Sygn. akt II K 845/15

WYROK

W IMIENIU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

Dnia 04 maja 2016 roku

Sąd Rejonowy w Piotrkowie Trybunalskim II Wydział Karny

w składzie:

Przewodniczący: SSR Małgorzata Krupska-Świstak

Protokolant: stażysta Dorota Słomka

przy udziale Prokuratora: Adama Zarzyckiego

po rozpoznaniu w dniu 04 maja 2016 roku sprawy

S. L. (1) , s. B. i M. z domu L., ur. (...) wP. (...)

oskarżonego o to, że:

w okresie od stycznia 2013 roku do dnia 16 czerwca 2015 roku, w miejscowości S. (...), gm. W. (...), pow. (...), woj. (...) groził pobiciem oraz pozbawieniem życia swojemu bratu A. L., przy czym, groźby te wzbudziły u pokrzywdzonego uzasadnioną obawę, że zostaną spełnione

tj. o czyn z art. 190 § 1 kk w zw. z art. 12 § 1 kk

orzeka

1.  oskarżonego S. L. (1) uniewinnia od popełnienia zarzuconego mu czynu,

2.  zwalnia oskarżonego od kosztów procesu, które przejmuje na rachunek Skarbu Państwa.

UZASADNIENIE

Bracia A. i S. L. (2) są współwłaścicielami domu mieszkalnego wraz z działką w miejscowości S., przekazanego im w 1990 r. w formie darowizny przez matkę M. N., która wychodząc ponownie za mąż przed ok. 30 laty przeniosła się do W.. Od około 20 lat zamieszkuje tam razem z nią i jej mężem J. N. także pokrzywdzony. W rodzinnym domu stale zamieszkiwał jedynie oskarżony wraz z żoną i córką, ale jego matka i brat systematycznie przyjeżdżali do S., gdzie część pomieszczeń pozostawała do ich dyspozycji. Do końca 2013 r. relacje rodzinne i stosunki między braćmi układały się poprawnie, tym bardziej, że obaj są ludźmi wykształconymi, podobnie jak ich matka i ojczym. M. N. miała duży wpływ na obu synów, a także na córkę oskarżonego M. L., co nie pozostawało bez wpływu na małżeństwo oskarżonego. Toczyło się nawet postępowanie rozwodowe, ale małżonkowie L. pogodzili się i postanowili dalej ze sobą żyć. Decyzja S. L. (1) o rezygnacji z rozwodu nie spotkała się z akceptacją jego rodziny, zwłaszcza matki, uważającej żonę oskarżonego za „psychopatkę”. Systematyczne wizyty w S. mieszkających w W. członków rodziny poczynając od 2014 r. stały się więc nieprzyjemne, narastały konflikty na tle sposobu korzystania ze wspólnego domu, opłacania rachunków, zachowania pokrzywdzonego w czasie pobytu w domu. Matka oskarżonego i jej mąż bywali w S. sporadycznie 2 – 3 raz w roku, ale pokrzywdzony przyjeżdżał tam co tydzień lub dwa. Oskarżony i jego rodzina odbierali te regularne wizyty jako „najazdy”, a zachowanie A. L. za ostentacyjne i niegrzeczne. Domownikom przeszkadzało trzaskanie drzwiami, tupanie, ciągłe przechodzenie przez przynależne im pomieszczenia, które odbierali jako celowe złośliwości. Dochodziło do licznych nieprzyjemnych sytuacji, w toku których obaj bracia mieli do siebie pretensje i zarzucali sobie, że jeden chce wyzuć drugiego z posiadania domu. Oskarżony domagał się partycypowania w rachunkach, wybudowania oddzielnego wejścia do domu, zaś pokrzywdzony zarzucał bratu przywłaszczenie różnego typu mienia i owoców z sadu. Mówił też, że „jeszcze się policzą”. Żona oskarżonego nie była w stanie znieść ciągłego napięcia i wyprowadziła się z domu. W ostatnim czasie za jej przykładem poszła M. L. poszukując zacisznego miejsca do nauki. Obie utrzymują jednak stały kontakt z oskarżonym, a małżeństwo, mimo osobnego zamieszkiwania, funkcjonuje zgodnie.

Dowód: wyjaśnienia oskarżonego k. 30v-31v, k. 33 i k.36, zeznania M. L. k. 38- 39/C i k. 36-36v

Poczynając od marca 2014 r. pokrzywdzony zaczął przyjeżdżać do rodzinnego domu w towarzystwie J. B., nazywając go swoim ochroniarzem. Twierdził, że robi to gdyż obawia się agresji oskarżonego, który wielokrotnie mu groził. Człowiek ten był od blisko 20 lat znajomym rodziny, w tym S. L. (1), z którym miał bardzo dobre relacje i wspólne zainteresowania. Nigdy nie widział, aby oskarżony komuś ubliżał lub był wobec kogoś agresywny, nie mniej dostrzegał, że od pewnego czasu między braćmi wyraźnie zaczęło „ iskrzyć”. Z uwagi na bliższe związki z pokrzywdzonym i małżonkami N. zdecydował się stanąć po ich stronie w rodzinnym konflikcie. Od kiedy zaczął razem z A. L. regularnie bywać w S. widział jednak, że oskarżony zachowuje się wobec brata spokojnie, unika przybyłych i w żaden sposób nimi nie rozmawia. Nigdy nie doszło między braćmi do rękoczynów, ani nawet na takie pokrzywdzony się nie skarżył. Jedynie dwa razy na przestrzeni tego czasu J. B. był świadkiem ostrzejszej wymiany zdań między w/w. Podczas jednej z nich ze strony oskarżonego padły słowa, że kiedyś brat „dostanie w mordę”. Podczas drugiego incydentu na prośbę pokrzywdzonego interweniowała policja. Powodem jej wezwania było nieeleganckie zachowanie oskarżonego, który nie zapukawszy i nie przywitawszy się z przybyłym z W. J. N. wszedł do jego pokoju skontrolować stan grzejnika. Zachowanie to zostało uznane za wstrząsające i niezgodne z zasadami współżycia społecznego. Obaj bracia L. byli wówczas zdenerwowani i obaj podnosili na siebie głos, jednak z żadnej strony nie padły jakiekolwiek groźby.

Dowód: częściowo zeznania J. B. k. 33-33v

M. N., podobnie jak jej mąż, zdecydowanie opowiedziała się po stronie młodszego syna i dodatkowo wypominała S. L. (1) udzielane mu w przeszłości wsparcie finansowe, grubiaństwo i rażącą niewdzięczność. W jednym ze skierowanych do niego listów, w lipcu 2014 r., eksponowała poczucie głębokiego zniesmaczenia i rozczarowania jego zachowaniem poruszając wiele osobistych kwestii i poddając własnej ocenie etycznej styl życia oskarżonego i jego rodziny. Za przejaw działania osoby godnej marginesu społecznego uznała także zacytowane w liście słowa oskarżonego skierowane do brata, że „stłucze mu mordę”. Nie odwoływała się jednak do związanego z tymi słowami poczucia lęku o bezpieczeństwo pokrzywdzonego skupiając całą uwagę na eksponowaniu swoich zasług w utrzymywaniu rodziny syna, piętnowaniu jego decyzji życiowych oraz słownictwa, gustu, stylu bycia, metod wychowawczych, etc. Zakomunikowała również zamiar odwołania uczynionej oskarżonemu darowizny i zażądała zwrotu samochodu i przedmiotów wyposażenia domu. Ani M. N., ani jej mąż nigdy nie byli świadkami gróźb wypowiadanych przez oskarżonego pod adresem A. L., jednak byli i pozostają przekonani, że ten ostatni jest prześladowany i traktowany ordynarnie.

Dowód: częściowo zeznania M. N. k.35, list k. 64-77, częściowo J. N. k. 34v-35

S. L. (1) ma 55 lat, jest żonaty, ma jedno dziecko pozostające na jego utrzymaniu. Legitymuje się wykształceniem wyższym, jest inżynierem ogrodnictwa i nauczycielem, obecnie pobiera rentę chorobową w kwocie 800 zł oraz uzyskuje dochód z dodatkowej pracy w wysokości ok. 1300 zł. Nie był dotychczas karany.

Dowód: oświadczenie oskarżonego S. L. k. 30, dane z KRK k. 103

Oskarżony S. L. (1) nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i na etapie przygotowawczym korzystał z prawa do milczenia. W toku rozprawy sądowej szeroko zarysował tło konfliktu rodzinnego podnosząc, że pozostający pod przemożnym wpływem matki pokrzywdzony, nie mający własnej rodziny, postępuje pod jej dyktando przygotowując grunt pod sprzedaż rodzinnego domu w S., na co nie ma zgody oskarżonego. Twierdził, że matka rozbiła mu rodzinę, niszczy zdrowie jego córce, a pokrzywdzony zatruwając życie jego żonie ciągłymi „najazdami” i ostentacyjnym przechodzeniem przed jej nosem w towarzystwie ochroniarza zmusił ją do opuszczenia domu w S.. Przyznał, że dochodziło niekiedy do wymiany zdań z A. L., jednak dotyczyły one sposobu korzystania ze wspólnego domu, były sporadyczne i nie towarzyszyły im żadne groźby. Zwrócił uwagę, iż wielokrotnie prosił brata o dołożenie się do rachunków jak również o wybudowanie osobnego wejścia do domu, eliminującego konieczność ciągłych spotkań.

Dowód: wyjaśnienia oskarżonego S. L. (1) k.30v-31v, k.33, k. 36 i k. 98-

100/A

Sąd zważył, co następuje:

Przeprowadzone w sprawie postępowanie dowodowe nie doprowadziło do obalenia istniejącego po stronie oskarżonego domniemania niewinności, zwłaszcza w postaci nadanej mu z dniem 1 lipca 2015 r. brzmieniem art. 5 kpk, a utrwalonym mocą art. 25 ust. 1 Ustawy nowelizującej z 11 marca 2016 r. Wersja zdarzeń przedstawiona przez A. L. okazała się nielogiczna, oderwana od realiów sytuacyjnych, obarczona nadmiarem emocji i ewidentną skłonnością do ubarwiania faktów, a tym samym nie dość wiarygodna, aby oprzeć na niej wyrok skazujący, lub jakikolwiek inny przesądzający sprawstwo i winę oskarżonego. Zabrakło również innych dowodów, które pozwoliłyby zyskać pewność, że A. L. padł ofiarą przestępstwa z art. 190 § 1 kk, bowiem osoby podające się na etapie przygotowawczym za naocznych świadków wypowiadanych gróźb, okazały się w istocie nie mieć żadnej bezpośredniej wiedzy o zdarzeniach objętych zarzutem, a uwikłanie w spór z oskarżonym odebrało im zdolność do obiektywnej oceny rzeczywistości. Zarówno M. N., jak i J. N., jak się okazało, bazowali wyłącznie na opowieściach pokrzywdzonego, bowiem nigdy gróźb nie słyszeli, a własne relacje budowali przez pryzmat głębokiego żalu do oskarżonego, mającego swoje źródło zupełnie poza zdarzeniami objętymi zarzutem. Świadkowie ci nie dysponowali właściwym dystansem wobec przedmiotu procesu mieszając różnego typu wątki osobiste i nadając im właściwie pierwszoplanowy charakter. Jedynym względnie miarodajnym źródłem informacji pozostawał J. B., mający okazję naocznie obserwować relacje braci podczas wizyt w S., w tym scysję, w toku której oskarżony w dosadnych słowach istotnie powiedział, że kiedyś brat dostanie w twarz. Ta relacja nie uprawniała jednak do wnioskowania ani o poczuciu autentycznego lęku, jaki słowa oskarżonego miały wzbudzić u A. L., ani do uznania sygnalizowanych obaw o bezpieczeństwo za uzasadnione okolicznościami. W żadnym wypadku nie uprawniała ona również do przyjęcia, że oskarżony wielokrotnie przy każdej nadarzającej się okazji groził bratu pobiciem, jak sugerował opis czynu i proponowana kwalifikacja prawna. Nie można przecież nie dostrzegać, że już w pierwszych zeznaniach J. B. twierdził, że od kiedy zaczął asystować A. L. podczas wizyt w rodzinnej posesji, tj. od dwóch lat, oskarżony „ zaczął zachowywać się wobec niego spokojnie, unika nas i żaden sposób z nami nie rozmawia”. Stwierdzenie to oddaje atmosferę panująca w czasie pobytu pokrzywdzonego w S. i formę wzajemnych kontaktów między braćmi wskazując jednoznacznie, że była ona wprawdzie chłodna, ale spokojna i bynajmniej nie budowały jej ciągłe groźny, awantury i permanentne poczucie strachu wywołanego zachowaniem S. L. (1). Fakt, że na przestrzeni dwóch lat, podczas których pokrzywdzony gościł wielokrotnie w rodzinnym domu mimo napiętej sytuacji z bratem zdarzyły się dwie zapamiętane przez świadka ostrzejsze wymiany zdań, w toku których padła zapowiedź uderzenie pokrzywdzonego w twarz nie oznacza jeszcze, że doszło do przestępstwa. Przeciwnie, okoliczności, w jakich słowa te padły i kontekst wzajemnych relacji stron każą widzieć w nich jedynie demonstrację niechęci, jaką bracia darzą się wzajemnie i w różny sposób wzajemnie ją sobie okazują. Z zeznań J. B. zupełnie jednoznacznie wynika, nie tylko to, że wypowiedź oskarżonego nie zrobiła żadnego wrażenia na pokrzywdzonym nie zdradzających żadnych naturalnych oznak strachu, ale w wymianie zdań był on równie aktywny i rozemocjonowany jak oskarżony. Nie ma zatem żadnych wątpliwości, że pokrzywdzony słów brata nie przyjął z lękiem i obawą o ich realizację, ale co najwyżej z oburzeniem i poczuciem głębokiej urazy, którą przy wsparciu matki i ojczyma pielęgnuje do chwili obecnej. Na marginesie można jedynie dodać, że zeznania J. B. nie były wolne od niekonsekwencji, bowiem pierwotnie w/w powoływał się na jeden przypadek wypowiedzenia słów o cechach groźby, przy którym w dodatku musiał interweniować. Na rozprawie potrzebie takiej interwencji stanowczo zaprzeczył i wskazał na inny incydent. Opis sytuacji wskazuje, że niewątpliwie chodzi o zajście w okresie letnim 2014 r., do którego nawiązuje list M. N. wspominający o „ stłuczeniu mordy” pokrzywdzonemu. Jest oczywiste, że gdyby zajście miało choćby przez chwilę faktycznie drastyczny przebieg, bądź też gdyby rzeczywiście zaowocowało obawą, że zapowiedź ta zostanie zrealizowana, M. N. poświęciłaby na to odpowiednio dużo miejsca w swoim liście. Jego obszerna i nawiązująca do wydarzeń z zamierzchłej przeszłości treść upoważnia do wniosku, że autorka listu pielęgnuje urazy i ma skłonność do analizowania i rozpamiętywania zdarzeń postrzeganych przez nią jako krzywda albo przynajmniej niestosowność.

Tym niemniej, zeznania J. B., starającego się zachować względny obiektywizm i przedstawiające oskarżonego jako człowieka spokojnego, który nigdy nikomu nie ubliżał i nie był agresywny, oraz w/w fragment listu M. N. pozwoliły na zanegowanie tej części wyjaśnień oskarżonego, w której twierdził, że nigdy nie wypowiedział słów mogących uchodzić za groźbę.

W pozostałym zakresie relacja S. L. (1) zasługiwała na wiarę, bo nie ma żadnych powodów, aby ją negować. W szczególności zogniskowany wokół wspólnego majątku spór stanowi logiczne i uzasadnione doświadczeniem życiowym tło dla pogorszenia relacji rodzinnych, wzajemnych uszczypliwości i widocznej niechęci. W taką atmosferę doskonale wpisują się wszystkie zachowania postrzegane przez M. L. oraz jej ojca jako złośliwość – ostentacyjne naruszanie ich prywatności, narzucanie towarzystwa J. B., trzaskanie drzwiami itp. Zeznania M. L. także zatem zasługują na wiarę.

Występek z art. 190 § 1 kk, szerzej znany jako tzw. groźba karalna, to oddziaływanie na psychikę drugiej osoby poprzez zapowiedź popełnienia przestępstwa na jej szkodę lub na szkodę osoby najbliższej. Ma on charakter materialny, a jego skutkiem jest uzasadniona obawa adresata groźby, że będzie ona spełniona. O ile zatem dla bytu w/w występku nie jest konieczne, aby sprawca miał rzeczywiście groźbę wykonać, ani też by istniały obiektywne możliwości jej spełnienia, o tyle warunkiem jego dokonania jest wzbudzenie w adresacie groźby uzasadnionej obawy, że zostanie ona spełniona ( v. postanowienie Sądu Najwyższy z 16 lutego 2010 r. , sygn. V KK 351/2009, LexisNexis nr 2244793). To, czy groźba wzbudziła obawę w zagrożonym, musi być oceniane subiektywnie (zob. wyrok SN z 26 stycznia 1973 r., III KR 284/72, Lex nr 21544), natomiast ocen obiektywnych wymaga to, czy obawa taka była w danych okolicznościach uzasadniona (zob. wyrok SA w Krakowie, II AKa 163/2002, LexisNexis nr 363772, KZS 2002, nr 7-8, poz. 44).

Weryfikacja ustalonego stanu faktycznego przez pryzmat wskazanych wyżej kryteriów nie pozwala w zachowaniu oskarżonego rozpoznać kompletu ustawowych znamion groźby karalnej. W pierwszej kolejności przesądza o tym brak wiarygodnych dowodów świadczących o rzeczywistym, a nie pozornym i teatralnym lęku pokrzywdzonego przed słowami wypowiedzianymi przez brata. Po drugie, obiektywna, racjonalna ocena zgłaszanych przez pokrzywdzonego obaw nie pozwala uznać, że miały one charakter obaw uzasadnionych. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że bracia L. od kilku lat pozostają w ostrym konflikcie, a jego podłożem są nieporozumienia narosłe wokół korzystania z domu stanowiącego ich wspólną własność. Spór o ewidentnie majątkowym charakterze skłócił zresztą całą rodzinę, obejmując kolejne sfery życia rodzinnego. Najlepszym dowodem eskalującego konfliktu jest wielowątkowość zrzutów kierowanych pod adresem oskarżonego i pomieszanie przedmiotu procesu z pretensjami o naturze ściśle osobistej. Warto wskazać tu choćby na zapowiedź podjęcia przez matkę braci L. kroków prawnych zmierzających do odwołania oskarżonemu darowizny, zarzuty pod adresem jego stylu życia, zachowania żony i córki oskarżonego oraz liczne, czytelne aluzje do czynionych w przeszłości nakładów finansowych na niego i jego rodzinę. M. N. odwoływała się również do incydentów rodzinnych sprzed blisko 30 lat wyrzucając oskarżonemu zachowania nie mające nawet luźnego związku z przedmiotem procesu. Ani jeden fragment obszernego, 14- stronnicowego listu M. N. z 2014 r. nie odnosi się jednak do obaw wywołanych cytowanymi tam słowami oskarżonego świadcząc raczej o oburzeniu ordynarnym językiem S. L. (1) i rozgoryczeniu jego zarzutami zawartymi w innym, kierowanym do brata, liście.

Trzeba zatem mieć na uwadze, że tak rozległy i wielopłaszczyznowy konflikt ani nie ogniskuje się wokół słów S. L. (1) wypowiedzianych w toku jednej z licznych scysji rodzinnych, ani też słowa te nie odbiegały od ogólnej atmosfery między braćmi, którzy nie szczędzili sobie złośliwości i przykrych uwag. Warto pamiętać, że sam pokrzywdzony także szafował słownictwem mogącym dawać asumpt do postępowania karnego insynuując, że oskarżony jest złodziejem ( już w pisemnym doniesieniu o przestępstwie zarzucił bratu, że ten go okrada). W pewnych sytuacjach specyfika wzajemnych relacji między określonymi osobami może powodować, że groźby wypowiadane przez jedną z tych osób pod adresem drugiej nie mogą być oceniane jako mogące wywołać realną obawę ich spełnienia (zob. wyrok SN z 7 października 2008 r., III KK 153/2008, LexisNexis nr 2009835). Trzeba mieć na uwadze również i to, że zanim rozgorzał ów konflikt – relacje między S. a A. L. były poprawne, a oskarżony ani swoim trybem życia, ani usposobieniem nie dawał rodzinie powodów do obaw o własne bezpieczeństwo. Innymi słowy – S. L. (1) nie był typem nieobliczalnego awanturnika, „czarnej owcy”, której postępowanie rażąco odbiega od standardów relacji międzyludzkich panujących w rodzinie. Wprost przeciwnie, zarówno oskarżony, jak i jego brat, matka i ojczym to ludzie wykształceni i kulturalni, którzy nie tylko doskonale się znali, ale przez wiele lat koegzystowali zgodnie, układając wzajemne relacje na właściwym poziomie. Inny obraz współżycia rodzinnego nie wynika nawet z zeznań pokrzywdzonego, który twierdził, że jeszcze w 2013 r. łożył na utrzymanie brata, a nawet gotował mu obiady.

Już tylko tak zarysowana historia wzajemnych stosunków pomiędzy stronami, wynikających w dodatku z bardzo bliskich więzów krwi, zobowiązywała do ostrożnej oceny twierdzeń A. L., w których utrzymywał, że „paraliżował” go lęk przed bratem, a obawa przed jego zachowaniem zmuszała go do składania wizyt w rodzinnym domu w towarzystwie „ochroniarza”. Ewidentnie nieadekwatne do rzeczywistości jest nazywanie zachowania brata „sadystycznym”. Można by odnieść wrażenie, że A. L. albo był świadkiem niebywałej, nawracającej agresji oskarżonego, albo wręcz sam jej zaznał, tymczasem takich doświadczeń pokrzywdzony nie miał. Sam przyznał, że między nim, a bratem nie dochodziło do rękoczynów, ani w przeszłości, ani nawet już w czasie nabrzmiewającego konfliktu. W dobrym świetle stawia również oskarżonego J. B., zastrzegając, że nigdy nie widział, aby S. L. (1) był wobec kogoś agresywny lub by komuś ubliżał. W ocenie Sądu, twierdzenia pokrzywdzonego są więc przesycone egzaltacją i zdradzają wyraźną skłonność do przesady, o czym przekonuje już tylko zdrowy rozsądek i wskazania doświadczenia życiowego odniesione do rodziny inteligenckiej, niedotkniętej żadną patologią i na przestrzeni kilkudziesięciu lat funkcjonującą zupełnie zgodnie. Inna rzecz, że w domu, w którym zwykle rozmowy toczyły się na wysokim poziomie i z poszanowaniem reguł poprawnego języka, szokujące i trudne do zaakceptowania może być już tylko wypowiedzenie wulgaryzmu, co wyraźnie sugerują zeznania M. N. z etapu rozprawy ( „ oskarżony groził bratu wulgaryzmami” k. 36). Zmiana słownictwa i obniżenie poziomu dyskusji nie świadczą jeszcze o popełnionym przestępstwie. W żadnym wypadku miarą domniemanego lęku i obaw pokrzywdzonego nie może być fakt korzystania z asysty J. B., nazywanego „ochroniarzem”, a wynajętego jakoby specjalnie do ochrony przed spodziewanym atakiem fizycznym oskarżonego. Pomijając już fakt, że J. B. sam jest człowiekiem w podeszłym wieku i trudno wyobrazić sobie, aby był gotów do fizycznego starcia z oskarżonym, to w jego własnej ocenie – S. L. (1) jest człowiekiem spokojnym i grzecznym. Trudno oprzeć się wrażeniu, że stała asysta J. B. tytułowanego „ochroniarzem” jest niczym innym, jak tylko dość teatralnym manifestowaniem rzekomego strachu przed oskarżonym, ale również elementem demonstrowania uprawnień właścicielskich względem domu w S.. Choć konieczność dzielenia składnika majątku przez zwaśnionych członków rodziny dla nikogo nie jest sytuacją komfortową, to trzeba zdawać sobie sprawę, że zdecydowanie boleśniej odbija się to na sytuacji życiowej oskarżonego. W przeciwieństwie do A. L., oskarżony nie ma innego lokum, a dom w S. jest jego centrum życiowym i stałym miejscem zamieszkania całej jego rodziny. Trudno, rzecz jasna, kwestionować prawo współwłaściciela domu – A. L. do przebywania w nim, ale z łatwością można sobie wyobrazić, jak jego niezapowiedziane i odbywane w atmosferze wrogości wizyty wpływają na stałych mieszkańców domu. Problem jest tym większy, że woli kompromisu nie widać, a jednoczesne przebywanie we wspólnych pomieszczeniach rodzi zrozumiałe napięcia i sytuacje krepujące, tym bardziej, jeśli pokrzywdzonemu stale towarzyszy „ochroniarz”. Narzucana rodzinie oskarżonego krępująca obecność obcego człowieka w ich domu może być odbierana jako szykana i element upokorzenia, co zgodnie akcentowali S. L. (1) i jego dorosła córka. Warto przypomnieć, że atmosfera konfliktu rodzinnego poważnie zachwiała małżeństwem S. L. (1), którego żona nie była w stanie znieść ciągłych wizyt pokrzywdzonego, odbieranych jako „najazdy” i ostentacyjne korzystanie ze wspólnych pomieszczeń, a jego córka (licealistka), zdecydowała się w ostatnim czasie opuścić dom w poszukiwaniu spokojnego miejsca do nauki, którym przestał być jej dom rodzinny.

Faktem jest, że nawet w najporządniejszych rodzinach zdarzają się scysje, czy nawet awantury i, w ocenie Sądu, incydenty takie w ostatnich latach przydarzyły się również w rodzinie L., ale nie oznacza to jeszcze, że wypowiedziane w ferworze emocji słowa zawsze są odbierane zupełnie poważnie, stając się źródłem uzasadnionych obaw o bezpieczeństwo. Przeciwnie, osoby sobie najbliższe z reguły doskonale znają swoje natury i nauczone wieloletnimi doświadczeniami wiedzą czego się po sobie spodziewać. Dlatego też fakt, że w toku jednej z kilku nieprzyjemnych rozmów oskarżony powiedział, iż kiedyś bratu „stłucze mordę” bynajmniej nie oznacza, że A. L. autentycznie przestraszył się tych słów i odczuł uzasadnioną okolicznościami obawę, że zapowiedź ta doczeka się realizacji. Logika podpowiada wniosek, że jeżeli oskarżony byłby istotnie tak agresywny i nieobliczalny, jak chce tego pokrzywdzony, to ani obecność 60- letniego A. B., ani wzgląd na możliwe konsekwencje nie powstrzymałaby go przed atakiem na brata, do czego nigdy nie doszło. Wbrew temu co twierdzi pokrzywdzony okazji ku temu było bardzo wiele, bowiem jak przyznał w/w jego wizyty w S. są regularne i zwykle towarzyszy im napięcie. Pokrzywdzony musiał mieć zatem pełną świadomość, że oskarżony nie jest człowiekiem ponad miarę impulsywnym, skorym do jakiejkolwiek przemocy i mimo wzburzenia pewnych granic nigdy nie przekroczy. W końcu obaj wychowali się w tej samej rodzinie i przez długie lata ich stosunki układały się poprawnie. Co więcej, postępowanie pokrzywdzonego w niczym nie przypominało postępowania człowieka zastraszonego i przekonanego o czekającej go krzywdzie. Wszak do domu zamieszkałego przez brata i jego rodzinę przyjeżdżał bardzo często, zachowywał się w nim swobodnie, nie dążył wówczas do ograniczenia kontaktów z oskarżonym, nie unikał konfliktów i mimo nalegań oskarżonego nie podjął żadnych środków technicznych mogących uzewnętrzniać dążenie do fizycznego odseparowania się od brata. Regularnie też wdawał się w nieprzyjemne dyskusje z oskarżonym, nie stronił od wypominania mu swojej pomocy, zarzucał kradzieże bądź przywłaszczenie mienia, domagał się jego zwrotu. Z pewnością nie tak postępuje zaszczuta i wylękniona ofiara gróźb, na jaką usiłował się wykreować A. L.. Skoro mimo napiętej atmosfery i ustawicznie ponawianych wizyt brata, odbieranych przez oskarżonego jako demonstracyjne burzenie prywatności domowników stale zamieszkujących w S. i ostentacyjne obnoszenie się z prawami do korzystania z domu nigdy nie sprowokowało go do faktycznej agresji, to należy dojść do wniosku, że S. L. (1) nie jest człowiekiem mogącym uchodzić za impulsywnego i skorego do przemocy, o czym jego rodzonemu bratu z pewnością doskonale wiadomo. Słowa oskarżonego stanowiły, zdaniem Sądu, raczej uszczerbek na ambicji pokrzywdzonego i pretekst do zaangażowania w rodzinny spór organów ścigania, bez żadnych ku temu podstaw. Zdaniem Sądu, A. L. nie boi się brata, jego lęk pozostaje wyłącznie w sferze werbalnej, skoro osobiście aranżuje sytuacje konfliktowe zachowując się prowokująco i nieelegancko oraz nie specjalnie liczy się z prywatnością stałych mieszkańców domu w S.. Zaufanie do twierdzeń pokrzywdzonego osłabia zresztą właśnie wyraźna skłonność do wyolbrzymienia faktów i używania nieadekwatnych środków do konkretnych sytuacji życiowych. Wniosek ten oprzeć należy choćby na analizie powodów, dla jakich spowodował on interwencję policji wówczas, kiedy doszło do scysji między oskarżonym, a J. N.. Ojczym pokrzywdzonego poczuł się wówczas głęboko dotknięty tym, że oskarżony się nie przywitał, ale wtargnąwszy bez pukania do pokoju ośmielił się sprawdzić, czy przybyli z wizytą korzystają z ogrzewania ( wg oskarżonego opłacanego wyłącznie przez niego). Być może było to zachowanie mało eleganckie i obcesowe, ale z całą pewnością nie uzasadniało interwencji policji, która nie jest organem powołanym do zwalczania złych manier. Incydent ten jednak uzmysławia, jak nieracjonalnie niski jest próg odporności pokrzywdzonego na zachowania przezeń nieakceptowane i jak wysoka gotowość do sięgania po środki rażąco niewspółmierne do okoliczności. Mocnych środków wyrazu pokrzywdzony używał w toku pierwszych zeznań mówiąc o niszczeniu fizycznym i psychicznym, próbach rękoczynów, uniemożliwianiu korzystania z nieruchomości w S., nieobliczalnym zachowaniu brata, stałym wypatrywaniu okazji do fizycznego ataku. Już na rozprawie dodał, że oskarżony sadystycznie znęcał się nad matką. Postępowanie dowodowe nie dostarczyło uzasadnienia dla posługiwania się tego typu retoryką. Nawiasem mówiąc, trudno w zachowaniu pokrzywdzonego doszukać się choć śladu lęku przed bratem, bowiem zdaniem naocznego świadka – rzeczonego „ochroniarza” J. B. – także i oskarżyciela posiłkowego ponosiły emocje, podnosił głos wdając się w awanturę z bratem, najwyraźniej nie dostrzegając żadnego, związanego z tym ryzyka.

A. L. okazał także ewidentną skłonność do manipulowania faktami, podejmując próbę wykazania, że dom w S. właściwie pozostawał jego centrum życiowym do końca 2013 r., tj. aż do czasu, kiedy z obawy przed agresją oskarżonego był zmuszony go opuścić przenosząc się do W.. Twierdzenie to w sposób jaskrawy rozmija się z prawdą, o czym przekonują zeznania wszystkich pozostałych świadków, wyjątkowo zgodne w tym, że od przynajmniej 20 lat pokrzywdzony na stałe mieszka w W., a w domu w S. składa jedynie przelotne wizyty. Po raz kolejny widać więc wyraźną nierzetelność A. L. w relacjonowaniu faktów i wyraźne dążenie do nadania im niepotrzebnej i niezasłużonej dramaturgii. Jest zupełnie jasne, że centrum zawodowe i życiowe pokrzywdzonego, tak jak i jego matki oraz ojczyma od dawna lokuje się w stolicy, a odwiedziny rodzinnego domu mają wyłącznie charakter doglądania dzielonego z oskarżonym majątku. Próbując powiązać swój pobyt w innym mieście wyłącznie z zachowaniem oskarżonego i nadając swojemu wyborowi życiowemu cechy ucieczki przed grożącym niebezpieczeństwem pokrzywdzony poważnie nadwyrężył własną wiarygodność dając kolejne świadectwo swojej skłonności do dramatyzowania i przesady.

Trzeba jasno powiedzieć, że postępowanie karne nie jest areną, na której powinny rozstrzygać się konflikty ściśle osobiste, a orzeczenie sądu karnego nie powinno być postrzegane jako argument w sporze o charakterze majątkowym. Tymczasem proces karny przeciwko S. L. (1) należy do tych, w którym strony przeniosły swoje osobiste antagonizmy na grunt postępowania karnego, mimo że przy odrobinie dobrej woli z obu stron dałoby się im zaradzić w ramach relacji rodzinnych i wygasić konflikt na tyle, aby korzystanie ze wspólnego domu przestało być trudną do zniesienia uciążliwością.

Wydanie wyroku uniewinniającego jest konieczne nie tylko wówczas, gdy wykazano niewinność oskarżonego, lecz również wtedy, gdy nie udowodniono mu że jest winny popełnienia zarzuconego mu przestępstwa. Wobec fiaska postępowania dowodowego, które nie zdołało doprowadzić do obalenia domniemania niewinności S. L. (1) należało uniewinnić, co pociągnęło za sobą konieczność obciążenia kosztami postępowania Skarbu Państwa.