Sygn. akt VI ACa 177/16
Dnia 17 maja 2017 r.
Sąd Apelacyjny w Warszawie VI Wydział Cywilny w składzie:
Przewodniczący - Sędzia SA Ksenia Sobolewska - Filcek
Sędziowie: SA Teresa Mróz
SO (del.) Tomasz Pałdyna (spr.)
Protokolant: protokolant Katarzyna Mikiciuk
po rozpoznaniu w dniu 17 maja 2017 r. w Warszawie
na rozprawie
sprawy z powództwa M. S.
przeciwko (...) Spółce Akcyjnej z siedzibą w S.
o zapłatę
na skutek apelacji pozwanego
od wyroku Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w Warszawie
z dnia 21 października 2015 r., sygn. akt III C 576/12
I. zmienia zaskarżony wyrok w punkcie pierwszym w ten sposób, że obniża zasądzoną tam kwotę do 91 500 zł (dziewięćdziesięciu jeden tysięcy pięciuset złotych), oddalając powództwo o zapłatę 10 000 zł z odsetkami;
II. oddala apelację w pozostałej części;
III. znosi wzajemnie między stronami koszty postępowania apelacyjnego.
Sygn. akt VI ACa 177/16
wyroku z dnia 17 maja 2017 roku
M. S. domagał się w pozwie zasądzenia od spółki akcyjnej działającej pod firmą (...) w S. kwoty 246 500 zł z ustawowymi odsetkami od 9 listopada 2009 roku do dnia zapłaty tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za uszkodzenie ciała i wywołanie rozstroju zdrowia w związku z wypadkiem drogowym spowodowanym przez kierowcę ubezpieczonego w pozwanym towarzystwie.
Pozwany domagał się oddalenia powództwa w całości, podnosząc zarzut przyczynienia się powoda do wypadku oraz kwestionując wysokość dochodzonej kwoty.
Zaskarżonym wyrokiem Sąd Okręgowy uwzględnił powództwo do kwoty 101 500 zł z ustawowymi odsetkami od 22 lutego 2012 roku do dnia zapłaty oraz rozstrzygnął o kosztach procesu i kosztach sądowych.
Z uzasadnienia wyroku wynika, że nieszczęśliwy wypadek, w którym powód doznał uszczerbku na zdrowiu, miał miejsce 13 lipca 2008 roku. Powód prowadził samochód, który zderzył się z innym autem, którego kierowca, skręcając w lewo, zajechał mu drogę. W wypadku tym zginął pasażer samochodu prowadzonego przez powoda, a sam powód doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Z powodu wypadku powód był kilkakrotnie hospitalizowany, w tym bezpośrednio po wypadku w szpitalu w W., gdzie przebywał do 21 lipca 2008 roku. Przez pierwszy tydzień był nieprzytomny. Rozpoznano u niego stan po urazie wielomiejscowym w wypadku komunikacyjnym, złamanie szyjki kości strzałkowej prawej, złamanie wieloodłamowe 1/3 bliższej długości trzonu kości udowej lewej, złamanie wieloodłamowe otwarte 1/3 środkowej długości trzonu kości piszczelowej prawej, ranę okolicy stawu kolanowego lewego, stan po wstrząśnięciu mózgu, stan po urazie klatki piersiowej – podejrzenie zatorowości płucnej. Podczas pobytu w szpitalu unieruchomiono obie kończyny dolne w gipsie biodrowym oraz zastosowano antybiotykoterapię. Następnie w dniach 21-30 lipca 2008 roku przebywał w szpitalu w W., gdzie nastawiono mu i zestabilizowano oba podudzia.
Kolejna hospitalizacja miała miejsce w dniach 20-22 stycznia 2009 roku w celu usunięcia zespolenia z prawego podudzia. Rozpoznano przy tym opóźniony zrost lewego podudzia i założono gips podudziowy. W tym samym szpitalu powód przebywał ponownie w dniach 23 stycznia – 16 lutego 2009 roku. Przyjęto go do oddziału rehabilitacyjnego do leczenia usprawniającego. Dalsza hospitalizacja w tym samym szpitalu miała miejsce w dniach 17-27 lutego 2009 roku. Rozpoznano wówczas u powoda staw rzekomy kości piszczelowej prawej, którą zespolono gwoździem śródszpikowym ryglowanym. Po raz ostatni powód hospitalizowany był w dniach 28 listopada – 5 grudnia 2011 roku. Wówczas usunięto zespolenia z wygojonego złamania kości udowej lewej, a leczenie zostało zakończone.
Na skutek doznanych obrażeń M. S. przez sześć miesięcy przebywał na zwolnieniu lekarskim oraz przez dwanaście miesięcy korzystał ze świadczeń rehabilitacyjnych. Przez dwa lata leżał w łóżku z uwagi na konieczność wygojenia złamania lewej kości udowej. Mógł jedynie przeskoczyć na krzesełko na kółkach, żeby następnie ktoś przewiózł go do łazienki, pomógł usiąść na toalecie i się umyć. Podczas pobytów w szpitalu leżał na wyciągu. Na krześle mógł poruszać się wcześniej niż pół roku po wypadku, ponieważ przyjmował silne leki przeciwbólowe, w tym ketonal, co pozwalało mu wytrzymać niezwykle silny ból. Środki przeciwbólowe brał przez około rok. Po roku ból odczuwał przy zmianie pogody, uderzeniu w szynę umieszczoną w piszczelu oraz przy jej zdjęciu. Na wózku zaczął jeździć po zrośnięciu biodra, co nastąpiło pół roku po wypadku. Wstydził się jednak jazdy na wózku. Natomiast o kulach zacząć chodzić po zrośnięciu się piszczela. Tak poruszał się przez około pół roku.
Sąd ustala także, że powód potrzebował pomocy do każdej czynności dnia codziennego. Z tego powodu musiał przeprowadzić się do rodziców, którzy zajęli się opieką nad nim. Korzystanie z pomocy osoby trzeciej było dla niego krępujące, bo wcześniej był niezależny. W tym czasie – jak się odnotowuje – nie prowadził życia towarzyskiego, ponieważ nie mógł wychodzić z domu. Stracił wówczas wielu znajomych oraz rozpadł się jego dotychczasowy związek, który trwał dwa lata. Partnerka po dwóch miesiącach od wypadku zakomunikowała mu, że nie chce pozostawać w związku z kaleką. Odwiedzały go jedynie osoby z pracy. Miał również problem z nawiązywaniem nowych kontaktów. Obecnie powód od dwóch lat jest w nowym związku. Ożenił się w roku 2014 i ma dziecko. Obecny związek jest dla niego satysfakcjonujący i nie wraca myślami do poprzedniego.
Powód – jak ustala jeszcze sąd – w dalszym ciągu odczuwa skutki wypadku. Utyka na lewą nogę i odczuwa ból w obrębie kostki lewej stopy. Nastąpiło także poszerzenie obrysów lewego stawu skokowego, obrzęk i ograniczenie ruchów pronacji i supinacji lewej stopy rzędu 10 stopni oraz niewielkiego stopnia osłabienie siły mięśniowej lewej nogi, którą ma skróconą o 1 cm. Lekarze poinformowali powoda, że przy zmianach pogody będzie odczuwał do końca życia ból. Dolegliwości bólowe lewej kostki mogą występować okresowo, ponieważ do czasu leczenia operacyjnego miał unieruchomioną nogę na wyciągu. Powód cierpi również na okresowe pobolewania w okolicy udowej lewej. Miał też doznać naturalnego urazu psychicznego wywołanego bólem i nagłą zmianą sytuacji życiowej. Uraz ten przezwyciężył wyłącznie dzięki dobrym zdolnościom adaptacyjnym. Niemniej jednak towarzyszy mu uczucie wstydu z powodu niebolesnych, lecz licznych blizn pooperacyjnych: bocznej strony biodra o długości 8 cm i 1/3 bliższej lewego uda długości 3 cm oraz dalszej części bocznej lewego uda długości 5 cm, a także po stronie boczno-przedniej stawu kolanowego lewego o długości 8 cm oraz nad rzepką lewą o długości 3 cm, poniżej rzepki przedniej powierzchni podudzia prawego o długości 7 cm oraz na przedniej powierzchni podudzia prawego po śrubowkrętach od zespolenia zewnętrznego ZESPOL (6 blizn), na przedniej powierzchni podudzia prawego o średnicy 2 cm po złamaniu otwartym. Z tego powodu nie nosi poza domem krótkich spodenek, a także nie jeździ do miejsc rekreacyjnych nad wodę. Ponadto, odczuwa dolegliwości na zmianę pogody, które objawiają się „ciągnięciem” w obu nogach. Stara się jednak rzadko korzystać z leków przeciwbólowych, ponieważ woli przezwyciężyć ból. Najgorzej czuje się rano, ponieważ żeby się skupić musi po wstaniu rozchodzić ból. Natomiast kiedy w pracy chodzi zbyt długo, to puchnie mu kostka. Leki przeciwbólowe na receptę przyjmuje jedynie w przypadku silnego i nieprzemijającego bólu.
Po wypadku powód zrezygnował z uprawiania jakiegokolwiek sportu. Przed wypadkiem pływał, grał w piłkę nożną, koszykówkę, jeździł na rowerze, motorze i na nartach. Po wypadku próbował jeździć na nartach, ale zrezygnował z uwagi na odczuwany strach. Boi się, że ktoś go podetnie i nabawi się nowych urazów. Natomiast z pływania zrezygnował, ponieważ wstydzi się blizn na nogach. Jedynie dla dziecka, które ma teraz 7 miesięcy, spróbuje przezwyciężyć wstyd. Na rowerze nie jeździ zaś z uwagi na ból, który doskwiera mu w biodrze. Rozmawiał na ten temat z lekarzem, który kazał mu jedynie przyzwyczaić się do bólu, który nie minie. Nie gra również w piłkę nożną i koszykówkę, albowiem odczuwa ból w kostce i nie może długo biegać. Nadto, jako że pracuje fizycznie, nie ma już chęci, żeby ćwiczyć w domu. Obecnie jego jedyną aktywnością jest oglądanie telewizji.
W związku z wypadkiem upadły również perspektywy zawodowe powoda. Był bowiem umówiony na podpisanie umowy dotyczącej konserwacji dwóch administracji. W tym celu chciał rozpocząć własną działalność gospodarczą. Plany te nie zostały jednak zrealizowane.
M. S. jest (...). W chwili wypadku miał 29 lat i pracował w przedsiębiorstwie państwowym na stanowisku (...). Po zakończeniu leczenia po dwóch latach wrócił do pracy w dotychczasowym miejscu zatrudnienia. Przez pierwsze sześć miesięcy wykonywał tylko pracę siedzącą. Nie wrócił jednak do pracy na poprzednim stanowisku (...). Teraz pracuje jako (...). Praca na poprzednim stanowisku wymagała bowiem długotrwałego stania na drabince, co po wypadku było niemożliwe z uwagi na odczuwalny ból. Zmiana stanowiska wiązała się wprawdzie z obniżeniem wynagrodzenia, ale jedynie w nieznacznym zakresie. Niemniej jednak – jak się odnotowuje – obecna praca nie cieszy się już takim prestiżem jak poprzednia. Pracę na stanowisku (...) w jego wieku oceniano bowiem pozytywnie, poczytywano za zasługę i odzwierciedlenie posiadanych umiejętności.
Z ustaleń sądu wynika także, że sprawca wypadku został skazany za jego spowodowanie na karę pozbawienia wolności. W wyroku karnym orzeczono także od niego na rzecz M. S. zadośćuczynienie za doznaną krzywdę w kwocie 10 000 zł. Wiadomo też, że powód przyczynił się do wypadku, bo jechał z nadmierną prędkością.
W dalszej części uzasadnienia Sąd Okręgowy relacjonuje wyniki badań biegłych, którzy sporządzili opinie w toku postępowania. Biegły ortopeda miał oszacować trwały uszczerbek na zdrowiu powoda na 45%. Natomiast biegli neurolog oraz psycholog i psychiatra uszczerbku takiego w zakresie swoich dziedzin nie stwierdzili.
W rozważaniach prawnych sąd pierwszej instancji powołał się na art. 435 § 1 k.c. w zw. z art. 436 k.c., art. 444 § 1 i 445 § 1 k.c. oraz na art. 34 i 36 ust. 1 ustawy z dnia 22 maja 2003 roku o ubezpieczeniach obowiązkowych, Ubezpieczeniowym Funduszu Gwarancyjnym i Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych, pochylając się nad kryteriami określania wysokości zadośćuczynienia. Podnosi się przy tym, m. in., że mierzenie krzywdy wyłącznie stopniem uszczerbku na zdrowiu stanowiłoby niedopuszczalne uproszczenie nieznajdujące oparcia w treści art. 445 § 1 k.c.
Z wywodów zawartych w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku wynika, że szacując wysokość zadośćuczynienia sąd brał pod uwagę zarówno bezpośrednie skutki wypadku, jak i uszczerbek na zdrowiu, który ma świadczyć o rozmiarze cierpień powoda. Sąd miał na względzie ból, utrzymujący się w dalszym ciągu, skomplikowane leczenie chirurgiczne i zachowawcze, długotrwałą rehabilitację, liczne pobyty w szpitalach, czas dochodzenia do zdrowia, poczucie wstydu wywołane bliznami, co sprawiło, że zaprzestał pływania, a także lęk i zdenerwowanie podczas jazdy samochodem. Sąd miał na uwadze także to, że z uwagi na opóźniony zrost podudzia powód przez dwa lata pozostawał w łóżku. Konsekwencją wypadku miała być utrata samodzielności. Zauważa się, że powód musiał przeprowadzić się do rodziców, a korzystanie z pomocy osób trzecich było dla niego krępujące. Wcześniej był niezależny, mieszkał w swoim mieszkaniu. Zdaniem sądu sytuacja, w jakiej się znajdował, może wpłynąć na męskie poczucie bezradności, a także stanowi źródło apatii. Jest również dużym obciążeniem psychicznym z uwagi na niepewność dotyczącą powrotu do zdrowia. Sąd miał też na względzie utratę przez powoda przyjaciół i rozpad związku oraz towarzyszące mu poczucie samotności, jak też ograniczenia w możliwości uprawiania sportu. Ocenia się przy tym, że pozostawanie w łóżku przez okres dwóch lat miało negatywne przełożenie na tryb życia powoda, który stał się bardziej stateczny. Niezwykle trudno jest bowiem – jak się wywodzi – wrócić do poprzednich przyzwyczajeń, zwłaszcza jeżeli wykonywanym czynnościom towarzyszy ból. Sąd brał wreszcie pod uwagę konsekwencje wypadku w sferze zawodowej powoda: zmianę stanowiska i utratę możliwości zawarcia dodatkowej umowy i założenia działalności gospodarczej. Dalej zauważa się, że skutki wypadku będą odczuwalne przez powoda do końca życia, bowiem nigdy nie powróci on do stopnia sprawności, którym cechował się przed wypadkiem. Z materiału dowodowego ma wynikać, że ból będzie odczuwać do końca życia przy zmianach pogody.
W konkluzji Sąd Okręgowy stwierdza, że odpowiednim zadośćuczynieniem dla M. S. będzie kwota 150 000 zł. Zdaniem sądu, z uwagi na to, że powód w chwili wypadku zajmował stanowisko (...), świadczenie określone na takim poziomie jest osadzone w realiach niniejszej sprawy, stanowi ekonomicznie odczuwalną dla niego wartość, adekwatną do obecnych warunków życia. Uznając jednak, że powód przyczynił się do wypadku w 30%, kwotę zadośćuczynienia obniżył do sumy 105 000 zł, od czego odjął jeszcze otrzymane przez powoda 3 500 zł, co dało sumę zasądzoną w wyroku.
O kosztach procesu sąd pierwszej instancji orzekł na podstawie art. 100 k.p.c., znajdując podstawy do ich wzajemnego zniesienia. Sąd obciążył też stronę pozwaną częścią nieuiszczonych przez powoda kosztów sądowych, kierując się treścią art. 13 ust. 1 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych.
Apelację od tego rozstrzygnięcia wywiódł pozwany, zaskarżając wyrok w części uwzględniającej powództwo co do kwoty 31 000 zł oraz co do kosztów procesu i pobranych od niego kosztów sądowych, zarzucając sądowi pierwszej instancji naruszenie art. 233 § 1 k.p.c. przez dowolną a nie swobodną ocenę zgromadzonego materiału dowodowego i uznanie, że zasądzenie kwoty 150 000 zł tytułem zadośćuczynienia stanowi odpowiednią sumę, biorąc pod uwagę doznaną przez powoda krzywdę, podczas gdy materiał dowodowy zebrany w sprawie nie pozwala na przyznanie powodowi łącznej kwoty zadośćuczynienia wyższej aniżeli 120 000 zł, jak też przez pominięcie, że powód otrzymał od sprawcy wypadku kwotę 10 000 zł na mocy orzeczenia wydanego w postępowaniu karnym, a powyższa kwota stanowi zadośćuczynienie za doznaną krzywdę, co prowadzi do konieczności odpowiedniego zmniejszenia świadczenia przyznanego przez sąd w niniejszej sprawie. Apelujący zarzuca nadto naruszenie art. 445 § 1 k.c. przez zasądzenie na rzecz powoda kwoty 150 000 zł zadośćuczynienia, co stanowi – jak ocenia – kwotę wygórowaną, biorąc pod uwagę wszystkie skutki wypadku, a w szczególności obecny stan zdrowia powoda. W ocenie autora apelacji przy ustaleniu odpowiedniej sumy zadośćuczynienia sąd ma obowiązek uwzględnić świadczenie otrzymane przez powoda od sprawcy zdarzenia. Apelujący wnosi przy tym o zmianę zaskarżonego wyroku przez oddalenie powództwa w zaskarżonym zakresie oraz o zasądzenie od powoda na rzecz pozwanego kosztów postępowania za obie instancje.
Sąd Apelacyjny zważył, co następuje:
Apelacja jest częściowo uzasadniona. Rację ma jej autor domagając się obniżenia zadośćuczynienia o kwotę wypłaconą już poszkodowanemu przez sprawcę wypadku. Uchybienie sądu nie ma jednak związku z przepisami powołanymi w apelacji.
Uwaga ta dotyczy w pierwszym rzędzie art. 233 § 1 k.p.c. Przepis ten nie dotyczy oceny prawnej ustalonego stanu faktycznego, ale procesu ustaleń faktycznych. Zakodowana w nim norma prawna ma na względzie wyłącznie interpretację dowodów zgromadzonych w sprawie, ocenę ich przydatności, wiarygodności i doniosłości w procesie ustaleń faktycznych. Tymczasem, apelujący – powołując się na ten przepis – zarzuca sądowi pierwszej instancji błędne uznanie, że zasądzenie kwoty 150 000 zł tytułem zadośćuczynienia stanowi odpowiednią sumę, jak też pominięcie, że powód otrzymał od sprawcy wypadku 10 000 zł na mocy orzeczenia wydanego w postępowaniu karnym. W tym drugim przypadku można, co najwyżej, mówić o pominięciu dowodu w postaci wyroku karnego, zasądzającego – tytułem środka karnego – określoną kwotę zadośćuczynienia od sprawcy wypadku.
Uchybienie sądu nie ma też związku z naruszeniem art. 445 § 1 k.c. Nieuwzględnienie faktu częściowego spełnienia świadczenia należałoby wiązać raczej z naruszeniem art. 366 § 1 k.c. w związku ze stosowanym per analogiam art. 441 § 1 k.c. Sąd powinien bowiem na poczet należności z tytułu zadośćuczynienia zarachować sumę uzyskaną z tego tytułu od sprawcy świadczenia. Ubezpieczyciel odpowiada wszak in solidum za sprawcę, a nie za czyn własny. Nie można zatem pominąć faktu częściowego spełnienia świadczenia przez tego ostatniego. Inna sprawa, że zarzut tego rodzaju nie pojawił się przed sądem pierwszej instancji, a Sąd Okręgowy nie miał podstaw do przyjęcia, że świadczenie zasądzone w wyroku karnym zostało spełnione. Dopiero bowiem spełnienie świadczenia przez współdłużnika solidarnego zwalnia współdłużników. To samo dotyczy odpowiedzialności in solidum.
Fakt uzyskania przez powoda zadośćuczynienia od sprawcy został ujawniony dopiero przed sądem odwoławczym. Fakt ten został przyznany przez pełnomocnika powoda i – na zasadzie art. 229 k.p.c. – ustalony przez sąd drugiej instancji. Sąd Apelacyjny stwierdza zatem, że M. S. otrzymał już od sprawcy szkody 10 000 zł tytułem zadośćuczynienia pieniężnego.
Nie powinno być przy tym wątpliwości, że zadośćuczynienie przewidziane w art. 46 k.k. ma w głównej mierze charakter kompensacyjny (por. uzasadnienie uchwały Sądu Najwyższego z dnia 13 lipca 2011 roku, III CZP 31/11 i przywołane tam orzecznictwo) i jest tym samym zadośćuczynieniem, o którym mowa w art. 445 § 1 czy 448 k.c. Jest to w większym jeszcze stopniu widoczne na tle aktualnego brzmienia art. 46 k.k., nadanego mu przez ustawę z dnia 20 lutego 2015 roku o zmianie ustawy – Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw (Dz. U. z 2015 roku, poz. 396). Obecnie przepis ten odsyła wyraźnie do przepisów prawa cywilnego (§ 1), wprowadzając przy tym sui generis normę kolizyjną (§ 3). Skoro orzeczenie zadośćuczynienia na podstawie § 1 tego przepisu nie stoi na przeszkodzie dochodzeniu niezaspokojonej części roszczenia w drodze postępowania cywilnego, to bez wątpienia chodzi o to samo jakościowo roszczenie (por. K. Szczucki, w: Kodeks karny. Część ogólna. Komentarz. Art. 1–116, red. M. Królikowski, R. Zawłocki, 2017, wydanie 4, Komentarz do artykułu 46 k.k.).
W ocenie Sądu Apelacyjnego zadośćuczynienie zasądzone na podstawie art. 46 § 1 k.k. także w brzmieniu sprzed nowelizacji, powinno być zarachowane na poczet zadośćuczynienia przyznawanego w procesie cywilnym toczącym się przeciwko sprawcy szkody albo osobie za nią odpowiedzialną solidarnie lub na zasadach solidarności; w tych ostatnich przypadkach – o ile świadczenie przyznane w wyroku karnym zostało spełnione. Nowelizacja, o której wyżej mowa, nie zmieniła istoty przewidzianego w art. 46 k.k. środka prawnego w postaci zadośćuczynienia, a jedynie doprecyzowała kryteria orzekania w tym przedmiocie (por. uzasadnienie postanowienia Sądu Najwyższego z dnia 7 listopada 2014 roku, IV KK 129/14).
W konkluzji uznać trzeba, że kwota zadośćuczynienia zasądzona przez sąd pierwszej instancji musi być pomniejszona o należność uzyskaną od sprawcy szkody i w tym tylko wyraża się zmiana zaskarżonego wyroku. Sąd Apelacyjny nie miał bowiem podstaw do zakwestionowania wymiaru zadośćuczynienia dokonanego przez Sąd Okręgowy.
Rozpoznając podniesiony w tym kontekście zarzut naruszenia art. 445 § 1 k.c. należy mieć na względzie specyfikę przewidzianego w tym przepisie roszczenia. Nie można nie zauważyć, że przestrzeń do oceny tego, czy zasądzona przez sąd pierwszej instancji kwota jest „odpowiednia”, w rozumieniu tego przepisu, jest stosunkowo niewielka, skoro ustawodawca posługuje się zwrotem niedookreślonym, pozostawiając w ten sposób sądowi pierwszej instancji znaczny margines uznaniowości. Zasadniczo to do sądu orzekającego należy ocena, jaką kwotę uzna za odpowiednią dla usunięcia skutków naruszenia. Mamy tu bowiem do czynienia ze swoiście pojętym uznaniem sędziowskim. Nie oznacza to jednak, że szacunek poczyniony przez sąd pierwszej instancji uchyla się spod kontroli instancyjnej. Tym niemniej, z uwagi na naturę normy zakodowanej w treści przywołanego przepisu, kontrola ta jest istotnie ograniczona. W judykaturze przyjmuje się, że ocena sądu pierwszej instancji może być kwestionowana tylko wtedy, gdy jest oczywiście nieprawidłowa, czyli wówczas, gdy przyznana kwota jest rażąco wygórowana albo zdecydowanie i oczywiście za niska (w tym duchu, w najnowszym orzecznictwie: tutejszy sąd w uzasadnieniu wyroku z dnia 7 marca 2014 roku, I ACa 1273/13; Sąd Apelacyjny w Łodzi w uzasadnieniu wyroku z dnia 19 grudnia 2013 roku, I ACa 877/13; Sąd Apelacyjny w Lublinie w uzasadnieniu wyroku z dnia 24 października 2013 roku, I ACa 442/13; Sąd Apelacyjny w Katowicach w uzasadnieniu wyroku z dnia 21 lutego 2013 roku, I ACa 1040/12).
Ograniczenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w której sąd odwoławczy poczyni odmienne ustalenia faktyczne w zakresie istotnym dla oceny rozmiarów krzywdy. Kompetencja sądu drugiej instancji jest szersza także wówczas, gdy szacunek wysokości szkody poczyniony przez sąd meriti osadzony zostanie na fałszywych założeniach. Zarzuty tego rodzaju pojawiają się w apelacji. Nie są one jednak przekonujące.
Przede wszystkim, nie polega na prawdzie twierdzenie apelacji, jakoby sąd pierwszej instancji kierował się wyłącznie procentowym uszczerbkiem na zdrowiu doznanym przez powoda, ignorując inne okoliczności. Jest zupełnie odwrotnie: Sąd Okręgowy wyraźnie zaznaczył, że nie może być to jedyne kryterium, jakim należy się kierować. Z rozważań zawartych w uzasadnieniu zaskarżonego wyroku wynika, że określając wysokość należnej powodowi rekompensaty brał pod uwagę różne czynniki, w tym bezpośredni skutek zdarzenia, wielokrotnie hospitalizacje, ból, osamotnienie, długotrwałą rekonwalescencję i wiele innych.
Nawet jeśli – jak utrzymuje apelacja – powód nie doznał uszczerbku na zdrowiu psychicznym i nie utracił swojej partnerki z powodu wypadku, a dywagacje sądu w tej kwestii są dowolne, to okoliczności te nie są w stanie zmienić oceny w kwestii wysokości zadośćuczynienia. W ocenie Sądu Apelacyjnego kwota 150 000 zł bez wątpienia nie jest wygórowana nawet wówczas, gdy weźmie się pod uwagę same skutki zdrowotne wypadku, tj. doznany uszczerbek i kilkuletnią rekonwalescencję. Nie należy zapominać, że powód po wypadku pół roku spędził w łóżku, a potem zmagał się z kolejnymi hospitalizacjami. To, że odzyskał pełną sprawność, nie przekreśla w żaden sposób wcześniejszych przykrych doświadczeń.
Prawdą jest, że powód nie ma obecnie przeciwwskazań do uprawiania sportu, ale problem wcale nie tkwi w tym punkcie. Sąd Okręgowy ustalił wszak, że powód wstydzi się rozebrać, a trudno choćby uprawiać sporty pływackie w ubraniu. Nie sposób się temu uprzedzeniu dziwić, bo powód – co nie jest pozbawione znaczenia w tej ocenie – został trwale oszpecony.
W tych okolicznościach brak było podstaw do rewizji oceny sądu pierwszej instancji w kwestii wysokości należnego zadośćuczynienia, bo zasądzona kwota z całą pewnością nie jest nadmiernie wygórowana. Pośrednim dowodem na to jest stanowisko samego apelującego, który kwestionując kwotę 150 000 zł, gotów jest zaakceptować zadośćuczynienie na poziomie 120 000 zł. W tej części apelację oddalono, kierując się w tej mierze treścią art. 385 k.p.c.
Zmieniając zaskarżony wyrok na podstawie art. 386 § 1 k.p.c. i zmniejszając zasądzoną należność o 10 000 zł, sąd odwoławczy nie znalazł podstaw do modyfikacji rozstrzygnięcia w przedmiocie kosztów postępowania przed Sądem Okręgowym. Sąd pierwszej instancji omyłkowo obciążył stronę pozwaną jedynie częścią kosztów sądowych, a zmiana orzeczenia na jej korzyść nie przekłada się na konieczność zmniejszenia sumy zasądzonej w punkcie piątym wyroku, która w dalszym ciągu nie odpowiada procentowemu udziałowi pozwanej w wydatkach poniesionych przez Skarb Państwa. Zmiana wyroku na niekorzyść powoda nie mogła też wpłynąć na dyspozycję zawartą w punkcie trzecim wyroku. Zmniejszenie zasądzonej należności o ok. 9% nie dezaktualizuje przyczyn, dla których sąd pierwszej instancji orzekł o zniesieniu kosztów procesu między stronami. Podstaw rozstrzygnięcia w tej kwestii apelacja nie kontestuje. Zaznaczyć przy tym trzeba, że chodzi o świadczenie, którego wymiar zależy ostatecznie od oceny sądu, co samo z siebie usprawiedliwia zastosowanie art. 100 k.p.c. Skoro bowiem w takiej sytuacji sąd mógłby obciążyć pozwaną kosztami procesu w całości, to tym bardziej może znieść koszty procesu między stronami.
Na tej samej podstawie normatywnej, w zw. z art. 391 § 1 k.p.c., orzeczono o kosztach instancji odwoławczej, biorąc pod uwagę to, że pozwana uiściła opłatę od apelacji, ale to powód wygrał proces przed Sądem Apelacyjnym, bo apelację uwzględniono w 33%.