodnego z prawem niż sycylijskie obcinanie głów ( na marginesie, jakby już oskarżony szukał takich wzorców, to potajemnie wysłałby pokrzywdzonemu rybę czy też co tam wyobraźnia by mu podpowiedziała, a nie klękał przed nim przy policjantach – nawet nacje owładnięte obsesją rodowej wróżdy nie były na tyle głupie, żeby zapowiadać realizację tej żądzy mordu przedstawicielom organów ścigania). Przecież oskarżony równie dobrze i równie uroczyście mógł zapowiedzieć, że od teraz zrobi wszystko, aby utrudnić pokrzywdzonemu życie ( w sposób legalny, np. poprzez doniesienia, pilnowanie, czy nie przekracza prawa, pozywanie do Sądu, itp.). Jak wyżej wspomniano zwrot „załatwię cię” ma też takie znaczenie jak : „zrobię cię na szaro”, „rozprawię się z tobą”, „przechytrzę cię”, „będę nad tobą górą”. W dodatku jeżeli założymy, że oskarżony był tak wściekły na pokrzywdzonego, że gotów był zrobić mu krzywdę, a przez słowa „załatwię cię” rozumiał pozbawienie życia, to czemu nie rzucił się na pokrzywdzonego, czemu nawet go nie dotknął. Oczywiście prokurator odpowie, że powstrzymał się na widok policjantów – ale skoro tak, to czemu na oczach policjantów demonstracyjnie klękał i głośno zapowiadał popełnienie zbrodni zabójstwa ?. Trzeba się zdecydować – albo oskarżony jest impulsywny, wówczas obecność policjantów nie powinna go powstrzymać chociażby przed popchnięciem pokrzywdzonego, złapaniem go za ubranie, itp., albo jest wyrachowany i widząc policjantów powstrzymał się przed kontaktem fizycznym z pokrzywdzonym, ale wówczas, skoro już się opanował i nie działał emocjonalnie, nie ogłaszałby publicznie swoich krwawych zamiarów.

Zdaniem Sądu oskarżony jechał na miejsce prowadzenia działalności gospodarczej przez pokrzywdzonego z pełną świadomością, że są tam policjanci, bo sam ich tam przecież wysłał informując, że to w pokojach hotelowych wynajmowanych przez pokrzywdzonego ukrywa się R. S.. Dlatego oskarżony nie mógł być zaskoczony widokiem policjantów. Skoro mimo to, na ich oczach, podszedł do pokrzywdzonego by uroczyście i głośno ( tak, aby wszyscy słyszeli ) przyrzec, że go „załatwi”, to nie mógł mieć na myśli popełnienia przestępstwa, gdyż nic nie wskazuje na to, że jest idiotą. Tylko bowiem skończony głupiec pojechałby na miejsce koncentracji policji ( w tamtym momencie kilkunastu policjantów było zaangażowanych w akcję na terenie baru pokrzywdzonego) i ogłaszał, że ma zamiar w przyszłości kogoś zabić czy nawet pobić itp. Równie dobrze oskarżony mógłby przyczepić sobie tarczę do klatki piersiowej, albo sam na siebie wystawić list gończy. Tymczasem oskarżony nie przejawia skłonności do takiej samodenuncjacji, wręcz przeciwnie, jest rozsądny oraz zdaje sobie sprawę z konsekwencji prawnych swoich czynów oraz znaczenia wypowiadanych słów (wszak jak dotąd na trzy procesy wytoczone oskarżonemu, wliczając niniejszy, w trzech przypadkach został uniewinniony).

Dlaczego mimo to oskarżony demonstracyjnie i teatralne, na oczach wszystkich padł na kolana i zapewnił, że „załatwi” pokrzywdzonego ? – w świetle powyższego jedyną racjonalną odpowiedzią jest ta, że nie miał na myśli żadnego przestępstwa, a jedynie legalne formy utrudnienia pokrzywdzonemu życia, wykazania mu, że nie ma racji, że nie będzie bezkarny i że skoro on mógł donosić na oskarżonego do różnych instytucji, to oskarżony nie pozostanie mu dłuży i wykorzysta te same możliwości, aby odpłacić mu pięknym za nadobne. To dlatego nie wahał się złożyć tej deklaracji publicznie, w obecności funkcjonariuszy policji, mimo że wiedział, iż pokrzywdzony sam skłonny jest zawiadamiać organy ścigania o domniemanych przestępstwach i wykroczeniach oskarżonego gdy tylko ma ku temu okazję.

Kiedy słowa „załatwię cię” można potraktować jako groźbę karalną ? – tylko wtedy, gdy kontekst sytuacyjny pozwoli na zdekodowanie ukrytej pod tymi słowami zapowiedzi wyrządzenia komuś krzywdy. Będzie tak np. w sytuacji, w której słowa te wypowiada osoba karana za przestępstwa przeciwko życiu lub zdrowiu, osoba impulsywna i mająca epizody związane z okazywaniem agresji, osoba, która przed wypowiedzeniem takich słów, po ich wypowiedzeniu lub w trakcie ich wypowiadania podejmuje jakieś czynności mogące anonsować wykonanie jakiś aktów przemocy, gdy łączy to np. z gestem sugerującym zabicie lub pobicie, itp. W omawianym przypadku nic takiego nie miało miejsca, a dotychczasowa droga życiowa oskarżonego, jak i jego zachowanie po wypowiedzianych słowach wskazują, że zawsze działał w granicach prawa, wykorzystując możliwości legalnego dochodzenia swych roszczeń.

Wreszcie nie sposób nie odnieść się do normy art. 5 § 2 kpk, nakazującej tłumaczenie wątpliwości na korzyść oskarżonego. Jeżeli przyjmiemy, że żadne z zachowań oskarżonego nie pozwala na zdekodowanie, co miał na myśli mówiąc „załatwię cię”, to dywagacje na temat tego, co naprawdę miał na myśli pozostają jedynie w sferze rozważań teoretycznych. Mógł rozumieć przez ten zwrot to, czego stara dowieść prokurator, ale równie dobrze to, do czego usiłuje przekonać obrona. Nigdy nie dowiemy się, co w tym momencie działo się w umyśle oskarżonego – skoro tak, to zasada in dubio pro reo nakazuje przyjąć, że nie miał na myśli popełnienia przestępstwa na szkodę pokrzywdzonego tylko zgodne z prawem działanie skierowane przeciwko niemu, a tym samym należy przyjąć, że słowa te nie były groźbą karalną, tylko niekaralną pogróżką.

Chybione są zarzuty prokuratora dotyczące błędu w ustaleniach faktycznych. Sąd Rejonowy słusznie ustalił, że poza słowami „załatwię cię” żadne inne tego typu wypowiedzi z ust oskarżonego nie padły. Sąd Rejonowy właściwie ocenił w tym kontekście wyjaśniania oskarżonego oraz zeznania pokrzywdzonego i związanych z nim świadków w osobach J. M. i M. L.. W szczególności daleko posuniętym uproszczeniem jest teza zawarta w apelacji prokuratora, jakoby Sąd Rejonowy nie dał wiary tym świadkom tylko dlatego, że są oni związani towarzysko z pokrzywdzonym i jednocześnie skonfliktowani z oskarżonym. Jest to niewątpliwie prawda, ale to tylko jeden z kilku powodów, dla których Sąd Rejonowy nie dał im wiary. Zasadniczym powodem takiej oceny, przemilczanym przez apelanta, jest to, że zarówno pokrzywdzony, jak i świadkowie J. M. i M. L. zostali przyłapani na kilku ewidentnych kłamstwach i sprzecznościach, wykazanych w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku. Gwoli przypomnienia najważniejszych z nich – pokrzywdzony chcąc uwiarygodnić swoją relację założył, że ilość przeradza się w jakoś i twierdził, że zarówno J. M. jak i M. L. byli obecni w trakcie wypowiadania przez oskarżonego rzekomych gróźb w dniu 20 kwietnia 2017 roku, po czym okazało się, że M. L. tam w ogóle nie było, a J. M. podawał inny krąg słuchaczy, inne usytuowanie policjantów, inaczej opisywał pewne okoliczności tego zdarzenia. W dodatku koloryzował, rozbudowywał rzekomą wypowiedź oskarżonego o słowa, jakie nigdy nie padły. Najlepszym dowodem na to, jak niewiarygodny jest świadek J. M., jest jego zrelacjonowanie sytuacji z dnia 20 kwietnia 2017 roku, według którego to opisu oskarżony niczym rozwścieczony berserker najpierw wykrzyczał szereg rozbudowanych epicko gróźb pod adresem pokrzywdzonego zapowiadając jak to mu będzie źle na wózku inwalidzkim, a potem wykrzykując porównywalne groźby ruszył z pięściami na struchlałego ze strachu J. M. i tylko bezpośrednia interwencja dzielnego policjanta zastępującego zaślepionemu z gniewu oskarżonemu drogę zapobiegła nieszczęściu i uratowała naszego biednego świadka przed nieuchronnym zderzeniem z brutalnym napastnikiem. Tymczasem jak się przeanalizuje zeznania policjantów, to nic takiego nie miało miejsca, żaden nie pamiętał J. M., nikt nie zastępował drogi oskarżonemu i nie powstrzymywał do przed atakiem na kogokolwiek, a jedyne co zapamiętano, to smętny widok oskarżonego klęczącego na asfalcie przed pokrzywdzonym, co wydało się obserwatorom nie tyle groźne, co raczej śmieszne. Dlatego świadek J. M. nie jest wiarygodnym źródłem informacji i słusznie odmówiono mu wiary. Świadek M. L. okazuje się jedynie świadkiem ze słuchu, który może zeznać tylko to, co opowiedzieli mu skonfliktowani z oskarżonym i ewidentnie nieobiektywni pokrzywdzony i J. M.. Teza apelanta, jakoby zeznania pokrzywdzonego, oraz M. L. i J. M. różniły jedynie „detale” nie wytrzymuje krytyki - trudno uznać za detale takie okoliczności jak nieobecność jednej z tych osób na miejscu zdarzenia, jak odmienna liczba policjantów mających widzieć zdarzenie i ich usytuowanie, jak odmienna treść słów oskarżonego, jak jego spektakularne zachowanie, które w rzeczywistości nie miało miejsca, itd.

Co do rzekomych poprzednich gróźb, jakie miały mieć miejsce przed dniem 20 kwietnia 2017 roku, to nie jest prawdopodobne, że zostały wypowiedziane, skoro pokrzywdzony - tak negatywnie nastawiony do oskarżonego i tak chętnie korzystający z każdej możliwości doniesienia na niego o jakichkolwiek nieprawidłowościach – wcześniej tego nie zgłaszał. Ponadto i w tych przypadkach w zeznaniach pokrzywdzonego i w/w świadków występują liczne sprzeczności powodujące, że są oni niewiarygodni – obszernie i szczegółowo wykazał to Sąd Rejonowy w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku, a prokurator poza dwoma ogólnymi i złożonymi głównie z frazesów zdaniami na s. 6 uzasadnienia apelacji nie sformułował co do tej oceny żadnych konkretnych zarzutów, więc Sąd Okręgowy poprzestanie na tym, że w pełni aprobuje ustalenia i ocenę dowodów zaprezentowane przez Sąd meriti.

Dlatego ustalenia faktyczne Sądu meriti są prawidłowe, zaprezentowana w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku ocena dowodów pełna, logiczna i zgodna z doświadczeniem życiowym, a rozstrzygnięcie zawarte w zaskarżonym wyroku jest sprawiedliwe, nie uchybiające prawu materialnemu, zaś sam wyrok zapadł bez obrazy prawa procesowego.

Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim na podstawie art. 636 § 1 kpk i art. 9 ustawy z dnia 23 czerwca 1973 roku o opłatach w sprawach karnych (tekst jednolity: Dz. U. Nr 49 poz. 223 z 1983 roku z późniejszymi zmianami) ustalił, że koszty procesu za postepowanie odwoławcze ponosi Skarb Państwa. Dlatego też należało zasądzić od Skarbu Państwa na rzecz oskarżonego 840 zł tytułem zwrotu kosztów obrony w postpowaniu odwoławczym.

Z powyższych względów orzeczono jak w wyroku.