Pełny tekst orzeczenia

II K 69/16

UZASADNIENIE

R. D. (1) jest marynarzem na statkach żeglugi śródlądowej. Od 2010 roku nieprzerwanie pracuje w Przedsiębiorstwie (...) jako sternik. Wcześniej m. in. wykonywał zawód pracownika ochrony. Ukończył technikum żeglugi śródlądowej, studia wyższe zakończone tytułem licencjata w Wyższej Szkole (...) w P. oraz policealną szkołę detektywów i pracowników ochrony. Posiada licencję pracownika ochrony fizycznej II stopnia. Pracował na różnych szczeblach ochrony, zajmował się ochroną obiektów sportowych, a także ochroną (...)ów.

Dowód: wyjaśnienia R. D. (1) k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698, zaświadczenie Przedsiębiorstwa (...) k. 656-657, kwestionariusz wywiadu środowiskowego przeprowadzonego przez kuratora sądowego k. 393-394, 356-357

R. D. (1) od grudnia 2014r. przychodził na spotkania i pikiety związane z działalnością antyaborcyjną, które prowadziła Fundacja (...). Deklarował przychylność życiu i poglądy ideowe analogiczne jak członkowie i wolontariusze tejże Fundacji.

Dowód: wyjaśnienia R. D. (1) k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698, zeznania R. G. (1) k. 664-666, 192-197, P. P. k. 684-686, 241-247, A. Ś. (1) k. 683-684, 264-267

W dniu 21 maja 2015r. R. G. (1), ówczesny koordynator (...) komórki Fundacji (...), poinformował telefonicznie członków, wolontariuszy i sympatyków Fundacji o wizycie Prezydenta RP
i zaprosił ich do przybycia w tym czasie na R. S. w T.. Na dzień 22 maja 2015r. zapowiadana była bowiem w T. wizyta Prezydenta RP B. K. (1). Trwała wówczas i zbliżała się ku końcowi kampania wyborcza w ramach wyborów na urząd Prezydenta RP.

Dowód: wyjaśnienia R. D. (1) k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698, zeznania R. G. (1) k. 664-666, 192-197, P. P. k. 684-686, 241-247, A. Ś. (1) k. 683-684, 264-267

W dniu 22 maja 2015r. sympatycy Fundacji spotkali się na starym mieście w T. bezpośrednio przed wizytą Prezydenta. W spotkaniu tym uczestniczyli: R. G. (1), A. Ś. (1), P. P. i R. D. (1). Rolad (...) rozdał obecnym ulotki antyaborcyjne z prośbą o wręczenie Prezydentowi RP. Wręczył też im żółte koszulki z wizerunkiem płodu i napisem „Ratuj mnie! www.stopaborcji.pl” Wspólnie z P. P. ubrali koszulki Fundacji i oczekiwali na przyjazd Prezydenta trzymając baner antyaborcyjny. R. G. (1) nie instruował pozostałych w jaki sposób mają wręczyć ulotkę głowie państwa.

Dowód: wyjaśnienia R. D. (1) k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698, zeznania R. G. (1) k. 663-666, 192-197, P. P. k. 684-686, 241-247, A. Ś. (1) k. 683-684, 264-267

R. D. (1) postanowił zrealizować prośbę R. G. (1) i dać ulotkę Prezydentowi RP B. K. (1). Około godziny 11.00 na (...)przybył wraz z ochroną z ramienia Biura Ochrony Rządu Prezydent RP B. K. (1). Podczas pokonywanej drogi funkcjonariusze BOR znajdujący się w pojazdach, którymi poruszała się kolumna eskortująca Prezydenta, otrzymywali cykliczne informacje dotyczące stopnia zagrożenia osoby ochranianej. Odbywało się to na drodze radiowej i telefonicznej. Z uwagi na dość duże nieprzychylne nastawienie do jego osoby tłumnie zgromadzonych na (...) osób funkcjonariusze BOR postanowili zmienić pierwotnie planowaną trasę dojazdu do R. S., gdzie miało odbyć się spotkanie z Prezydentem. Zamiast planowanego wjazdu na R. S. i wejścia do R.od strony pomnika M. K. (1) postanowiono, że kolumna podjedzie pod tylną ścianęR., a Prezydent wejdzie do środka tam się znajdującym wejściem.

B. K. (1) towarzyszyli w ochronie osobistej następujący funkcjonariusze BOR: P. D. (1) (który pełnił funkcję koordynatora oddziału - szefa ochrony), P. W., A. O., R. S., P. K. i M. K. (2). Kolumna transportowa składała się z kilku pojazdów. W pojeździe, którym poruszał się Prezydent RP, prócz niego był jeszcze kierowca i P. D. (1). Wizytę zabezpieczali ponadto na miejscu inni funkcjonariusze BOR, m.in. S. B. (1), P. O. i M. O.. Prócz tego zabezpieczeniem wizyty zajmowali się również funkcjonariusze policji, m. in W. W. (1), T. B., J. W. (1), D. W. (1), R. L. (1) i M. K. (3).

Dowód: wyjaśnienia R. D. (1) k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698, zeznania P. D. (1) k. 666-668, 204-206, P. W. k. 674, 218-220, A. O. k. 674, 224-226, R. S. k. 675-676, 230-233, P. K. k. 676, 237-239, M. K. (2) k. 679-680, 243-246, S. B. (1) k. 681-683, 250-253, P. O. k. 672-674, 210-214, M. O. k. 682-683, 257-260, W. W. (1) k. 662-663, 183-186, T. B. k. 668, 123-126, J. W. (1) k. 671-672, 152-155, D. W. (1) k. 661c-661e, 11-12, 98-108, 289-291, R. L. (1) k. 661e-661g, 14-15, 109-113, 286-288, M. K. (3) k. 661b-661c, 17-18, 92-97, 283-285

R. D. (1) stał początkowo nieopodal miejsca planowanego wejścia Prezydenta RP do R., lecz gdy zorientował się, że trasa przyjazdu została zmieniona, szybko przebiegł na drugą stronę budynku. Stanął w pobliżu wejścia, obok protestujących matek z niepełnosprawnymi dziećmi. Niedaleko przed nim znajdował się umundurowany funkcjonariusz policji. R. D. (1) nie miał przygotowanego planu dotarcia do Prezydenta. Wiedział, że mógł znaleźć się w tzw. strefie zero, w której może będzie się on znajdował. R. D. (1) nie konsultował z funkcjonariuszami BOR ani policji faktu ani sposobu przekazania ulotki.

Dowód: wyjaśnienia R. D. (1) k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698

Prezydent RP B. K. (1), gdy dojechał na miejsce, wysiadł z samochodu i w asyście pracowników BOR, którzy uformowali szyk ochronny skierował się do R.. Idąc machał ręką, uśmiechał się i pozdrawiał ludzi zgromadzonych na (...) S.. R. D. (1) wówczas dynamicznie podbiegł w kierunku Prezydenta RP. Wykonał kilka energicznych szusów i podniósł do góry swoją lewą rękę, którą zamachnął się w kierunku głowy państwa. W ręce tej trzymał żółtą koszulkę Fundacji (...) i foliową reklamówkę. Prawą rękę, w której trzymał ulotkę antyaborcyjną, miał opuszczoną. Gdy R. D. (1) znajdował się już w bezpośredniej bliskości Prezydenta, wówczas rękę w jego kierunku wyciągnął S. B. (1). Przyjął w ten sposób na siebie impet, z jakim poruszał się R. D. (1)
i energicznie odepchnął go w kierunku przeciwnym. Widząc to zdarzenie Prezydent RP B. K. (1) przestraszył się, odebrał je jako atak na swoją osobę i zastosował się do poleceń funkcjonariuszy BOR, którzy zacieśnili szyk ochronny. W trakcie szamotaniny, która się wywiązała bezpośrednio po tym zajściu fizyczny kontakt z R. D. (1) mieli także inni funkcjonariusze BOR - M. O., P. D. (1) i M. K. (2).

Dowód: zapisy wizyjne k. 20-23, 28, 150-151, 165-166, 171-172, 191, 389a-389b, 644, protokoły odtworzeń k. 24-28, zeznania B. K. (1) k. 661g-661h, 304-306, zeznania P. D. (1) k. 666-668, 204-206, P. W. k. 674, 218-220, A. O. k. 674, 224-226, R. S. k. 675-676, 230-233, P. K. k. 676, 237-239, M. K. (2) k. 679-680, 243-246, S. B. (1) k. 681-683, 250-253, P. O. k. 672-674, 210-214, M. O. k. 682-683, 257-260, opinia z zakresu badań zapisów wizyjnych k. 414, protokół przeszukania k. 41-42, protokół zatrzymania rzeczy k. 43-45, protokół oględzin rzeczy k. 46-48,

Następnie R. D. (1) został przęjęty i obezwładniony przez umundurowany patrol policji, który tworzyli funkcjonariusze sierż. D. W. (1), asp. M. K. (3) oraz dowódca podkom. R. L. (1). Stosując środki przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej zaprowadzili R. D. (1) w ustronne miejsce pod ściana R., aby przeprowadzić z nim dalsze czynności służbowe. Wraz z nimi na miejsce przemieściła się grupa osób skandująca hasło „precz z państwem policyjnym”, „puść go”, „mordercy”. R. D. (1) zachowywał się agresywnie. Szarpał się z funkcjonariuszami, wyrywał, próbował się oddalić. W trakcie tego zachowania doszło do uderzenia w twarz sierż. D. W. (1), który doznał obrażenia w postaci bolesności okolicy żuchwowej lewej. R. D. (1) krzyczał „puść mnie”. Informował także funkcjonariuszy, że w trakcie interwencji zsunął mu się but z nogi i chce go odzyskać. Krzyknął do nich m. in. „buta mi przynieś”. Funkcjonariusze informowali go o tym, że został zatrzymany i stosując środki przymusu bezpośredniego rozpoczęli odprowadzanie go do radiowozu. Znaczna grupa osób podążyła za nimi. R. D. (1) w dalszym ciągu stosował przemoc i naruszał nietykalność cielesną funkcjonariuszy policji. W trakcie przejścia ktoś z tłumu podał R. D. (1) zgubiony but, który ten samodzielnie założył na nogę. W pobliżu pojawił się również R. G. (1), który donośnym głosem zapraszał dziennikarzy. Tłum głośno skandował „gestapo”. S.. D. W. (1) powiedział R. D. (1) aby się uspokoił, że muszą przejść do radiowozu aby ustalić jego dane personalne. R. G. (1) pytał funkcjonariuszy „dlaczego aresztujecie tego pana?”. R. D. (1) ponownie zaczął szarpać się i wyrywać. W pewnym momencie doszło do bezpośredniego kontaktu fizycznego pomiędzy nim a sierż. D. W. (1), w wyniku którego funkcjonariusz policji doznał skręcenia nadgarstka lewego. Obrażenie to spowodowało u niego naruszenie czynności narządu ciała trwające poniżej siedmiu dni. Przed wejściem do radiowozu R. D. (1) uśmiechał się i skandował razem z tłumem „gestapo”. Znajdując się już w radiowozie wychylił się z niego a gdy został ponownie w nim umieszczony wyciągnął w górę rękę z uniesionymi dwoma palcami. W radiowozie R. D. (1) zachowywał się spokojnie. Został ponownie poinformowany o tym, że jest zatrzymany. S.. D. W. (1) powiedział asp. M. K. (3), podkom. R. L. (1) i R. D. (1), że została naruszona jego nietykalność cielesna, że cały czas boli go ręka. Funkcjonariusze policji wraz z zatrzymanym udali się do komisariatu policji T. Ś., aby dokonać dalszych czynności

Dowód: zeznania B. K. (1) k. 661g-661h, 304-306, zeznania P. D. (1) k. 666-668, 204-206, P. W. k. 674, 218-220, A. O. k. 674, 224-226, R. S. k. 675-676, 230-233, P. K. k. 676, 237-239, M. K. (2) k. 679-680, 243-246, S. B. (1) k. 681-683, 250-253, P. O. k. 672-674, 210-214, M. O. k. 682-683, 257-260, W. W. (1) k. 662-663, 183-186, T. B. k. 668, 123-126, J. W. (1) k. 671-672, 152-155, D. W. (1) k. 661c-661e, 11-12, 98-108, 289-291, R. L. (1) k. 661e-661g, 14-15, 109-113, 286-288, M. K. (3) k. 661b-661c, 17-18, 92-97, 283-285, R. G. (1) k. 663-666, 192-197, opinia z zakresu badań zapisów wizyjnych k. 414, zapisy wizyjne k. 20-23, 28, 150-151, 165-166, 171-172, 191, 389a-389b, 644, protokoły odtworzeń k. 24-28, opinia sądowo-lekarska k. 281, 349, kopie dokumentacji medycznej k. 105-108, 115-116, 168, 173-174

R. D. (1) nie był karany sądownie. Chorował na zakrzepicę. W przeszłości przewlekle stosował środki anaboliczne, był leczony psychiatrycznie, dwukrotnie hospitalizowany w szpitalu psychiatrycznym. W chwili zdarzenia był trzeźwy. Wyniki badań psychologicznych sugerują u R. D. (1) zaburzenia funkcji poznawczych i obecność zmian organicznych w obrębie c.u.n. Zmiany te utrudniają norm społeczno – prawnych w życiu codziennym. U R. D. rozpoznano zaburzenia osobowości o złożonej etiologii, przemijające epizody paranoidalne o niejasnym podłożu oraz szkodliwe używanie środków psychoaktywnych i sterydów anabolicznych. T. criminis miał zachowaną zdolność rozpoznania znaczenia czynów i kierowania swoim postępowaniem.

Dowód: dane o karalności k. 39, 391, 639, 693, dokumentacja medyczna k. 658-661, 520, 524, 584, 500-508, opinie sądowo psychiatryczne k. 422-423, 572, 590-602, opinie sądowo psychologiczne k. 424-425, 588-589, pisma R. D. (1) k. 468, 469, protokół z przebiegu badania trzeźwości k. 9,

Oskarżony R. D. (1) (k. 55-59, 362-370, 527-528, 646-648, 698) nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Na etapie postępowania przygotowawczego wyjaśnił, że jego wola było dotarcie do Prezydenta z koszulka z napisem Stop Aborcji i ulotką, która dotyczyła tej samej treści. Chciał zadać Prezydentowi pytanie, jak odnosi się do kompromisu dotyczącego dzieci nienarodzonych i odniesienia się do wizerunku dziecka po aborcji. Miał w lewej ręce reklamówkę z koszulką, a w prawej ulotkę ze zdjęciem dziecka. Aby nie stwarzać zamieszania stanął przy funkcjonariuszu policji i czekał. Gdy pojawił się Prezydent wówczas zrozumiał, że zwykłe podejście nic nie da. Z tej przyczyny chciał podać ulotkę ponad głowami osób otaczających Prezydenta. Ta ulotka była dla niego najważniejsza. Widział wcześniej w telewizji, że ochrona nie dawała żadnych szans podejścia do Prezydenta, odpychając obywateli. Jak pojawił się Prezydent to szybko podbiegł i chciał podać ulotkę. Ochrona BORu nagle na niego naskoczyła. Powstało duże zamieszanie, zgubił but. W jego ocenie policjanci zachowywali się poprawnie, zaczęli go uspokajać. Powiedział, że chciałby odzyskać but, bo nie będzie miał jak wrócić do samochodu. Jak został odciągnięty to ręce miał skrępowane z tyłu, więc nie miał możliwości uderzenia policjantów z premedytacją w twarz. W trakcie szamotaniny mógł uderzyć kogoś niechcący. Nie czuł, aby kogoś uderzył. W dalszej części swych wyjaśnień R. D. (1) opisał swój związek z fundacją (...)prawo do życia. Wskazał również, że nie jest członkiem partii politycznej.

W toku kolejnych wyjaśnień oskarżony odniósł się do drugiego pośród stawianych mu zarzutów. W jego ocenie policjant nie radzi sobie z emocjami, stanowił zagrożenie dla siebie i dla swego partnera. Wyjaśnili sobie wszystko, pytał się go czy coś mu zrobił i on odpowiedział, że nie wie, ale boli go szczęka. Został przewieziony na komisariat, czekał na decyzję BORu i miał wyjść, jak Prezydent wyjedzie. Zgłaszał, że boli go stopa. Nie wiedział skąd się wzięła sprawa z nadgarstkiem. Policjant narzekał tylko, że dzwoniła rodzina i znajomi i co on zrobił biorąc udział w takiej sprawie. Policjant przeżywa też, że nazwano go gestapo. Okłamano go zaraz przy zatrzymaniu. Policjant powiedział, że zaraz go wypuszczą tylko ma się uspokoić. Nie chciał uderzyć Prezydenta, nie używał obraźliwych słów podczas zajścia. Dużo wcześniej tum skandował „gestapo” i „precz z państwem policyjnym”. W jego obronie stawiły się dwie osoby wyglądem wzbudzające zaufanie. To były starsze osoby. W momencie kiedy został okłamany powiedział „gestapo” tuż przed wejściem do radiowozu. Nie żywił przed zajściem nienawiści do Prezydenta. Chciał tyko w efektowny sposób dostać się do niego i wręczyć ulotkę. W dniu zdarzenia nie reprezentował żadnej organizacji, nie jest członkiem fundacji (...)prawo do życia tylko wolontariuszem. Instruktażowe spotkanie miało się odbyć dzień po wiecu. Wybrał bezpieczne miejsce przy policjancie. Liczył się z tym, że zostanie zapytany co chce zrobić i chciał odpowiedzieć, że wręczyć ulotkę Prezydentowi. Koszulki nie miał ukrytej, była na widoku. Nie widząc zastrzeżeń co do swej osoby uznał, że wszystko jest na miejscu. Stanął obok policjantów aby zamanifestować swoje dobre intencje.

Gdyby miał złe intencje to stałby wśród chuliganów. W chwili zdarzenia miał przy sobie koszulkę z logo fundacji, ulotkę, różaniec, portfel, telefon komórkowy, kluczyki do samochodu, dowód rejestracyjny. Różaniec był wykonany z plastiku, pierwszokomunijny. Samochód zostawił w okolicach ul. (...). Nie utrudniał zatrzymania, to była reakcja na zagubiony but. Ktoś mu stanął na nogę i but spadł. Nie chciał wracać bez buta do samochodu przez pół miasta. Gdy go złapano nie miał zamiaru walczenia z policjantami. Mówił, że chce odzyskać buta. Gdy grzecznie prosił nie reagowano. Umożliwiono mu założenie buta gdy się o niego zdecydowanie domagał. Mówił do policjantów aby go wypuszczono. Obrażenia policjantów nie były wynikiem jego świadomego działania. W jego pracy i w pracy policjanta istnieje ryzyko zawodowe, które związane jest z ewentualnym powstaniem obrażeń. Nie miał ochoty wyrywać się i uciec jak zatrzymali go policjanci. Użył raz słowa „gestapo” bo tłum skandował. Była to jego odpowiedź na okłamanie go co do wypuszczenia. Nie kierował tego do konkretnej osoby. Nie żywił negatywnych uczuć do funkcjonariuszy BORu i policji.

Na etapie postępowania jurysdykcyjnego R. D. (1) wyjaśnił, że spotkał się z dziewczyną z Fundacji (...) do życia, która uczestniczyła w wolontariacie, rozdawała ulotki. Czekali wspólnie na kolejnych członków. W tym czasie zbierali się także inni ludzie, którzy uczestniczyli w tym wiecu. Stał od głównej strony (...). Po jakim czasie zjawił się też pan R., który był głównym organizatorem z ramienia (...) komórki fundacji PRO– Prawo do życia. Członkowie tej fundacji przygotowywali się do rozwieszenia baneru. To było krótko przed wizytą Prezydenta. Nie było wiadomo od której strony Prezydent przyjedzie. Początkowo ustalono, że miało to być od strony frontowej, od strony pomnika K., ale później postanowiono Prezydenta wpuścić tylnym wejściem. Poproszono go i kilka innych osób, aby udać do pana Prezydenta wręczyć ulotkę. Poprosił go o to pan R.. Chodziło o wręczenie panu Prezydentowi ulotki, zapytanie go jakie będą jego dalsze działania w ochronie życia poczętego jeśli obejmie urząd na kolejną kadencję. Nie ustalali w jaki sposób podejść do Prezydenta. Zaproponowano też kurs szkoleniowy co do zachowania. O jakie zachowania chodziło miało okazać się dopiero na tym spotkaniu. Miało odbyć się ono jednak w dniu następnym tj. w sobotę. Nie ustalał z nikim tego jak podejdzie do Prezydenta, to wszystko działo się chaotycznie, towarzyszyły temu liczne okrzyki i wrzawa. Z chwilą gdy zauważył, że tłum się przemieszcza w inne miejsce stwierdził, że coś dzieje nie tak i widocznie może być zmieniona trasa przejazdu Prezydenta. Szybko pobiegł w tamto miejsce przeciskając się miedzy ludźmi, będąc w tej trefie, aby móc znaleźć się bliżej Prezydenta. Stanął obok pani, która była z dzieckiem niepełnosprawnym, a wcześniej była w Sejmie i nie została wysłuchana. Postanowił, że będąc blisko tej osoby i policjanta, który się tam znajdował będzie to na tyle bezpieczne miejsce, aby wręczyć Prezydentowi ulotkę, gdy tam się pojawi. Ulotkę i reklamówkę miał w miejscu widocznym, nie miał jej nigdzie schowanej. Zdawał sobie sprawę że może znajdować się w strefie zero, w której może znajdować się ważna osoba tj. pan Prezydent. Miał też wiedzę, którą kiedyś uzyskał w szkole, zgodnie z ustawą o ochronie osób i mienia z 22 sierpnia 1997r. i będąc przy policji liczył się z tym, że jeśli będzie miał jakieś niebezpieczne narzędzia, to zostanie zweryfikowany. Takie wydarzenie nie miało miejsca, więc postanowił wręczyć Prezydentowi ulotkę. Chciał ją podać ponad głowami ochrony, w sposób widoczny. Myślał, że gdy Prezydent będzie przechodził a on będzie chciał wręczyć ulotkę na wysokości bioder, przeciskając się, to może mieć rękę wykręconą przez osoby tam się znajdujące. Sugerował się tym, że przyjęte rozwiązanie będzie lepsze, bo będzie widoczna ulotka, a nie żadne niebezpieczne narzędzie, które może być gwałtownie przeciskane przez tłum. Na drodze miedzy Prezydentem a nim znajdowały się jeszcze inne osoby. Był w odległości około 10 metrów kiedy Prezydent wychodził z samochodu. Widział, że Prezydent jest otoczony funkcjonariuszami BOR-u, ale nie widział niczego złego żeby na drodze pokojowej wręczyć ulotkę i grzecznie zapytać. Były tam różne środowiska, hasła, które były wykrzykiwane. Miał prawo temu ulec i dostosować się do sytuacji. Miał tu na myśli to, że chcąc udać się do Prezydenta, mając przed sobą osoby, które miały też różne przeciwne hasała, próbował się do niego dostać i wykonał kilka gwałtownych kroków, co jest przez różne osoby szufladkowane. R. D. (1) nie potrafi określić ile to było kroków, ale było to kilka dynamicznych kroków. W trakcie rozmowy z policjantami nie używał słów wulgarnych, nie obrażał ich. Jego rolą było rozładowanie emocji, które były w samochodzie. Tam zauważył że jeden z policjantów był bardzo podekscytowany. Powiedział mu, że sprawa już minęła, użył słów coś że nie ma sensu skakać sobie do gardeł. Zapytał się co się mu stało, gdyż uskarżał się na ból. Zapytał, czy coś mógł zrobić, czy coś innego się stało. Odpowiedział, że nie wie czy mógł mu coś zrobić, ale uskarżał się na ból w okolicy szczęki. Trudno powiedzieć, czy po prawej czy po lewej stronie.

Jak dalej wyjaśnił oskarżony, tłum się przemieszczał, więc nie można było sobie pozwolić na taką wolną fazę przejścia przed osobami, stąd wybrał drogę takiego energicznego przeciskania się przez te osoby. Nie liczył się z tym, że zostanie zatrzymany przez ochronę, bo nie miał żadnych złych zamiarów. Na tych spotkaniach fundacji Prawo do życia, na których był, zdarzało się, że były kilka razy interwencje policji i pan R. umiejętnie obchodził się z takimi sytuacjami, potrafił wytłumaczyć ich stanowisko i poglądy. Zwykle kończyło się to bez żadnego pouczenia. Podobnie, będąc w tym zajściu jeżeli miałby spotkać agresywnego człowieka w tym momencie to brał przykład z pana R. jak się zachować. Nikt absolutnie nie sugerował mu, że należy dokonać zamachu na Prezydenta. Nie wypowiadał się po tym zdarzeniu publicznie, obraźliwie o Prezydencie, podobnie jak i przed tym zdarzeniem. Nie zauważył, aby po wyjściu Prezydenta z samochodu został utworzony taki wolny korytarz do przejścia, gdyż przesłaniały mu widok osoby znajdujące się przed nim. Na początku, kiedy został odepchnięty przez BOR i przechwycony przez policjantów, to w tym czasie spadł mu but z tej nogi, na której ma obrzęk i nosi opaskę uciskową w związku z chorobą. Gdy zauważył, że nie ma buta, zaczął się szarpać i powiedziałem, żeby mnie puścili, że chcę odzyskać swojego buta. Wyjaśniał dlaczego go chce odzyskać, że ma problem z nogą. Tego nie uczyniono, dopiero po jakimś czasie powiedziano, że ma się uspokoić bo go zaraz wypuszczą, ale tego również nie uczyniono i wprowadzono do radiowozu. Z chwilą, gdy oddalał się od tego miejsca, gdzie zostawił but coraz bardziej się wyrywał i prosił policjantów o odzyskanie tego buta. Odwlekali, powiedzieli że później ktoś im ten but przyniesie. Nie dawał temu wiary, gdyż było tam bardzo dużo ludzi i mógł się gdzieś zagubić. Ktoś później z osób tam się znajdujących go przyniósł, ale nie był to ktoś z policjantów. But odzyskał, zanim wsiadł do radiowozu, w trakcie tej interwencji. Mimo zapewnień policjantów, że zaraz zostanie wypuszczony, mimo że Prezydent znajdował się już na dziedzińcu ratusza, zaprowadzono go do radiowozu, nie podając przyczyny zatrzymania. Nie obawiał się niczego ze strony policji. Nie grożono mu niczym podczas zatrzymania. Zadawał sobie sprawę z tego, że policja może dokonać takiej czynności. Nie mając żadnych złych zamiarów i intencji nie przypuszczał jednak, że zostanę zatrzymany. Szarpanina z funkcjonariuszami gównie wynikała z bólu nogi, gdyż był po długiej rehabilitacji. Zdawał sobie sprawę, że jeżeli coś będzie nie tak, to może być narażony na długotrwałą rehabilitację. To są przyczyny takiego zachowania. W radiowozie rozmawiali, rozładowali atmosferę, która towarzyszyła zatrzymaniu. W samochodzie się już nie szarpał. W czasie zatrzymania przez policję jego oczy niejednokrotnie były skierowane ku dołowi, wskazując że nie ma buta, a bierna postawa policjantów nasilała tylko efekty tej agresji. Tak jak to wyglądało na nagraniu to tak było. But odzyskał. Jest to ten moment na nagraniu krótko przed tym jak został przeprowadzony do radiowozu. Otrzymał but, schylił się i go założyłem. To jest to, co widać na zapisie filmowym. Jego dalsze zachowanie wynikało z tego, że został zapewniony, że będzie wypuszczony, a w dalszym ciągu prowadzono wobec niego czynności. Gdyby mu tego nie powiedziano, a prowadzono czynności, to być może przyjąłby inną postawę.

Przystępując do oceny wyjaśnień oskarżonego R. D. (1) należy skonstatować, że sąd dał im wiarę li tylko w tych fragmentach, które znajdowały potwierdzenie w pozostałym, uznany za wiarygodny, materiale dowodowym. W pozostałej części sąd odmówił im wiarygodności, uznając je za przyjętą linię obrony. Nie było w szczególności podstaw ku temu, aby dać wiarę oskarżonemu, że zamierzał wręczyć Prezydentowi RP posiadane przy sobie rzeczy nie dokonując naruszenia nietykalności cielesnej. Przeczyły temu zeznania naocznych świadków tego zdarzenia oraz zapis wizyjny zachowania
R. D.. Oskarżony, jak sam wyjaśnił, miał świadomość tego, że może znajdować się w tzw. strefie zero. Przyjąć należy, że miał także świadomość tego, że aby cokolwiek wręczyć osobie ochranianej należy uczynić to w odpowiedni sposób, skonsultować z pracownikami ochrony lub z tą osobą, której zamierza się coś wręczyć. Jak wyjaśnił, myślał wówczas, że gdy będzie chciał wręczyć ulotkę trzymając ją na wysokości bioder, przeciskając się, wówczas może mieć wykręcona rękę przez osoby się tam znajdujące. Już ten fakt wskazuje na to, że R. D. (1) zamierzał dokonać wręczenia tych przedmiotów w sposób naruszający nietykalność cielesną Prezydenta RP. Co więcej, oskarżony sam wyjaśnił, że spotkaniu towarzyszyły różne emocje, nie było spokojnie. Istotnie, potwierdza to zapis wizyjny i zeznania innych świadków. Nie zasługuje już jednak na aprobatę stwierdzenie oskarżonego iż miał prawo ulec tej atmosferze i dostosować się do sytuacji. Tego typu atmosfera nie jest wszakże usprawiedliwieniem stanu emocjonalnego oskarżonego. Był on natomiast niewątpliwie poddenerwowany i wręcz agresywny. Nie sposób w tej sytuacji dać wiarę wyjaśnieniom R. D. i przyjąć, że zamierzał wręczyć ulotkę „na drodze pokojowej” i „grzecznie zapytać”. Znamienne na tym tle były zeznania Prezydenta RP B. K. (1), który wskazał, że „gdyby ten mężczyzna uczynił to z pokojowym nastawieniem, to mógłby liczyć na to że dotrze do mnie lub do funkcjonariuszy ochrony” (k. 661h).

Nie sposób też było dać wiarę temu, że oskarżony stanął obok policjantów aby zamanifestować swoje dobre intencje. Fakt, że stanął obok funkcjonariuszy policji w istocie o niczym nie świadczy, tym bardziej, że stało tam wiele osób i żadna z nich nie podjęła działań podobnych do oskarżonego. Nie od rzeczy będzie też wskazać, że oskarżony nie konsultował ani z policjantami ani z funkcjonariuszami BORu tego jak należy podejść do Prezydenta, porozmawiać z nim i dokonać wręczenia. Zachowania oskarżonego w żaden sposób nie tłumaczyło też to, że rzekomo zaobserwował w telewizji, że ochrona nie dawała żadnych szans podejścia do Prezydenta, bo odpychała obywateli. Fakt tego nie potwierdzili funkcjonariusz BOR, jak również sam Prezydent RP. Na powyższą okoliczność można ogólnie skonstatować, że podczas tego typu wizyt z reguły jest miejsce na to, aby porozmawiać z Prezydentem, czy wręczyć mu jakieś przedmioty. Analogicznie było zresztą w T., na co wskazują zapisy wizyjne z tej wizyty.

Nie było podstaw do negacji twierdzeń oskarżonego, że nie używał wulgaryzmów wobec Prezydenta RP. Żaden z dostępnych dowodów nie wskazywał na tego typu zachowanie oskarżonego. Podobnie, należało również dać wiarę wyjaśnieniom oskarżonego, że w trakcie rozmowy z policjantami również nie używał słów wulgarnych i nie obrażał ich. Bezpośredni świadkowie zdarzenia nie pamiętali w jaki sposób oskarżony się do nich zwracał, dostępny materiał filmowy nie pozwalał zaś na miarodajne ustalenie tej kwestii, jakkolwiek obserwując zachowanie R. D. (1) i jego niektóre zwroty wobec funkcjonariuszy może wydawać się to mało prawdopodobne.

Nie można było dać wiary twierdzeniom oskarżonego, iż nie utrudniał zatrzymania, jego zachowanie było reakcją na zagubiony but, zaś później jego rolą było rozładowanie emocji D. W. (1). Nie można było nadto dać wiary eksplikacji oskarżonego, że jego zachowanie wobec funkcjonariuszy policji wynikało też z bólu nogi i obawy, że na skutek ich działań może być ponownie narażony na długotrwałą rehabilitację. Podkreślić trzeba, że „stroną czynną” w tym zajściu być nie kto inny jak oskarżony i to jego zachowanie potęgowało możliwość doznania kontuzji nogi lub innych obrażeń ciała. Nota bene to na skutek zachowania oskarżonego D. W. (1) doznał naruszenia czynności narządu ciała na czas poniżej siedmiu dni. R. D. (1) ab initio był stroną agresywną, stosującą przemoc, bierny i czynny opór był a nie funkcjonariusze policji dokonujący z nim czynności. Zachowania tego oskarżony nie zmienił po tym, jak odzyskał swój but i założył go na nogę. W świetle zapisu wizyjnego zdarzenia jedynie w kategoriach groteski traktować zaś można stwierdzenie oskarżonego, że nie miał ochoty wyrywać się i uciec jak zatrzymali go policjanci. Jakkolwiek nie mieści się to już w ocenie zdarzeń, to sąd nie podzielił zapatrywań (ocen) oskarżonego, że D. W. (1) niewłaściwie wykonuje swe obowiązki i stanowi zagrożenie dal siebie i swego partnera. Wszyscy interweniujący funkcjonariusze policji, w tym D. W. (1), zachowali się bowiem właściwie stosując metody i środki przymusu bezpośredniego adekwatne do sytuacji. Oskarżony miał świadomość, że został zatrzymany i że zachodzi konieczność wykonania stosownych czynności procesowych z jego udziałem. Nie można bowiem było zaakceptować wyjaśnień oskarżonego w tej części, gdzie wskazał, że nie został poinformowany o tym, że został zatrzymany a wręcz przeciwnie, policjanci zapewniali go, że zostanie wypuszczony. Przeczyły temu konsekwentne zeznania funkcjonariuszy policji. Fakt ten dobrze obrazują zeznania M. K. (3), w których wskazał, że nie było wręcz możliwe wypuszczenie R. D. wobec jego zachowania oraz braku znajomości personaliów oskarżonego (k. 661c). Sąd nie podzielił również stanowiska R. D., że to postawa policjantów nasilała efekty jego agresji. Analizując materiał dowodowy nie można bowiem doszukać się po stronie funkcjonariuszy policji takich zachowań, które nie tylko stanowiłyby podstawę dla przyjętego przez oskarżonego zachowania, ale tez usprawiedliwiały ją. Innymi słowy, funkcjonariusze policji swym zachowaniem nie dawali podstaw do tego, aby oskarżony był agresywny, szarpał się i stosował bierny i czynny opór. Swym zachowaniem nie eskalowali również zdarzenia.

Przechodząc do analizy zeznań świadków nie od rzeczy będzie na wstępie wskazać, że narrację świadków na temat zdarzenia w dużej mierze i w sposób istotny wzmacniały zapisy wizyjne zdarzenia, zarówno stanowiącego przedmiot zarzutu I jak i II. Sąd weryfikował zeznania świadków w oparciu o pozostały materiał dowodowy, lecz przede wszystkim właśnie w oparciu o zapisy wizyjne. Stanowiły one bowiem zupełnie obiektywny materiał dowodowy i nie były negowane przez żadną ze stron postępowania. Ten materiał dowodowy minimalizował więc subiektywne spostrzeżenia świadków i uzupełniał dające się niekiedy zaobserwować luki w pamięci świadków. Niemal każdy ze świadków, prócz własnych spostrzeżeń, próbował przekazać także swoje zapatrywania na zdarzenia i ocenę sytuacji. Była ona różna, rzec by można, że podyktowana wieloma względami, takimi jak charakter pracy zawodowej, doświadczenie zawodowe czy wreszcie zwykła znajomość i sympatia wobec oskarżonego. Oceny te nie podlegały jednak bliższej analizie sądu, bowiem wszelkie ustalenia oprzeć można li tylko na faktach.

Świadek B. K. (1) (k. 304-306, 661g-661h) zeznał, że w maju 2015r. w ramach kampanii wyborczej przebywał na spotkaniu z wyborcami na (...) S. w T. i jako urzędujący Prezydent RP korzystał z ochrony funkcjonariuszy BOR. Przyjechał samochodem i po jego opuszczeniu przemieszczał się w towarzystwie funkcjonariuszy BOR. Po jego lewej stronie stała grupka wrogo nastawionych osób i przypuszcza że właśnie z niej wybiegł w jego strone mężczyzna z podniesioną ręką. Pamiętał swoją myśl, zastanawiał się co o ma w dłoni. To były ułamki sekund. Zobaczył, jak ten mężczyzna zderzył się z wyciągniętą zza jego pleców ręką funkcjonariusza BOR, który odepchnął go jak był w skoku, tak to zapamiętał. To nie była typowa sytuacja. Pomyślał wówczas, że agresja słowna jest zastępowana agresją fizyczną skierowaną w jego stronę. Odebrał to jako atak a nie element demonstracji. Świadek nie pamiętał, aby ten mężczyzna coś mówił. Poczuł się zaniepokojony tą sytuacją. W jego ocenie zachowanie tego mężczyzny było pełne nienawiści wobec niego. Wzbudziło w nim stan bezpośredniego fizycznego zagrożenia. Ten człowiek go nie dotknął.

Na etapie postępowania sądowego B. K. (1) zeznał, że był to czas kampanii wyborczej i jeździ wtedy po całej Polsce. W wielu miejscach były zorganizowane ruchy, które wykazywały dezaprobatę w stosunku do niego. Jeździ z ochroną, niespecjalnie obserwował oponentów w T.. Przy wejściu na teren Ratusza Staromiejskiego, gdzie było planowane spotkanie wyborcze też stała zorganizowana grupa z transparentami, wznosząca okrzyki. Zapamiętał moment, kiedy młody mężczyzna wybiegł z naprzeciwka i z podniesioną ręką i rzucił się w jego stronę. Miał coś w ręku. Odebrał to jako jednoznaczny atak i zagrożenie i zastosował się w pełni do dyspozycji ochrony funkcjonariuszy BOR-u, która podjęła z jednej strony interwencję w stosunku do tego mężczyzny, a z drugiej strony odciągnęła świadka w kierunku bramy wejściowej do R. S.. To był młody mężczyzna o pociągłej twarzy. Świadek nie zaobserwował co trzymał w ręku. Było widać, że ma coś w ręku w momencie, kiedy wybiegł, być może wznosił jakieś okrzyki. Świadek poczuł się zagrożony. Odebrał to jednoznacznie, że jest w niebezpieczeństwie, że to jest atak wymierzony w niego. Wcześniej nie spotykał się w T. z tego rodzaju sytuacjami. Oskarżony był bardzo blisko, skoro doszło do interwencji oficera ochrony. Został obalony na ziemię.

Nie ma takich obyczajów, aby oficerowie przekazywali mu informacje o takich wydarzeniach, dalszych jego losach. Ta osoba została zatrzymana i oddana do dyspozycji policji. Tak został poinformowany. Ma stałą ochronę osobistą. To była ta sama ekipa, która się zmienia w zależności od potrzeb i harmonogramu pracy poszczególnych osób. Oprócz tego jest też ochrona zewnętrzna, a czy była to ta sama ochrona w K. i T. tego świadek nie wiedział. Poczuł się w niebezpieczeństwie w wyniku gwałtownego skoku w jego stronę, uniesienia ręki i faktu, że coś w tych rękach było. Po lewej stronie od Ratusza stała grupa wyraźnych przeciwników, zachowująca się ostentacyjnie - wrogów, ale byli też ludzie nastawieni przyjaźnie.

Jak wskazał B. K. (1) w swych dalszych depozycjach nie odebrał zachowania R. D. (1) jako chęci rozmowy. Nie wiedział, czy oskarżony chciał wręczyć mu jakąś rzecz. Nikt nigdy jeśli chce mu coś wręczyć nie skakał w górę z uniesioną ręką i nie trzymał czegoś w rękach. To zachowane odebrał jako atak. Takie miał wtedy wrażenie. Dzisiaj sądzi, że gdyby nie interwencja BOR-u, to mogłoby się to zakończyć nieszczęśliwie.

Nigdy nie było problemu z tym, aby z nim porozmawiać, czy coś wręczyć. Zawsze na tego typu spotkaniach poruszał się z ochroną i jeśli ktoś chce coś wręczyć, to może wręczyć bezpośrednio świadkowi, funkcjonariuszom BOR-u albo urzędnikowi towarzyszącemu. Wielokrotnie bywało tak, że dostawał coś bezpośrednio np. list, książkę, petycję. Wtedy regułą jest, że przekazuje się to oficerowi BOR-u. Są różne przedmioty przekazywane, można też porozmawiać, wykonać sobie zdjęcie, choć oczywiście jest to zależne od danej sytuacji. Gdyby ten mężczyzna uczynił to z pokojowym nastawieniem to mógłby liczyć na to że dotrze do świadka lub do funkcjonariuszy ochrony. Ten pan nie tylko podbiegał ale też skoczył. Takiej sytuacji trudno uznać za typową. Zdarzało się, że ktoś podbiegł, ale nigdy nie odbierał tego za bezpośrednie zagrożenie. Tak to zaś tutaj odebrał, że jest to wrogi zamiar i wrogie działanie wobec niego.

Sąd dał wiarę wyjaśnieniom świadka B. K. (1). Były jasne, spójne i konsekwentne. Korelowały również z pozostałym, uznany za wiarygodny materiałem dowodowym, w szczególności z zeznaniami funkcjonariuszy BOR, policji i zapisem wizyjnym zdarzenia. Zdaniem sądu świadek starał się złożyć zeznania w sposób obiektywny, racjonalizując przebieg zdarzenia a także wskazując wyraźnie na te elementy, które zatarły się w jego pamięci lub których po prostu nie zaobserwował. Nie sposób było negować przedstawionych odczuć B. K. (1) w trakcie zdarzenia. Były one co do zasady adekwatnym stanem emocjonalnym do zaistniałej sytuacji. Nota bene nie tyko świadek B. K. (1), lecz także funkcjonariusze BORu i Policji zachowanie oskarżonego odebrali jako zagrożenie dla głowy państwa, stąd podjęli interwencję.

Świadek D. W. (1) (k. 11-12, 98-108, 289-291, 661c-661e) zeznał w postępowaniu przygotowawczym, że w dniu 22 maja 2015r. wspólnie z R. L. (2) i M. K. (3) wykonywali czynności na (...) Staromiejskim w T. związane z wizyta Prezydenta RP. Byli patrolem umundurowanym. Gdy pojawił się Prezydent w jego stronę gwałtownie ruszył wysoki mężczyzna. Trzymał coś w reklamówce, miał podniesioną rękę do góry. Funkcjonariusze BOR zasłonili Prezydenta i odepchnęli tego mężczyznę. Wtedy chwycili go za ramiona, trzymali za ręce i odprowadzili na bezpieczną odległość. Mężczyzna ten był agresywny, usiłował się wyrywać, stawiał czyny opór. Kilkukrotne wezwania do zachowania spokoju nie przyniosły efektu, gdyż nie reagował na wydawane polecenia, nadal się szarpał, próbował wyrwać. W wyniku tego zachowania świadek został uderzony w szczękę z lewej strony. W trakcie przejścia do radiowozu cały czas się szarpał i usiłował wyrywać. Za którymś kolejnym szarpnięciem poczuł ból w nadgarstku lewej ręki. W KP Ś. ustalono dane tego mężczyzny. Okazał się nim R. D. (1). Sporządzono dokumentację służbową z interwencji. Mężczyzna uskarżał się, że czuje ból w prawej kostce, który ustępował. Odmówił wezwania pomocy medycznej. Tłumaczył, że chciał tylko zadać pytanie Prezydentowi w sprawach aborcji. W jednej ręce miał reklamówkę z żółtą koszulką a w drugiej ulotkę z fotografiami płodów o dokonanej aborcji.

W toku dalszych zeznań na tym etapie postępowania D. W. (1) uszczegółowił swoje twierdzenia. Opisał, że wcześniej zabezpieczali festyn szkolny, który również odbywał się na S., a później na polecenie dowódcy zabezpieczali wizytę Prezydenta RP, wspomagając funkcjonariuszy przeznaczonych do ochrony. Początkowo stali od strony pomnika K., potem z drugiej strony (...). Był tam tłum ludzi. Następnie świadek opisał zdarzenie z udziałem R. D. (1). Wskazał, że sam stał w odległości 3-4 metrów od Prezydenta gdy nadbiegł ten mężczyzna. Gdy zbliżał się do Prezydenta miał podniesioną lewą rękę, w której trzymał reklamówkę. Działo się to w ułamku sekund, było gwałtowne i wyglądało niebezpiecznie. Biegł bardzo szybko do Prezydenta, a świadek pomyślał w pierwszej chwili, że chce rzucić czymś w Prezydenta. Odepchnęli go funkcjonariusze BORu. Potem złapał go M. K. (3), świadek a po chwili dołączył R. L. (1). Udali się z tym mężczyzną nieopodal kwiaciarek. On cały czas stawiał czynny i bierny opór, musieli go mocno trzymać za ramiona żeby nie wyrwał się i nie uciekł. Mężczyzna szarpał się, głośno krzyczał „puszczaj mnie”. M. K. (3) próbował nawiązać kontakt radiowy z oficerem dyżurnym, ale bez powodzenia. Świadek uspokajał tego mężczyznę, mówił, żeby poszedł spokojnie do radiowozu. Ten twierdził, że zgubił gdzieś swój but i oświadczył, że bez buta nie pójdzie. W tym czasie tłum krzyczał „precz z państwem policyjnym”, mężczyzna cały czas się szarpał i trzymali go pod ramię. W pewnym momencie w wyniku tego szarpania świadek został uderzony w lewą stronę żuchwy a mężczyzna ten usiłując wyrwać swoją rękę z uścisku świadka uderzył go w szczękę. Mężczyzna ten nawet nie zauważył, że go uderzył. W międzyczasie znalazł się but i wtedy założył go i oświadczył, że spokojnie podejdzie do radiowozu. Świadek nadal go trzymał, a w pewnym momencie mężczyzna znów zaczął się szarpać i wyszarpał się z uścisku. Wtedy świadek poczuł ból w nadgarstku lewej ręki. Świadek opisał następnie okoliczności związane z wejściem do radiowozu oraz zrelacjonował przebieg czynności na komisariacie policji. Wskazał, że R. D. (1) wciąż powtarzał, że chciał tylko zobaczyć reakcję Prezydenta na okazane na ulotce zdjęcie płodu. Po zakończonych czynnościach, jako że ból nadgarstka nie ustawał udał się na konsultacje medyczne. Świadek załączył kopie posiadanej dokumentacji medycznej. W toku dalszych depozycji świadek opisał, że podczas wykonywania czynności na komisariacie mężczyzna powyjmował wszystko co miał przy sobie z kieszeni i pokazywał, że nie ma żadnych niebezpiecznych narzędzi, wielokrotnie pokazywał ulotkę i oświadczył, że chciał ja tylko przekazać.

Na etapie postepowania jurysdykcyjnego D. W. (1) zeznał, że w tym dniu miał służbę i decyzją dowódcy został skierowany na R. S. na zabezpieczenie przyjazdu Prezydenta. Przed przyjazdem stali przed wejściem do ratusza. Był tłum ludzi. W chwili jak pojawił się Prezydent to pewien mężczyzna gwałtownie ruszył w stronę Prezydenta. Miał jedną rękę uniesioną. Miał coś w ręku, wtedy nie widział dokładnie co. Został odepchnięty przez pracownika BOR-u. Wtedy razem z kolegą K. podbiegli, chwycili tego mężczyznę, próbowali go wylegitymować, ustalić dane, przeszli z nim na bok gdyż w tym miejscu, w którym go chwycili był hałas i tłum, który uniemożliwiał czynności. Mężczyzna ten szarpał się, stawiał czynny opór. Po drodze, gdy przechodzili zgubił jeden but. Świadek mówił do niego, żeby się uspokoił, że muszą przejść do radiowozu, ustalić jego dane. Cały czas się szarpał. W którymś momencie został uderzony w prawą część twarzy. Po jakimś czasie znaleźli but i udali się do radiowozu. W międzyczasie mężczyzna cały czas się szarpał i w pewnym momencie świadek poczuł ból w nadgarstku lewej ręki. Po umieszczeniu mężczyzny w radiowozie, wtedy był już obecny R. L. (1), powiedział, że została naruszona jego nietykalność cielesna, że cały czas boli go ręka. Poinformował, że w tej sytuacji muszą pojechać na komisariat i tam sporządzili dokumentację związaną z zatrzymaniem. Oczekiwali jakiś czas na zwolnienie się innego patrolu, który przejmie zatrzymanego. Wtedy zakończył służbę i udał się do szpitala. Lekarz w szpitalu jako rozpoznanie wpisał zwichnięcie, a gdy świadek udał się następnego dnia do przychodni to stwierdzone zostało skręcenie lewego nadgarstka i stłuczenie prawego policzka, czy prawej części twarzy. Sprawcą tych obrażeń jest oskarżony. Dostrzegł oskarżonego w momencie, gdy ruszył w stronę Prezydenta. To był ułamek sekundy, to było wbiegnięcie w stronę Prezydenta. To było tak gwałtowne i energiczne, że spojrzał w tę stronę i w momencie gdy został odepchnięty przez BOR świadek stwierdził, że powinni tego mężczyznę ująć. Ciężko stwierdzić jaki miał zamiar. Świadek określił, że mógł domniemać, że chce rzucić czymś w Prezydenta bądź oblać. W przeszłości zdarzały się sytuacje, że jakiś vip dostał jajem, pomyślał, że coś takiego może się zdarzyć. Gdy chwycili oskarżonego to nie miał wiedzy czy Prezydent dostał w twarz czy nie, nie wiedział tak naprawdę co mu się stało. Nie nazywałby tego zachowania oskarżonego agresją w stosunku do Prezydenta. Było to gwałtowne i nagłe, ale nie agresywne. Tę interwencję podjęli we dwójkę, po kilku lub kilkunastu sekundach dołączył trzeci funkcjonariusz. Gdy chwycili oskarżonego to on wyrywał się, krzyczał „puścicie mnie”, „zostawicie mnie”, gdzie jest mój but. Zdarzało się, że razem z tłumem krzyczał coś na temat WSI i gestapo. Na pewno świadek powiedział w radiowozie, że zatrzymują go, bo została naruszona nietykalność a w trakcie sporządzania protokołu zostało to powtórzone. Miało to miejsce może godzinę później. D. W. (1) nie przypominał sobie, aby informowali mężczyznę, że jak się uspokoi to go wypuszczą. Kilkakrotnie przed wejściem do radiowozu był informowany, żeby się uspokoił, więc szarpiąc się z taką siłą musiał dopuszczać że komuś coś może zrobić i musiał też odczuć ten moment, kiedy świadek został uderzony.

Bezpośrednią przyczyną i powodem zatrzymania oskarżonego był ból nadgarstka u świadka. Druga sprawa była taka, że tłum krzyczał „gestapo” i istniało prawdopodobieństwo, że może utrudniać dalsze czynności, a nawet próbować odebrać zatrzymanego. Nie jest możliwe, że ktoś z tłumu uderzył świadka w policzek. To widać na filmie, że nikt z tłumu się nie zbliżał. Mówił do oskarżonego: uspokój się, nie szarp się, przejdziemy do radiowozu ustalimy twoje dane, a szarpanie nic tu nie pomoże. Był również ostrzeżony o użyciu środków przymusu bezpośredniego. Na komisariacie, kiedy opadły emocje sam przyznał, że niepotrzebnie stawił opór. Przyznał, że jeśli uderzył świadka to nieświadomie i przeprosił za to zachowanie. D. W. (1) nie pamiętał, aby oskarżony kierował wobec niego słowa wulgarne. Nie wyjaśniał dlaczego krzyczał „gestapo”. Było to zdziwienie, porównanie do morderców z okresu II wojny światowej. Świadek nie pamiętał rozmowy w radiowozie, na pewno padało pytanie co robimy i wtedy odpowiedział, że boli go ręka, jedziemy do komisariatu. Oskarżony wyjaśniał tyle że jest działaczem jakieś organizacji broniącej życie, że próbował tylko wręczyć ulotkę prezydentowi że był już w innym miejscu na jakieś wizycie, ale mu się to nie udało , a tu udało mu się zbliżyć do prezydenta na tyle, że podjął taką próbę. Oskarżony nie miał żadnych przedmiotów, które mogły stanowić zagrożenie dla osób trzecich. Jedyny przedmioty to klucze, jeżeli można je zaliczyć do takich przedmiotów. Świadek nie słyszał i nie pamiętał, aby wznosił on jakieś okrzyki pod adresem Prezydenta. Słyszał okrzyki (...). W trakcie transportu oskarżony był już dużo spokojniejszy. Nie był w stanie wskazać momentu, kiedy oskarżony utracił but, ale pamiętał, że mówił do niego: nigdzie nie idę bo nie mama buta. Nie mówił dlaczego zależy mu na odzyskaniu tego buta. Nie mówił, ani świadek nie zauważył, aby miał chorą nogę. Jeśli mówił, to jest to odnotowane w protokole zatrzymania. Słyszał tłumnie okrzyki „gestapo”, „puśćcie go” , „zostawicie” , „państwo policyjne” i jakieś słowa wulgarne też padły.

Na pytanie oskarżonego D. W. (1) zeznał że siła fizyczna jest środkiem najmniej dolegliwym, biorąc pod uwagę tłum i to co skandował, uznali, że użycie jakichkolwiek innych środków przymusu może spowodować negatywną eskalację zachowań tłumu. Sporządzili notatkę i protokół zatrzymania i czekali na decyzję dowódcy chyba BOR-u czy kogoś innego, w każdym razie wyższego rangą, czy będą osadzać oskarżonego w POZ-cie. Nie kojarzył sytuacji, aby przy sporządzaniu notatki z kimś się kontaktował, być może dzwonił ktoś do świadka. Jest też dzielnicowym, posiada służbowy telefon komórkowy. Być może odbierał jakieś telefony w trakcie czynności. W tym dniu i potem dzwoniło do niego kilkaset osób, nawet znajomi z dawnych lat, którzy zauważyli go w tv i robili z tego sensację. Te telefony trwały przez około tydzień.

Po odtworzeniu zapisu wizyjnego świadek zeznał, że to jest to zdarzenie, które widział na Y. T.. Na tym filmie widać moment, w którym, jak domniema, został uderzony przez oskarżonego. Jest to w chwili, gdy stoją pod kratą od okna przy Ratuszu, w trakcie tej szarpaniny. Tu został uderzony w twarz. Po drodze do radiowozu zatrzymali się z oskarżonym, prawdopodobnie w tym momencie został znaleziony but, pewnie przez kogoś z tłumu. Gdy oskarżony się schylał, to zakładał w tym momencie buta. Gdy ruszyli razem dalej to można potem zaobserwować dwa szarpnięcia. W tym momencie gdy szliśmy świadek cały czas trzymał oskarżonego z całej siły i po tych zdarzeniach, szarpnięciach poczuł ból w nadgarstku. Wtedy cały czas już go bolała ręka. Widać potem jak oskarżony krzyczał razem z tłumem przed wejściem do radiowozu. Świadek zeznał też, że kojarzy mężczyznę w żółtej koszulce, ale to dopiero od tego roku, z innych zabezpieczeń już po tym zdarzeniu np. z czarnego marszu. Jest to pan R., działać organizacji (...) –live, ale nazwiska tej osoby nie kojarzył.

Zeznania świadka D. W. (1) sąd uznał za wiarygodne. Korelowały one z pozostałym materiałem dowodowym. Były szczegółowe, co uwzględniając upływ czasu pomiędzy zdarzeniem a składaniem zeznań przed sądem świadczy o tym, że dla świadka udział w zdarzeniu był dużym przeżyciem. Zeznania świadka w głównym nurcie potwierdzały przede wszystkim zeznania M. K. (3) i R. L. (1) a także zapisy wizyjne. Twierdzenia świadka odnośnie do obrażeń ciała i naruszenia czynności narządu ciała znajdowały zaś umocowanie w dokumentacji medycznej (k. 105-108, 115-116, 173-1740 oraz opiniach biegłego (k. 281, 349).

Świadek M. K. (3) (k. 17-18, 92-97, 283-285, 661b-661c) zeznał, że w dniu 22 maja 2015r. wspólnie z D. W. (1) i R. L. (1) wykonywali zadania zlecone przez dowódcę zabezpieczenia do wizyty Prezydenta RP na (...) (...). W momencie, gdy pojawił się Prezydent świadek zauważył, że w jego stronę gwałtownie ruszył wysoki mężczyzna, który trzymał coś zawiniętego w reklamówkę w lewej ręce, a prawą miał uniesioną w górę. Funkcjonariusze BOR zasłonili Prezydenta i odepchnęli go ręką. Wtedy oni chwycili tego mężczyznę i trzymając za ramiona przeprowadzili w bezpieczne miejsce. Mężczyzna był agresywny, usiłował się wyrwać, stawiał czyny opór, nie reagował na polecenia. Próbując się wyrwać uderzył D. W. (1) w szczękę. Krzyczał też, że zgubił but. W trakcie przeprowadzania do radiowozu by dalej agresywny i próbował się wyrwać. Przewieziono go na komisariat i ustalono, że był to R. D. (1). Dokonano z nim dalszych czynności tj. sporządzono dokumentację związaną z zatrzymaniem, sprawdzono trzeźwość, dokonano kontroli osobistej. Mężczyzna oświadczył, że odczuwa ból w prawej kostce ale nie chciał pomocy medycznej. Twierdził, że chciał tyko zadać pytanie Prezydentowi. W lewej ręce miał reklamówkę, w której była koszulka koloru żółtego z czerwonym symbolem ludzkiego płodu, a w prawej ulotkę z fotografiami płodów po aborcji.

M. K. (3) przed sądem zeznał zaś, że zabezpieczali tego dnia przyjazd Prezydenta K.. Byli wyznaczeni do zabezpieczenia drugiego wejścia D. A. a jednym z zadań było to, żeby eliminować przypadki zakłóceń tej wizyty. W momencie, kiedy oskarżony zerwał się z tłumu podbiegli za nim i pracownicy ochrony prezydenta tę osobę im przekazali. Praktycznie jednoczenie byli na miejscu. Wcześniej tej osoby nie wychwycił w tłumie. Był to pan R. D. (1). Cała ta sytuacja była bardzo dynamiczna, wyglądało to w ten sposób że on wyrwał się z tłumu, dystans był krótki i nie było czasu. Było to w ten sposób że został przekazany przez BOR, a to był tak krótki dystans że świadek nie był w stanie określić kto interweniował pierwszy. Zauważył R. D. w momencie, kiedy wybiegał z tłumu z podniesioną ręką i biegł w stronę Prezydenta. Widział, że miał w dłoni reklamówkę tzn. gdy biegł widział tylko przedmiot, później okazało się, że to była reklamówka. Ich zadaniem było eliminować osoby, które mógłby zakłócić wizytę Prezydenta. Podjął interwencję dlatego, że pan R. wyrwał się z tłumu i biegł w stronę pana Prezydenta. On biegł przez chwilę, to było kilka kroków i nie było czasu zastanowić się nad tym, jakie ma intencje. On nie zachowywał się normalnie, nie próbował podjeść, tylko po prostu biegł. Odprowadzili R. D. (1) kawałek dalej, żeby wyeliminować tłum i żeby nie interweniować wśród ludzi. Chodziło o bardziej postronne miejsce. R. D. (1) był agresywny, wyrywał się, nie mogli go skuć. Wyrywał się, próbował oddalić się z miejsca interwencji, chciał uciec. Wszędzie dookoła zebrali się gapie, ludzie krzyczeli do nich „gestapo”. Starali się go wylegitymować , doprowadzić do radiowozu i wyjaśnić całą tą sytuację. D. W. (1) w trakcie tej interwencji odniósł obrażenia. Bezpośrednio tego świadek nie widział podejmując interwencję, natomiast widać to na materiale filmowym, który można było obejrzeć we wszystkich mediach. Tam widać ten moment. Jest coś takiego, że pan R. próbuje się wyrwać i pan W. zostaje wtedy uderzony w twarz. Udało się doprowadzić pana R. do radiowozu, bodajże w trakcie zgubił buta a potem przewieźli go na komisariat. Poinformowali go, że został zatrzymany. Było to w momencie zatrzymania, bezpośrednio na (...) Staromiejskim. To było w momencie, gdy doprowadzali tego mężczyznę do radiowozu. Tam nie szło prowadzić dialogu bo wszyscy krzyczeli. Świadek nie pamiętał, abyśmy wcześniej go zapewniali, że od razu go wypuszczą. Nie było możliwości żeby tego mężczyznę wypuścić, ponieważ nie znali nawet jego tożsamości. Był agresywny, próbował się wyrywać, nie był osobą spokojną, która reaguje na polecenia.

Wielokrotnie już po ujęciu uspokajali oskarżonego, ponieważ się awanturował. Nie dało prowadzić się dialogu z nim, ponieważ ludzie krzyczeli, pan R. krzyczał i tak na prawdę nic do niego nie docierało. Kiedy go prowadzili do radiowozu okazało się że nie ma buta. Ten but leżał gdzieś tam w pobliżu miejsca, gdzie interweniowali funkcjonariusze BORu. W chwili ujęcia pan D. trzymał jakiś przedmiot, jakąś reklamówkę czy coś zwiniętego. W radiowozie zachowanie pana R. zmieniło się, dało się z nim już spokojnie porozmawiać, nie było tylu gapiów, tyle krzyku.

Ciężko było świadkowi powiedzieć czy oskarżony atakował ich bezpośrednio, wyrywając się z chwytów uderzał ich w ciało, dłonie, m.in. pana W. w twarz. M. K. (3) nie był w stanie powiedzieć czy jego zachowanie było celowe. Nie przypomniał sobie rozmowy z nim na temat buta. Chciał tego buta odzyskać. Tłum, krzyki, hałasy, ciężko to nawet nazwać rozmową. To co mówili do D. to próbowali go uspokoić, ale nie reagował. Ciężko było się świadkowi odnieść do tego, czy on używał słów wulgarnych. Nie pamiętał dokładnie przebiegu tego zdarzenia. Były rozmowy w radiowozie, ale nie pamiętał ich dokładnego przebiegu. Mówił, że ma chorą nogę. Z tego co pamiętał, to oskarżony chciał coś wręczyć panu K.. Bezpośrednio nie posiadał przy sobie przedmiotów, które mogły stanowić zagrożenie dla osób trzecich np. jakiś noży. To była niestandardowa interwencja.

M. K. (3) nie był w stanie odnieść się do tego, czy była taka rozmowa, że jak oskarżony się uspokoi, to zostanie wypuszczony. Nie pamiętał tego. But się znalazł w momencie gdy prowadzili oskarżonego do radiowozu. Na materiałach w wiadomościach widział to zdarzenie. Widział, jak się oskarżony wyszarpywał. Interwencja była bardzo dynamiczna i w momencie, kiedy zapadła decyzja, że doprowadzą tego pana do radiowozu to szukali buta. Został ostatecznie odnaleziony. W radiowozie R. D. (1) został poinformowany że został zatrzymany. Próbowali skontaktować się z dowodzącym zabezpieczeniem, jednakże tłum, który krzyczał, skutecznie to uniemożliwiał. W pewnym momencie pojawił się dowodzący zabezpieczeniem. Interwencja rozłożona była w miejscu, było dużo gapiów, wszyscy coś krzyczeli, pan R. próbował się wyrywać, ludzie krzyczeli „gestapo”. Nie chcieli wywoływać sensacji.

Zeznania świadka M. K. (3) sąd uznał co do zasady za wiarygodne. Świadek mimo, że był osobą pokrzywdzoną, starał się w sposób możliwie obiektywny przedstawić przebieg zajścia, logicznie wskazywał na te fragmenty, których nie był pewien, lub których nie pamiętał. W tych fragmentach, w których zeznania świadka różniły się od ustalonego przebiegu zdarzenia (np. tego, którą rękę oskarżony uniósł w końcowej fazie podbiegnięcia do Prezydenta RP) sąd oparł się na wiarygodnym materiale dowodowym, przede wszystkim w postaci zapisu wizyjnego. W zasadniczej mierze zeznania M. K. (3) miały jednak oparcie w pozostałym materiale dowodowym, zwłaszcza w postaci zeznań D. W. (1) i R. L. (1), a także w zapisach wizyjnych zdarzenia.

Świadek R. L. (1) (k. 14-15, 109-113, 286-288, 661e-661g) zeznał, że w dniu 22 maja 2015r. wspólnie z sierż. szt. D. W. (1) i asp. M. K. (3) udali się na Rynek (...) w celu zabezpieczenia zgromadzenia publicznego związanego z okazji 60 lecia Zespołu Szkół (...) w T.. Potem tego samego dnia z polecenia T. B. udali się na Rynek Staromiejski, gdzie zabezpieczali wizytę Prezydenta RP. Stali przy wejściu do ratusza od strony ul. (...). Kiedy przyjechał Prezydent i wysiadł z pojazdu w jego kierunku rzucił się mężczyzna trzymający jakąś reklamówkę w ręku. Został odepchnięty prawdopodobnie przez pracowników BOR. W tym samym czasie zareagowali, chwytając odepchniętego mężczyznę. Przeprowadzili go kilkanaście metrów od miejsca zdarzenia. Mężczyzna ten cały czas stawiał czynny opór. Wydawali mu polecenia aby się uspokoił i podporządkował poleceniom. Nie reagował na te polecenia, nadal się szarpał, próbując się wyrwać. Wokół nich zgromadziło się kilkadziesiąt osób, którzy krzyczeli w ich kierunku. Mężczyzna krzyczał, że zgubił buta. Mimo, że go odzyskał dalej stawiał czynny opór. Gdy umieścili go w radiowozie D. W. (1) poinformował ich, że został uderzony w twarz i czuje ból w nadgarstku. Świadek zaobserwował, że w trakcie tej szarpaniny D. W. (1) odskoczyła głowa. Udali się z tym mężczyzną do KP T. Ś.. Świadek generalnie powielił te zeznania przed prokuratorem, aczkolwiek uszczegóławiając je. Wskazał, że z tego co zauważył, tylko oni byli umundurowani, a inni funkcjonariusze nie. Wskazał również, że mężczyzna wybiegł z tłumu, to były ułamki sekund. Biegł bardzo szybko, trzymał coś w ręku. Nie widział wtedy dokładnie co to było. Wyglądało to tak, jakby chciał staranować Prezydenta RP. Gdy dobiegł do Prezydenta został odepchnięty przez mężczyznę z ochrony. W tej samej chwili zareagowali, podbiegli i chwycili go. W trakcie interwencji podszedł do nich mężczyzna w żółtej koszulce i okularach. Chciał z nimi jechać, twierdził, że jest kolegą zatrzymanego. Mężczyzna prowokował tłym w trakcie interwencji, krzyczał „zapraszamy dziennikarzy” Nie wykonywał czynności z zatrzymanym w KP. Mężczyzna ten twierdził, że w jego odczuciu nie stało się nic złego, że chciał tylko zadać pytanie Prezydentowi.

W czasie składanie zeznań przed sądem świadek zeznał, że zapamiętał, że zdarzenie miało miejsce wiosną 2015roku. Oskarżony w sposób dynamiczny skierował się w stronę Prezydenta B. K. (1). Najbardziej, wedle świadka, tą dynamiczność obrazuje film umieszczony w sieci. W momencie, kiedy ruszył w kierunku Prezydenta i funkcjonariusze B.-u podjęli interwencję, to zauważył oskarżonego. Reakcja była natychmiastowa. Postrzegał to zachowanie jako coś niebezpiecznego. Odniósł wrażenie że Prezydentowi może coś grozić. Funkcjonariusze B. prawdopodobnie odepchnęli oskarżonego i w tym momencie we trójkę zareagowali w ten sposób, że z miejsca zdarzenia odciągnęli oskarżonego. Od samego początku oskarżony twierdził, że nie ma buta, był pobudzony, agresywny, szarpał się. Próbowali go uspokoić, że but zaraz się znajdzie, dla niego w tym momencie ten but stał się najważniejszą rzeczą. W momencie kiedy podjęli w ogóle interwencję, to w chwili odciągnięcia świadek nie miał świadomości, czy Prezydent został uderzony, czy czymś rzucony. W międzyczasie była ta agresja, została naruszona nietykalność jednego z policjantów. Prawdopodobnie oskarżony pytał dlaczego go doprowadzają do radiowozu i został poinformowany że w związku ze zdarzeniem z udziałem Prezydenta, a już w samym radiowozie, że w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej. Świadek nie pamiętał jak ta rozmowa w radiowozie wyglądała. Oskarżony był pobudzony, szarpał się reagował na to, co robił tłum. W momencie gdy znalazł się w radiowozie i udali się na komisariat to uspokoił się. Sytuacja była dynamiczna. Świadek nie pamiętał kiedy ani w jaki sposób kolega dokonujący interwencji razem z nim odniósł obrażenia ciała. Od razu w radiowozie powiedział, że boli go ręka.

W dalszym toku składania zeznań świadek odniósł się do konieczności podjęcia interwencji. Wskazał, że jeżeli sytuacja jest dynamiczna i ktoś w sposób nienaturalny, z uniesionymi rękoma, z czymś w ręku kieruje się w stronę Prezydenta i interweniują funkcjonariusze B. w sposób zdecydowany, to w jego przekonaniu takie zagrożenie musiało istnieć. Wtedy, w tamtym momencie odniósł takie wrażenie. Na pewno oskarżony był informowany o tym, żeby się uspokoił i że czynności związane są z incydentem, który przed chwilą się odbył. R. L. (1) nie pamiętał aby padła deklaracja wypuszczenia go. Decyzja o tym, żeby zabrać oskarżonego na komisariat została podjęta wspólnie. Podczas interwencji policjanci nie rozmawiają ze sobą i ta decyzja jest na tyle oczywista, że zdaniem świadka była wspólna. W tym dniu pełnił funkcję osoby nadzorującej zabezpieczenie i był dowódcą tego patrolu. Był dowódcą tego zabezpieczenia, a skierowani zostali na zabezpieczenie wizyty Prezydenta. Oskarżony nie kopał, nie zadawał ciosów. Widać to na filmie, gdzie szarpie się, wykonuje nienaturalne ruchy, próbuje się wyrwać czy w nienaturalny sposób rusza głową. Względem oskarżonego zostały użyte środki przymusu bezpośredniego w postaci siły fizycznej. Były one wystarczające, a były to środki, które nie eskalowały dalszej agresji tłumu. Użycie innych środków przymusu zagrażało by ich życiu i zdrowiu, mogłoby spowodować agresję tłumu, który krzyczał „gestapo”, „zostawicie go”. Świadek nie pamiętał, czy oskarżony mówił dlaczego zależy mu na odzyskaniu buta. Nie zauważył tego, że oskarżony miał chorą nogę. Jeśli chodzi o czynności dokumentujące to przeprowadzali je pozostali dwaj pozostali policjanci, już na komisariacie. Oskarżony mówił, że to zachowanie wynikało z tego, że chciał coś Prezydentowi wręczyć. Nie tłumaczył, dlaczego się wyrywał i szarpał, świadek nie pamiętał tego. Na pewno oskarżony był poinformowany, że naruszył nietykalność cielesną i chyba przepraszał tego policjanta. Nie było takiej sytuacji, aby oskarżony próbował uwolnić się i uciec. Nie miał przedmiotów, które mogłyby stanowić zagrożenie dla osób trzecich.

Zeznania świadka R. L. (1) sąd uznał generalnie za wiarygodne. W swym zasadniczym zrębie zeznania świadka miały oparcie w pozostałym, uznanym za wiarygodny materiale dowodowym, jak np. zeznaniach innych funkcjonariuszy policji (D. W. (1), M. K. (3)) czy zapisach wizyjnych zdarzenia. Świadek w istocie starał się w sposób obiektywny przedstawić przebieg zajścia. Jasno wskazywał na te fragmenty, których nie pamiętał. Sąd nie doszukał się racjonalnych przyczyn negacji treści jego zeznań.

Świadek W. W. (1) (k.183-186, 662-663) na etapie postępowania przygotowawczego zeznał, że w dniu 22 maja 2015r. wspólnie z policjantem J. W. (1) udali się na R. S.w T. w związku z wizyta Prezydenta RP B. K. (1). Przybyli tam około godz. 10 – 11. Mieli za zadanie niedopuszczenie do wejścia do ratusza osób nieuprawnionych. W chwili przyjazdu Prezydenta RP stał bezpośrednio przed drzwiami ratusza od strony ogródków piwnych. Na (...) był duży tłum osób niezadowolonych z działalności Prezydenta RP. Widział jak Prezydent wysiada z pojazdu. W tym momencie z tłumu bardzo dynamicznie wyskoczył mężczyzna, który podbiegł do Prezydenta. Świadek był zszokowany jego zachowaniem. To było nagłe. Szybko do niego doskoczyli policjanci, zaś świadek skupił swą uwagę na ochronie wejścia do ratusza. Na tamta chwilę uważał, że był to zamach na Prezydenta, że ten mężczyzna chciał Prezydenta uderzyć. Widział twarz Prezydenta, widać było, że się wystraszył. Gdy Prezydent wszedł do ratusza świadek został na zewnątrz. Gdy zobaczył, że sytuacja jest stabilna wówczas wszedł do środka.

Przed sądem W. W. (1) zeznał, że w tym dniu był przybrany do pomocy funkcjonariuszom BOR-u. Jego zadaniem było niewpuszczanie osób na dziedziniec ratusza. Jak Prezydent wysiadł z ochroną doszło do tej sytuacji , widział ją z bliska, to było naprzeciwko. Nie uczestniczył w interwencji. Zaobserwowałem siedzącego na sali rozpraw mężczyznę i bardzo szybką reakcję pracowników BOR-u. Trwało to tak szybko że tak na prawdę nie miał świadomości co zaszło. Nie wiedział jak ten mężczyzna się zachowywał, co powiedział. On był przejęty i odprowadzony na bok i to co działo się z nim dalej zna z relacji medialnej. Widział, że mężczyzna wyskoczył na Prezydenta i został zatrzymany. Świadek patrzył na Prezydenta i tę osobę widział tyłem, skupił się na Prezydencie i starał się, żeby nie doszło do jakichś scysji, gdy wchodzili do środka. Nie było bowiem wiadomo, czy tych osób nie było więcej i co tam się w ogóle dzieje. Starał się nie dopuścić innych osób i starał się, żeby do Prezydenta po tym zajściu już nikt nie doszedł. Wówczas trudno mu było ocenić tę sytuację, bo tak naprawdę nie wiedział do końca co zaszło. Dopiero z nagrań medialnych i internetu zobaczył, jak wyglądał ten mężczyzna. Nie byłby w stanie rozpoznać tej osoby. Przed tym zdarzeniem tej osoby w tłumie nie widział. Był w środku, na dziedzińcu ratusza, za drzwiami i wychodził na zewnątrz. Na znak, że Prezydent się zbliża wyszedł na zewnątrz. Tego tłumu specjalnie nie obserwował. To była duża grupa zgromadzonych ludzi. Tłum był raczej nastawiony antagonistycznie, raczej był nastawiony negatywnie. W tym dniu był zresztą podział na tych, którzy byli nastawieni pozytywnie do Prezydenta i zostali wpuszczeni do środka i na tych którzy byli nastawieni negatywnie i byli na zewnątrz. Nie było transparentów nieprzychylnych dla Prezydenta, a raczej stop aborcji, czy coś takiego. Na tamtą chwilę był zszokowany tym zachowaniem i wydawało mu się ono groźne. Nie widział czy doszło już do czegoś, czy może już coś Prezydentowi zrobił. Obserwował Prezydenta i widział jego reakcję, on się tego przestraszył. Takie nagłe wyjście na Prezydenta i ta reakcja ochrony, w danym momencie, nie wiedząc co się dzieje, to odczuł to jako coś zagrażającego Prezydentowi. Inaczej to wygląda po przeanalizowaniu materiału niż wygląda to w danej chwili. Zadaniem policji czy BORu w takim momencie jest szybka reakcja. Jeżeli ktoś wyskakuje z tłumu nagle, trzyma coś w ręku, rękę ma w górze, nie wiadomo co to jest. Jeżeli nie zareagują w sposób adekwatny to będą z tego rozliczani. Na pewno takie zachowanie jak miało miejsce jest to niebezpieczne dla samej osoby, która to robi, bo może być różnie odczytane. Po samym zajściu, po przeanalizowaniu, zdaniem świadka nie wyglądało to na zamach ani na nic groźnego. Bo jeżeli miał w ręku petycję to można domniemywać, że nie chciał zaatakować, ale z punktu widzenia na daną chwilę, przez tę dynamikę, wyglądało to dosyć groźnie.

Następnie świadek przybliżył swe doświadczenie zawodowe. Zeznał, że ma głównie długoletnie doświadczenie w zatrzymywaniu osób poszukiwanych. Jest jednak często kierowany do ochrony V.. W jego doświadczeniu zawodowym w ogóle nie było takiej sytuacji, aby ktoś chciał wręczyć w ten sposób ulotkę VIPowi. Chyba wszyscy wiedzą jak wygląda wręczanie różnych rzeczy osobom chronionym. Nie jest w dobrym tonie wyskakiwanie z tłumu. Można się przepychać, dopychać, rozpychać trzymając ulotkę. Tutaj miało miejsce wyskoczenie przed policjantów.

Zeznania świadka W. W. (1) sąd uznał co do zasady za wiarygodne. Świadek starał się w sposób obiektywny przedstawić przebieg zajścia. Zaznaczył, że nie uczestniczył w interwencji, co było zgodne z prawdą. Nie było też podstaw do kwestionowania pozostałej części treści tych zeznań. Niewielkie rozbieżności, jakie się pojawiały, wynikały najpewniej z czasokresu pomiędzy zdarzeniem a momentem składania zeznań oraz tym, że samo zdarzenie, w obydwy fragmentach, miało charakter dość dynamiczny. Nie sposób w takich warunkach na trwale zapamiętać wszystkie jego szczegóły. Co istotne, świadek zapamiętał reakcję Prezydenta RP, wskazał że przestraszył się zachowania R. D. (1). Potwierdził zatem w tej części zeznania B. K. (1). W swym zasadniczym zrębie zeznania W. W. (1) miały natomiast oparcie w pozostałym, uznanym za wiarygodny materiale dowodowym, jak np. zeznaniach innych funkcjonariuszy policji, w tym J. W. (1), a nadto w zapisach wizyjnych zdarzenia.

Świadek R. G. (2) (k. 192-197, 663-666) zeznał, że jest wolontariuszem i koordynatorem (...) komórki Fundacji (...) do życia. Świadek opisał cele fundacji oraz charakter znajomości z R. D. (1). Skorzystał on z zaproszenia świadka na pikietę w dniu 22 maja 2015r. związaną z wizytą Prezydenta RP w T.. R. G. (1) wskazał, że nie dawał R. D. (1) żadnych poleceń, skierował jedynie prośbę o wręczenie ulotki antyabrocyjnej Prezydentowi RP, jeśli będzie taka możliwość. . Prosił o zachowanie wysokich standardów kultury osobistej. Sam stał plecami do wejścia d ratusza, po lewej stronie. Widział, że Prezydent jest otoczony służbami B. i nie podjął się próby rozmowy z nim. Gdy Prezydent wszedł do ratusza ktoś podbiegł do świadka i powiedział, że policjanci szarpią R. D. (1). Podbiegł tam. Zauważył, że policjanci trzymali R. D.. Nie uzyskał żadnych informacji. Mówił R. D. (1), żeby się uspokoił i że wszystko będzie dobrze i próbował uzyskać jakieś informacje. Dopiero przy radiowozie dowiedział się, że został R. D. (1) został zatrzymany. Pojechał potem na policję, żeby się czegoś dowiedzieć, ale odmówiono mu udzielenia informacji. R. D. (1) zadzwonił do świadka (...). Tłumaczył, że chciał tylko przekazać ulotkę. Nie widział innej możliwości jak podskoczyć i podać ją ponad głowami borowców. Świadek odparł, że w jego ocenie to zachowanie było głupie i mogło zostać odebrane jako zagrożenie dla Prezydenta RP. R. D. (1) powiedział, że nie chciał stwarzać zagrożenia, ma czyste sumienie i nie ma sobie nic do zarzucenia. Jeszcze na (...) S. udzielał dziennikarzowi informacji na temat zdarzenia. Przekaz był taki, że R. D. (1) chciał pokojowo przekazać ulotkę. Określił go wtedy jako dobrego znajomego ale było to a wyrost.

Przed sądem R. G. (1) zeznał, że oskarżonego zna z ulicy. W grudniu 2014r. pojawił się pierwszy raz na pikiecie antyaborcyjnej. Deklarował swoją wolę działania przeciw aborcji. Pochwalił metody działania. Robił dobre wrażenie, więc nie widział przeciwskazań do tego, aby pikietował na starówce w T.. Od tego czasu kilkakrotnie pojawiał się na kolejnych pikietach. Był zawsze bardzo zdyscyplinowany, chętny, robił dobre wrażenie, miał dobrą aparycję, sprawdzał się jako osoba, która potrafi rozmawiać na tematy bardzo trudne, jak aborcja w przestrzeni publicznej. W dniu wizyty B. K. (1) w T. świadek spotkał się R. D. (1). Poprzedniego dnia, gdy dowiedział się o wizycie Prezydenta w T. poinformował niektórych działaczy z komórki lokalnej fundacji Prawo do życia o tej okoliczności, że Prezydent będzie w T. i że wystąpią na spotkaniu z banerem antyaborcyjnym oraz, że jeżeli będzie taka możliwość, to będą chcieli porozmawiać z panem Prezydentem na temat jego stosunku do aborcji i przekazać mu ulotkę antyaborcyjną, która obrazowała dziecko rozszarpane na części w skutek aborcji, z chęcią zapytania Prezydenta czy chce cos robić w sprawie ochrony życia poczętego. Trzech wolontariuszy przyjęło zaproszenie, w tym pan R.. Przed południem, to było może o godz. 10-11, spotkali się w pobliżu pomnika K.. Tam wolontariusze dostali ulotki antyaborcyjne, ci którzy nie mieli koszulki fundacyjnej dostali też koszulki i czekali na Prezydenta. R. G. (1) z kolegą stanął z banerem antyaborcyjnym przy wejściu do ratusza. Oczekiwali Prezydenta. Najpierw czekali przy wschodnim wejściu, czyli od strony W. a później od drugiej strony. R. D. (1) nie był wolontariuszem tylko sympatykiem, ale jemu też to przypominał, że należy zachować najwyższy standard kultury. Zaproponował panu R. żeby spróbował porozmawiać z panem Prezydentem bo wg jego oceny miał do tego predyspozycje osobiste. Nie wiedzieli, w którym miejscu będzie Prezydent. Sytuacja była dynamiczna. Ważne było, żeby zachować się przyzwoicie, porządnie, to był ostatni dzień kampanii. Nie ustalali sposobu wręczenia ulotki i rozmowy, bo nawet nie wiedzieli czy to będzie możliwe. W obecności świadka R. D. (1) nie manifestował niechęci w stosunku do Prezydenta K.. Samego incydentu z udziałem R. D. (1) świadek nie widział, ponieważ stał tyłem do Ratusza. Włączył się w którymś momencie w interwencję policji. Zrobił to, ponieważ przybiegły osoby i powiedziały, że policja bije R.. Nie zaobserwował jednak aby policja go biła. R. był przyparty do ściany ratusza, pozbawiony obuwia, był zdenerwowany. Świadek nie pamiętał żeby się szarpał. Apelował by go puszczono, być może jakoś się delikatnie odepchnął od policjanta. Nie widział, żeby go policjanci bili ani żeby on używał siły wobec nich. Potem policjanci zabrali R. do samochodu. W drodze odprowadzania go do samochodu towarzyszył i pytał policjantów jaka jest przyczyna że go odprowadzają. Zakładał, że chciał porozmawiać z Prezydentem i z niewyjaśnionych przyczyn mu to uniemożliwiono. Dlatego dopytywał wielokrotnie policjantów jaka jest przyczyna, że go odprowadzają. Od policjantów nic nie usłyszał. Nie dyskutowali z nim. W ostatecznej fazie odprowadzania bezpośrednio przy radiowozie poprosili aby się odsunął i odjechali samochodem w niewiadome miejsce. Chcąc dowiedzieć się szczegółów, wskazano mu policjanta określonego jako dowodzącego. Jedynie co powiedział to to, że R. odtransportowano na komisariat. Niezwłocznie udał się tam w celu uzyskania informacji. Po kilku godzinach pojechał do domu. Był aktywnym działaczem fundacji (...)prawo do życia. Zrezygnował z piastowania funkcji koordynatora.

Następnie świadek opisał sposób wręczania ulotek przez członków Fundacji. Wskazał, że gdy chcą w ramach działań fundacji przekazać komuś ulotkę to podchodzą i wręczają, mówiąc proszę uprzejmie. Inni mówią proszę, lub nic nie mówią. Jeśli ktoś nie chce, to nie odbiera i odchodzi. Nigdy nie mieli okazji wręczać ulotki osobom ochranianym tzn. V.. W T. po raz pierwszy chcieli wręczyć taką ulotkę funkcjonariuszowi publicznemu podlegającemu ochronie. W innych miastach miało to miejsce, wolontariusze próbowali z sukcesem to zrobić. Odbywało to się z dużą kulturą, w normalnej, rzeczowej rozmowie.

Świadek był bardzo zdziwiony zachowaniem oskarżonego i nie potrafił sobie wytłumaczyć tego zachowania, które przeczyło zdrowemu rozsądkowi. Rozmowy na temat aborcji w przestrzeni publicznej są bardzo trudnymi rozmowami, które angażują zarówno cały intelekt człowieka jak i jego emocjonalność. Wolontariusze różnie sobie radzą, nie zawsze dobrze, tzn. ulegają emocjom. Pan R. radził sobie natomiast w takich sytuacjach znakomicie, czyli był opanowany, rzeczowy, nawet w sytuacjach kiedy rozmówcy zachowywali się obrażająco to nigdy nie odpowiadał tą samą postawą. Potrafił rozmawiać rzeczowo. Był zawsze dobrze ubrany, wysportowany, uśmiechnięty, w dobrym humorze. Podobne cechy wskazywała A. Ś. (2), której z tych samych powodów przekazał ulotkę. Niestety, po fakcie żałował tej decyzji o przekazaniu ulotki i prośby o rozmowę z Prezydentem jaką skierował do R. D.. Po ocenie tego nagrania z You Tube stwierdził, że zachowanie jego nie było do porównania z prezentowanym wcześniej.

Po obejrzeniu wysłał kilka lub kilkanaście smsów panu R. z zapytaniem co się dzieje, gdzie jest. Był to wyraz troski w tej sytuacji, czy ma się dobrze. Nie otrzymał odpowiedzi bo jak się później dowiedział był przetrzymywany na posterunku. Zaniechał dalszego dopytywania. Kilka dni później pan R. odezwał się telefonicznie i chciał wytłumaczyć co zaistniało. Usprawiedliwiał się, że tak naprawdę nie biegł w stronę Prezydenta. Wyraził ubolewanie nad tym zachowaniem i swoją ocenę. Stwierdził, że chciałby wierzyć w dobre intencje, o których zapewniał pan R., po czym zakomunikował mu, że nie będzie mógł w przyszłości brać udziału w jakichkolwiek działaniach naszej komórki. W ocenie świadka on poczuł misję życiową przekazania tej ulotki Prezydentowi, mimo fizycznej niemożliwości, ponieważ pan Prezydent był otoczony służbami ochraniającymi go. Taki akt desperacji. Świadek nie pomyślał, aby chciał on dokonać zamachu na Prezydenta. Tak samo jak niedorzecznym, nieracjonalnym, założeniem była chęć wręczenia Prezydentowi tej ulotki mimo fizycznej niemożliwości, tak samo niedorzecznym założeniem było aby przeprowadzić zamach za pomocą papieru czy ulotki. Gdy rozmawiali później telefonicznie, to on był spokojny. Tłumaczył się, że miał dobre intencje, że chciał tylko przekazać ulotkę. Na pytanie świadka dlaczego biegł, bo w jego ocenie biegł, mówił, że nie biegł, tylko przyśpieszył kroku. Powiedział, że i tak nie powinien się w ten sposób zachowywać w takiej sytuacji. Postawił mu zarzut, że powstała sytuacja, że przyśpieszył tego kroku i stworzył niejasną sytuację, która dała BORowcom pretekst do obezwładnienia go. Z uwagi na reputację fundacji nie chciał, żeby w przyszłości przychodził na pikiety, z uwagi na to, że mogłaby się powtórzyć kolejna nieprzewidywalna sytuacja. Świadek wskazał, że decyzja o powierzeniu mu tego zadania wręczenia ulotki i rozmowy z Prezydentem była zdecydowanie nierozsądna. Pan D. ani podczas tej rozmowy telefonicznej ani wcześniej nie dawał wyrazu swej niechęci wobec Prezydenta K. ani innych polityków, w tym tych, którzy publicznie obstawali za tzw. kompromisem aborcyjnym. Jego działanie traktował jako wolę działania na rzecz ochrony życia poczętego. Nie miał żadnych spostrzeżeń, które sugerowałyby że jest zdenerwowany. Nie prosił go o tą ulotkę, tylko świadek sam mu to zaproponował. Nie widział przy nim przedmiotów niebezpiecznych, które by wywołały jakieś podejrzenie. To był (...), było ciepło. Baner trzymał z kolegą P. P.. Pan D. nie miał ubranej koszulki fundacyjnej, ale dostał taką w tym dniu. Nie mówił dlaczego jej nie założył. Nie mówił w jaki sposób chce nawiązać kontakt z Prezydentem. Sytuacja była bardzo dynamiczna. Najpierw miał być Prezydent po prawej stronie ratusza potem po lewej, potem że na dziedzińcu. To było nie do zaplanowania. Mieli nadzieję że będzie można z Prezydentem porozmawiać, nie wiedzieli, że ta rozmowa będzie uniemożliwiona poprzez służby ochrony osobistej. Decyzja świadka właśnie dlatego była nierozsądna, że nie przewidział, że będzie ochrona osobista i że dana osoba nie poradzi sobie w tej sytuacji i mimo wszystko będzie chciała przekazać tę ulotkę. Z fundacją świadek jest związany od początku 2014 roku. Regularnie organizują pikiety w przestrzeni publicznej, żeby docierać z przesłaniem do ludzi. Uznał, że lepiej będzie jeśli będzie trzymał baner, ktoś go musiał trzymać. To było na zasadzie spontanicznego wyboru typu chcesz wręczyć ulotkę, czy trzymać banner. A. Ś. jest osobą drobną, nie mogła trzymać banneru, to jej dał ulotkę, a R. dał ulotkę na tej zasadzie, o której wcześniej wspomniał, na podstawie subiektywnych odczuć, które gwarantowały, że nie rozwinie się jakaś nieprzewidziana sytuacja. Pan R. nigdy nie mówił że ma jakiś problemy z nogami. Jak był zatrzymany przez policję to na prawej nodze nie miał buta. Później te informacje wybrzmiały w Internecie. Na pewno nie stawiał żadnego oporu fizycznego w drodze do samochodu ale czy coś mówił świadek nie wiedział. Domagał się odpowiedzi od policjantów. Rozmawiał telefonicznie po zdarzeniu z osobami z fundacji, ich ocena była podobna do świadka, były też słowa krytyki wobec świadka, że podjął decyzję umożliwienia dostarczenia ulotki przez R. D. (1). Mówiono, że powinien zrobić to osobiście a nie zlecić. Ze strony tych osób nie było sugestii że to rzeczywiście mógł być zamach. Zadzwonił do prezesa fundacji Prawo do życia, poinformował go o zaistniałej sytuacji, ale on już o tym wiedział. Powiedział, że pan R. jest na przesłuchaniu na policji, że potrzebuje najpewniej pomocy prawnej. Z uwagi na okoliczność że fundacja nigdy nie pozostawia wolontariuszy bez pomocy prawnej, chodzi tu o osoby zaangażowane, prezes, pan M. D., powiedział żeby poczekał, że zadzwoni do Ordo Iuris i że oni pomogą w tej sytuacji. Po 2-3 godzinach mecenas K. z Ordo Iuris albo M. D. zadzwonił do niego i przekazał numer do mecenasa T..

Sąd co do zasady uznał zeznania R. G. (1) za wiarygodne. Nie było bowiem podstaw do zaprzeczenia prawdomówności świadka w zasadniczym zrębie jego narracji, zwłaszcza w tych fragmentach, w których opisywał działalność Fundacji (...) do życia, okoliczności, w których zawarł znajomość z R. D. (1) czy też okoliczności mających miejsce już po zatrzymaniu R. D. (1), w tym także związanych z udzielaniem pomocy prawnej oskarżonemu. Nie było też podstaw do negacji opisu przez świadka działań członków i sympatyków Fundacji bezpośrednio przed zdarzeniem w dniu (...). Fragmenty te znajdowały oparcie w pozostałym materiale dowodowym, zwłaszcza w postaci zeznań P. P. i A. Ś. (1). Świadek R. G. (1) szczerze wskazał, że nie widział incydentu z udziałem R. D. (1), ponieważ stał tyłem doR.. Włączył się natomiast w którymś momencie w interwencję policji. Podał też racjonalne przyczyny dlaczego to zrobił. Te fragmenty zeznań świadka po części (w zakresie jego udziału w trakcie interwencji policji) znajdowały oparcie w zapisach wizyjnych.

Nie było jednak żadnych podstaw do tego, aby dać wiarę twierdzeniom świadka o tym, że R. D. (1) w trakcie tejże interwencji był spokojny i się nie szarpał. Podobnie sąd nie dał wiary twierdzeniom świadka w zakresie tego, że R. D. (1) chciał w pokojowy sposób wręczyć ulotkę Prezydentowi RP. Te części zeznań świadka sąd potraktował jako chęć złagodzenia zachowania R. D. (1), na co wskazywały poszczególne fragmenty zeznań świadka np. „być może jakoś się delikatnie odepchnął od policjanta” W zakresie samego wręczenia sąd doszedł zaś do przekonania, że R. D. (1) chciał tego dokonać na siłę, a więc nie w sposób pokojowy (stosowne rozważania w tym względzie zawarte są w dalszej części uzasadnienia). R. G. (1) zeznał jednakowoż, że nie widział, żeby policjanci bili R. D. (1) ani żeby on używał siły wobec nich. Tego twierdzenia, z przyczyn oczywistych, sąd nie był w stanie zweryfikować. Mając jednak powyższe fragmenty zeznań świadka na uwadze sąd w tym zakresie, to jest w zakresie szczegółowego przebiegu interwencji dał wiarę innym, uznanym za wiarygodne, dowodom, zwłaszcza w postaci zapisów wizyjnych oraz zeznań D. W. (1), M. K. (3) i R. L. (1).

Świadek P. D. (1) (k. 204-206, 666-667) przesłuchiwany na etapie postępowania przygotowawczego zeznał, że w dniu (...) był przydzielony do pełnienia obowiązków szefa ochrony bezpośredniej Prezydenta RP. Obejmowała również wizytę Prezydenta w T.. Od S. B. (1), pracownika BOR, dostali informację, że w T. jest nieciekawie. Po wyjściu z samochodu utworzyli szyk ochronny i zaczęli przemieszczać się z rezydentem w stronę ratusza. Po paru krokach zobaczył mężczyznę, który biegł w ich kierunku z uniesioną lewą ręką, w której trzymał jakiś przedmiot. Nie wiedział co to jest. Mężczyznę przejął S. B. (1), a świadek wyskoczył zza pleców Prezydenta i delikatnie go odepchnął. Potem został przejęty przez funkcjonariuszy policji. W ocenie świadka była to próba uderzenia głowy państwa. Ta osoba była bardzo agresywna i podniecona. Prezydent wystraszył się tej sytuacji. Na koniec dnia powiedział świadkowi, że jeszcze się z taka agresją w stosunku do jego osoby nie spotkał.

Przesłuchiwany przed sądem P. D. (1) zeznał, że w tym dniu pełnił funkcję koordynatora oddziału BORu, czyli w potocznym rozumieniu funkcję szefa ochrony Prezydenta RP. Podczas podjechania pod punkt w T. i po wyjściu z samochodu, po przejściu do 10 kroków zobaczył biegnącego w kierunku grupy ochronnej pana, który szybko biegł i miał uniesioną rękę do góry, w której coś trzymał. Kolega, który szedł na początku szyku ochronnego zareagował, odepchnął tego pana na bok, a świadek delikatnie osłonił Prezydenta. Następnie widział, jak bodajże 3 policjantów tego pana przejęło. Dalej weszli do tego obiektu gdzie był wiec wyborczy. Dostrzegł tego mężczyznę jakieś 8-10 kroków po wyjściu z samochodu. On biegł. To nie było przyspieszenie kroku tylko dosyć szybki bieg, więc w związku z tym że wykonują zadania ochronne wynikające z ustawy szyk został zacieśniony i ten pan został przejęty przez funkcjonariuszy policji. Odczytał to jego zachowanie jako jak najbardziej zagrażające Prezydentowi. Są szkoleni na wypadek takich ataków fizycznych, jak i różnych wrzutek i tak to przyjął. To było zachowanie dosyć mocne, to nie było podejście tylko szybki bieg, co mogło spowodować jakąś kontuzję u Prezydenta lub uszczerbek na zdrowiu. W ocenie świadka to jak najbardziej skończyłoby się konfrontacją z Prezydentem. I tak przecież doszło do kontaktu fizycznego między kolegami, którzy tam byli. Pan S. B. (2) pierwszy zareagował na zagrożenie. W następnym etapie grupa ochronna zacieśniła krok wokół osoby ochranianej i dalej była szybka akcja, gdzie funkcjonariusze policji wzięli tego pana na bok. P. D. (1) już nie obserwował interwencji policjantów. Czasowo trwało to 15-20 sekund.

Świadek wskazał, że pracuje w BOR od 1995 roku. Od 1997 jest w tzw. grupach ochronnych, czyli zajmuje się na co dzień ochroną najważniejszych osób w państwie. Co istotne, świadek szczegółowo opisał sposoby wręczenia Prezydentowi różnych przedmiotów. Opisał, że jak ktoś przekazuje upominek, kartkę do podpisu, jakiś gadżet Prezydentowi to z rąk pana Prezydenta jest to w ciągu kilku chwil odbierane i z kręgu ochronnego przekazane dalszym osobom. Chodzi tu zazwyczaj o funkcjonariuszy służby pirotechnicznej, którzy też się poruszają w szyku ochronnym. Można to zrobić bez przeszkód i podać Prezydentowi jakąś rzecz, tylko zazwyczaj ta rzecz jest przekazywana ludziom z oddziału pirotechnicznego, którzy przeglądają daną rzecz. Z Prezydentem można porozmawiać. Pan Prezydent reagował na zaczepki ludzi z boku, od postronnych ludzi, o chwilę rozmowy, oczywiście w zależności od czasu, którym dysponował. Jeżeli to się nie udawało, to przekazywał to w krótkim słowie jakiemuś ministrowi bądź komuś z kancelarii jako dalszy ciąg tej rozmowy, o co chodzi. Ktoś podchodził z danym tematem, jeżeli czas nas gonił to pan Prezydent odpowiadał, że zajmie się tym pan minister taki a taki lub wołał kogoś innego do siebie, celem dalszego kontaktu, to jest wymiany korespondencji, odsłania informacji itp. W T. ogólnie byli spóźnieni na wiec wyborczy, ale normalne grzeczne podejście, zapytanie, zwrócenie na siebie uwagi byłoby wykładnikiem tego, aby pan Prezydent stanął, porozmawiał. Mieli wiec wyborczy w T. w centrum i potem jakieś luźne rozmowy z osobami z tłumu na pewno były. Gdyby oskarżony podszedł normalnie, chcąc porozmawiać to pewnie by porozmawiał. Tu jednak chodzi o to podbiegnięcie z wyciągniętą ręką i z jakimś przedmiotem w ręce i tak zadziałali, bo tak są szkoleni żeby przeciwdziałać tego typu sytuacjom. W pracy zawodowej świadka takie incydenty się zdarzają. Nie tylko w trakcie kampanii, ale także w zwykłych wyjazdach po Polsce. Byli i zwolennicy i przeciwnicy Prezydenta. Świadek nie spotkał się z przypadkami kontaktu Prezydenta z aktywistami fundacji Prawo do życia.

Oskarżonemu udało się dobiec do Prezydenta na odległość jednego człowieka, oddzielał ich pan S. B. (2). Gdyby nie interwencja BORu to mogło by się to skończyć bądź jakimś uderzeniem, zadrapaniem bądź przewróceniem, upadkiem Prezydenta. P. D. (1) nie przypominał sobie, aby oskarżony coś krzyczał czy mówił. Był wtedy bardzo pobudzony. Zachowanie oskarżonego naruszyło szyk ochronny, stąd taka reakcja BORu i funkcjonariuszy policji. Tu była sytuacja taka że pan bardzo dynamicznie podbiegł i świadkowi utkwiło to, że miał podniesioną lewą rękę w górze do zamachnięcia się. To nie był ruch z zamierzeniem przekazania czegoś, z wyciągnięciem czegoś do osoby ochranianej tylko taki bardziej zamaszysty. Świadek widział w ręku jakiś biały przedmiot. Przyjmują to w ten sposób że był ten ruch zamachu z góry i wszystkim się zapaliła wtedy lampka kontrolna. Jeśli, to na pewno była to niestandardowa chęć podania czegoś Prezydentowi, tym bardziej że to był szybki bieg w ich kierunku i jakaś taka nerwowość u tego pana. To nie był zwykły gest podania tylko chęć zamachnięcia się. Widać było wielkie zdenerwowanie Prezydenta i niepokój. Zdaniem świadka Prezydent się przestraszył.

Nie towarzyszył Prezydentowi w trakcie całej kampanii wyborczej. Nie zdarzyło im się podczas całej tej kampanii wyborczej takie zdarzenie. Chyba towarzyszył Prezydentowi w K. w marcu 2015 roku. Była to osoba która stała pod wysoką sceną i wymachiwała krzesłem. Słyszał z mediów o tym, że wszczęto wobec tej osoby proces. Uczestniczył w innych wyjazdach, miedzy marcem a majem. W tych miejscach były grupy wyrażające niechęć wobec Prezydenta. Pan Prezydent przyjmował to normalnie. Znajdował się jak wjechali do T. w pojeździe Prezydenta. Standardowo odbierają informacje o tym jaka jest atmosfera na miejscu od osób, które przygotowują wizytę w danym terenie. Od S. B. (2) dostał taką informację, że są zwolennicy jak i przeciwnicy wizyty Prezydenta w T.. Prezydent przyjechał w dobrym nastroju. Członkowie ochrony Prezydenta w szyku ochronnym poruszali się w odległości pół metra od siebie. Prezydent nie wypowiadał się o tym, czego może się spodziewać w T.. Zobaczył, że oskarżony szarpał się z funkcjonariuszami policji. To było zachowanie w celu uwolnienia się i okazujące niechęć wobec policjantów.

Informacje o tym, że jest nieciekawie, przekazuje dowódcy zmiany, który dalej kolportuje ją w stosunku do innych funkcjonariuszy. To następowało telefonicznie, w trakcie podróży. Świadek nie wiedział, czy Prezydent słyszał tę informację. Nie wiedział, czy ktoś z nim jechał z tyłu, czy rozmawiali, nie interesował się czy słyszał. To jest duży samochód, wyciszony. Podejrzewa, że rozmawiał cicho, nie chcąc przeszkadzać Prezydentowi, ale tak, żeby zrozumiał to adresat tej rozmowy.

Sąd uznał zeznania świadka P. D. (1) za wiarygodne. Nie było podstaw do zaprzeczenia ich wiarygodności. Znajdowały w swym głównym nurcie potwierdzenie w pozostałym materiale dowodowym, jak choćby w zapisach wizyjnych, czy zeznaniach innych funkcjonariuszy BOR i policji. Subtelne nieścisłości były niczym innym jak efektem zatarcia w pamięci świadka niektórych szczegółów. Nie rzutowały one na wiarygodność narracji świadka. Co istotne, świadek opisał sposoby wręczania przedmiotów Prezydentowi RP, opisał też w sposób racjonalny zachowanie R. D. (1) i przyczyny podjęcia interwencji przez funkcjonariuszy BOR. Nie odczytał zachowania oskarżonego jako ruchu z zamierzeniem przekazania czegoś osobie ochranianej, co wskazywało na gwałtowny charakter zdarzenia. Świadek opisał też zachowanie R. D. (1) wobec funkcjonariuszy policji. Określił to zachowanie (szarpanie się) jako okazujące niechęć wobec policjantów i wskazał, że miało ono na celu uwolnienie się oskarżonego. W szczególności tym twierdzeniom świadka nie sposób było zadać kłam.

Świadek T. B. (k. 123-126, 668-669) zeznał, że (...). został wyznaczony na Naczelnika S. – dowódcę zabezpieczenia wizyty Prezydenta RP B. K. (1). Odprawił wyznaczonych policjantów i udali się na Rynek Staromiejski. Zgromadziło się tam około 500-700 osób. W związku ze zmianą trasy dojazdu Prezydenta RP do ratusza skierował trzech umundurowanych policjantów prewencyjnych na druga stronę ratusza. Po jakiś czasie dostał informację, że została zatrzymana jakaś osoba, która naruszyła nietykalność cielesną funkcjonariuszy bądź usiłowała dokonać napaści na Prezydenta RP. Dostał w tej sprawie telefon z KWP w B.. Zadzwonił wówczas do R. L. (1), który potwierdzi zatrzymanie mężczyzny. Polecił im odizolowanie go i doprowadzenie do komisariatu. Nie widział zajścia z udziałem Prezydenta. Po zabezpieczeniu udał się na komisariat aby ustalić dane tego mężczyzny, następnie udał się do K. w T..

Na etapie postępowania jurysdykcyjnego świadek zeznał, że tego dnia był dowódcą zabezpieczenia wizyty Prezydenta i podczas tej wizyty doszło do incydentu, gdzie oskarżony został zatrzymany przez policjantów w związku z usiłowaniem napaści na Prezydenta. Nie widział tego incydentu. Był na (...) S. (...). W momencie zdarzenia był z drugiej strony Ratusza. Nie widział interwencji policji. Widział końcową fazę, gdzie policjanci doprowadzali zatrzymanego do radiowozu. Był na wysokości wejścia, którym wchodził Prezydent czyli od strony północnej, przemieścił się tam po informacji o tym że jest osobna zatrzymana, bo była taka krótka informacja. Rozmowy były przy samym radiowozie, tam było dość tłoczno, były inne osoby, które stawały w obronie zatrzymanego, chciały aby policjanci go wypuścili. Nie słyszał treści rozmów pomiędzy zatrzymanym a policjantami. Nie brał udziału w toku dalszych czynności z zatrzymanym. Po zakończonej wizycie Prezydenta wracając do jednostki do komendy wszedł do komisariatu Ś., gdzie był zatrzymany ustalić jego dane personalne, bo były one niezbędne dla sporządzenia dokumentacji z zabezpieczenia. Pozyskał dane oskarżonego. Widział się tam z nim, bo był w tym sam pokoju, ale czynności nie wykonywał z nim żadnych.

Świadek nie przypominał sobie czy oskarżony coś mówił o tym zdarzeniu wtedy, gdy był na komisariacie. Nie inicjował rozmowy na temat tego zdarzenia. Rozmawiał z funkcjonariuszami, którzy dokonali zatrzymania. Rozmawiali raczej w kategorii takiej, że tak naprawdę chwilę wcześniej, przez zaistnieniem tego zdarzenia, skierował tam policjantów właśnie z drugiej strony ratusza, ponieważ oni wcześniej zabezpieczali przemarsz zespołu szkół. Wiedząc że Prezydent przyjedzie od strony północnej, bo pierwotnie był planowany przyjazd od D. A., i w związku z tym że pewna grupa osób przemieściła się z tej strony Ratusza to wzmocnił ochronę policji w tym miejscu. Dowiedział się od funkcjonariuszy że musieli użyć siły, że był dość agresywny, że nie podporządkowywał się poleceniom i że jeden z policjantów dostał w twarz. Nie dopytywał co do konkretów jaki to miało przebieg.

Jako dowódca zabezpieczenia nie dowiedział się pierwszy o zatrzymaniu, stąd miał problemy z połączeniem telefonicznym. To był też czas, gdzie wcześniej zdecydowali o zwiększeniu liczby policjantów i ci, którzy przyjeżdżali w rejonie (...) S. również próbowali się ze świadkiem kontaktować i ustalić jakie ma dla nich zadania.

W okolicach godziny 9.00 był na (...) S. Obserwował nastroje osób, które się tam gromadziły. Zawsze przy tego typu zabezpieczeniach przekazuje informacje albo dyżurnemu, a jeśli powołany jest sztab, to sztabowi o tym, jakie są nastroje , ile jest ludzi, jakie są transparenty, za ile przejedzie Prezydent, czy zmienił się scenariusz. Przekazuje wszystko to, co jest istotne dla zabezpieczenia. Na pewno przekazywał wtedy, że jest dość dużo osób. To wynikało też z późniejszej decyzji BORu o zmianie miejsca przyjazdu. Pomimo tego, że wiedział, że pan Prezydent przyjedzie z drugiej strony to nie poszedł tam, ponieważ nie chciał wywoływać pozorów do tego, żeby wszyscy się tam przemieścili. Później nastąpiło jednak przemieszczenie części osób.

Sąd dał wiarę zeznaniom T. B.. Nie znalazł podstaw do ich negacji. Świadek jasno na wstępie swych zeznań określił, że nie był świadkiem interwencji. W sposób racjonalny przedstawił też swój udział w sprawie oraz okoliczności, które były mu znane. W przeważającej mierze okoliczności te znajdowały potwierdzenie w pozostałym materiale dowodowym.

Świadek M. K. (2) (k. 243-246, 679-680) zeznał że 22 maja 2015r. wykonywał czynności służbowe polegające na ochronie bezpośredniej Prezydenta RP. Po opuszczeniu samochodu chcieli przemieścić się do ratusza. Po przejściu kilku kroków na sygnał S. B. (1) zauważył biegnącą osobę w kierunku Prezydenta RP. Świadek szedł przed Prezydentem z jego lewej strony, a z prawej szedł S. B. (1). Zachowanie mężczyzny było bardzo gwałtowne, było mało czasu na reakcję. Był to bieg, na pewno nie było to swobodne, spokojne podejście. S. B. (1) zepchnął go z toru przejścia Prezydenta, wtedy świadek chwyciłl go oburącz za jego ręce. Wyczuł, że coś w nich trzyma. Wyczuł coś miękkiego, co zasugerowało mu substancję płynną. Po tym wypchnął tego mężczyznę z szyku ochronnego na bok, na swoja lewa stronę. P. go policja lub funkcjonariusze BOR. Nie wie dokładnie kto, bo musiał skupić się na ochronie P. i jego ewakuacji do bezpiecznego miejsca. Zachowanie tego mężczyzny świadek ocenił jako próbe ataku na osobę ochranianą. Pierwszy raz spotkał się z taką próba podejścia. Było nagłe, gwałtowne, z podniesioną ręką sugerującą próbę ataku. Zgodnie ze szkoleniami sytuacja ta wymagała natychmiastowej interwencji. Zachowanie mężczyzny wskazywało na to, że chciał zrobić krzywdę Prezydentowi. Wskazywała na to uniesiona ręka. W odczuciu świadka nie miał on zamiarów pokojowych. Z praktyki świadek wie, że ludzie chcący coś wręczyć czekają na podejście do osoby ochranianej, próbują na spokojnie podejść albo wołają by ta osoba do nich podeszła.

M. K. (2) składając zeznania na rozprawie wskazał zaś, że jest funkcjonariuszem BOR-u od 2005 roku. Był w T. w czasie wizyty B. K. (1) w ochronie osobistej. Jechał bodajże w pierwszym samochodzie ochronnym, a więc przed Prezydentem. Pamiętał ten moment, kiedy zajechali na Rynek Staromiejski w T.. Takich punktów jak ten w T. było wiele, bo to była kampania wyborcza. Było dużo osób krzyczących, nieprzychylnych ówczesnemu Prezydentowi, o czym wiedzieli już wcześniej od kolegów, którzy byli tam na przygotowaniu i przyjechali odpowiednio wcześniej. Po wyjściu z samochodu mieli się przemieścić do środka, chyba na jakiś plac i po kilku metrach jakaś osoba zza kamer wybiegła. Jedną rękę miała podniesioną i coś w niej miała, a w drugiej też coś trzymała, ale już na wysokości pasa. Ta osoba biegła w kierunku osoby ochranianej, więc podjęli działania, żeby nie dopuścić jej. Do przebiegnięcia ta osoba miała około 3-4metrów, to było bardzo szybko, to były ułamki sekund. Dobiegła na wyciągnięcie ręki kolegi, więc można powiedzieć, że od osoby ochranianej dzieliły ją centymetry na pewno, nie dalej.

Gdy jakaś osoba chce coś wręczyć Prezydentowi, to muszą być zachowane odpowiednie procedury. Generalnie jest to możliwe po uzyskaniu akceptacji ochrony. Także w takich miejscach, jak to było w T.. Na wszystkich miejscach tego typu zdarzają się sytuacje, że jak osoby chcą coś podarować osobie ochranianej, to przeważnie podchodzą, dostosowują się do naszych poleceń, pokazują ręce, pokazują co tam mają i przeważnie ktoś z kancelarii, w tym wypadku Kancelarii Prezydenta te rzeczy, podarunki, przejmuje, a więc nie osoba ochraniana tylko ktoś z jej otoczenia. To później zostaje przez nas sprawdzone i wszystko idzie do osoby ochranianej. W tym przypadku była to próba bezpośredniego zamachu na osobę ochranianą, czyli w tym wypadku Prezydenta. Ta osoba wybiegła, nie czekała na podejście nasze, tylko wbiegła w szyk ochronny z podniesioną ręką, w której coś tam miała. Odebrali to jak najbardziej jako zagrożenie dla osoby ochranianej. Ta osoba została wypchnięta na lewą stronę, potem chyba została przejęta przez policję. Podjęli decyzję o ewakuacji osoby chronionej.

Stał blisko osoby ochranianej, po jego lewej stronie, z przodu, w odległości może 30cm. W pierwszej kolejności tą osobę powstrzymał kolega, który stał z przodu po prawej stronie osoby ochranianej. Był to S. B. (3). Zepchnął tą osobę na stronę świadka, wtedy on zepchnąłem tą osobę dalej, z równoczesnym złapaniem za dłonie, żeby nie mogła nic wykonać, bo miała coś w rękach. Przez ułamek sekundy na pewno widział twarz tej osoby, ale skupił się bardziej na rękach.

Stał tyłem do osoby ochranianej. Napastnik ruszył z przodu. Świadek stałem po lewej stronie osoby ochranianej. Nie słyszał, aby ta osoba coś krzyczała. Nie słyszał też, aby krzyczał, gdy trzymał go za ręce, czy odgrażał się. Prawdopodobnie policjantom tę osobę przekazała jeszcze jedna osoba, która prowadziła ich do punktu docelowego. To trwało tak krótki czas, że ciężko stwierdzić jak zachowywała się ta osoba, użyli siły fizycznej. Świadek nie czuł próby wyrwania się, nie czuł żeby się szarpała.

W pojeździe Prezydenta jechał jeden funkcjonariusz BOR-u, nie licząc kierowcy. Zawsze osoba, która podróżuje z Prezydentem, czyli adiutant, siedzi z przodu, czyli koło kierowcy, a bezpośrednio za nim w drugim rzędzie siedzi osoba ochraniana. Informacje przekazywali im funkcjonariusze BOR-u, którzy byli tam wcześniej na miejscu, to jest osobny wydział. Były przekazywane te informacje przez radio jak i przez telefon komórkowy. Są one kierowane do dowódcy ochrony i dowódcy zmiany i są słyszalne przez wszystkich funkcjonariuszy. Następstwem tych informacji było to, że ścieśnili szyk tzn. byliśmy bliżej osoby ochranianej. Świadek miał określony sektor obserwacji, słyszał krzyki, ale ciężko określić jaka to była ilość osób. Były to krzyki nieprzychylne, prawdopodobnie były też gwizdy, często zdarzały się takie zachowania.

Sąd uznał zeznania świadka M. K. (2) za wiarygodne. Niemal niesprzecznie wpisywały się bowiem w pozostały materiał dowodowy, tworząc z nim spójną całość. Zeznania świadka znajdowały w szczególności potwierdzenie w zeznaniach innych funkcjonariuszy BOR a także w zapisach wizyjnych zdarzenia. W ocenie sądu narracja świadka była obiektywna, odpowiadała temu, co świadek mógł zaobserwować ze swej perspektywy oraz temu co zapamiętał. Co równie istotne, świadek nadto opisał jak wygląda w praktyce wręczanie różnych przedmiotów Prezydentowi RP, potwierdzając ustalenia sądu w tym zakresie.

Świadek S. B. (1) (k. 250-253, 681-682) zeznał pierwotnie, że 22 maja 2015r. po przyjeździe na punkt w T. dołączył do szyku ochronnego przed Prezydentem RP, po jego prawej stronie. Tuż przed wejściem do ratusza zauważył osobę biegnąca w stronę Prezydenta z uniesioną do góry lewą ręką. Wskazywało to na próbę bezpośredniego ataku. Osoba ta nie zareagowała na komendę zatrzymania. Świadek usłyszał, że z tyłu grupy ktoś krzyknął „stój” Bieg tego mężczyzny był szybki i zdecydowany. Było to zachowanie agresywne, wskazujące na chęć ataku cielesnego. Z twarzy tego mężczyzny świadek wywnioskował, że jest negatywnie nastawiony do Prezydenta. Gdyby nie reakcja świadka to Prezydent zostałby uderzony. Trudno powiedzieć co dalej by się działo. Cała sytuacja wyglądała groźnie.

Przed sądem S. B. (1) zeznał, że w T., w trakcie trwania kampanii na prezydenta, B. K. (1). W trakcie wejścia do Ratusza Staromiejskiego, podczas wejścia nastąpiło zdarzenie polegające na tym, że oskarżony przekroczył dopuszczalną strefę, wtargnął w nieznanym celu w pobliże osoby ochranianej przez BOR. Wszelkie znamiona jego zachowania odbiegały od zdarzeń, których był świadkiem i uczestnikiem do tej pory. W momencie, kiedy ten pan znalazł się bardzo blisko osoby ochranianej, interweniował i użył środków przymusu bezpośredniego, polegających na odepchnięciu tej osoby poza strefę pierścienia ochronnego. Oskarżony biegł, wyminął funkcjonariuszy policji od wejścia jak również funkcjonariuszy BOR będących wcześniej na przygotowaniu i biegł z uniesioną do góry ręką, w której trzymał jakiś przedmiot. To był bieg, szybki bieg, to nie było żadne energiczne podejście. Zostało to odczytane jako zagrożenie dla osoby ochranianej. Wielokrotnie spotkał się z przypadkami, kiedy jakaś osoba chce coś wręczyć osobie ochranianej. Najczęściej wygląda to tak że osoba, która chce przekazać jakąś rzecz osobie ochranianej, zwraca się wcześniej do funkcjonariuszy, którzy są wcześniej na przygotowaniu takiej wizyty z pytaniem o możliwość przekazania lub wręczania upominku czy przedmiotu. Procedura wygląda następująco, że taki funkcjonariusz przekazuje przedmiot do kontroli pirotechnicznej i pod nadzorem funkcjonariusza taka osoba może spokojnie wręczyć go bezpośrednio osobie ochranianej. Inna sytuacja polega na spontanicznym wręczeniu, jeżeli ktoś jest w tłumie, cierpliwie czeka na zbliżenie się osoby ochranianej i pyta czy może przekazać jakąkolwiek rzecz. Gdy osoba ochraniana wyrażą na to zgodę, to taki upominek trafia w ręce oficera ochrony bezpośredniej i jest poddany kontroli pirotechnicznej. Świadek, jak zeznał, nie spotkał się z innymi przypadkami wręczenia czegoś osobie ochranianej. Użył w stosunku do tego mężczyzny w T. siły fizycznej. Polegało to na tym, że tą osobę zatrzymał, można powiedzieć „wystopował ręką, w późniejszym czasie został przekazany funkcjonariuszom policji, a tą osobę jeszcze wcześniej przejęli funkcjonariusze BOR-u, koledzy , którzy byli w drugim szyku ochronnym. Musiał użyć całej siły, którą posiadałem, aby wystopować tego mężczyznę. Był dość blisko osoby ochranianej. Ten mężczyzna zdołał dobiec na odległość 1-1,5 metra, w każdym razie była to odległość jednego kroku. Ogólnie był duży tłum, było bardzo głośno, ludzi skandowali. Świadek nie zapamiętał, czy R. D. (1) coś krzyczał czy mówił. Nawet gdyby coś takiego miało miejsce, to przy tym co działo się przy ratuszu raczej słyszeli tylko informacje, które były przekazywane za pośrednictwem środków łączności. Gdyby to był krzyk, to z tej odległości na pewno by to usłyszał. Zachowanie oskarżonego nie wskazywało na to, że chciał wręczyć ulotkę Prezydentowi. Nie zachowano wszelkich znamion przekazywania rzeczy osobie ochranianej. Informacja o tym, jak należy coś wręczyć nie jest opublikowana. Te osoby chcące wręczyć mogą zapytać funkcjonariuszy lub osoby organizujące spotkanie, co jest bardzo czy często spotykane, w jaki sposób mogą wręczyć jakieś przedmioty osobie, z którą jest organizowane spotkanie.

Jak na kampanię wyborczą to miejsce w T. świadek ocenił jako zupełnie normalne. Każdy z kandydatów ma swoich zwolenników i przeciwników, którzy mogą wyrażać swoje opinie. Podział zwolenników i przeciwników może być trudny, byli tam jedni i drudzy. W trakcie podróży były komunikaty odnośnie atmosfery w T.. Natomiast nie było komunikatów odnośnie jakichkolwiek zagrożeń. Był to normalny wiec wyborczy, posiadający przeciwników i zwolenników. Konwój zatrzymał się w miejscu zaplanowanym, bo zawsze są planowane trasy alternatywne, trasy ewakuacji jak również miejsca i pomieszczenia bezpieczne. Ostateczną decyzję podejmuje dowódca ochrony osobistej o miejscu podjazdu, jak również trasie przejścia lub też braku tego podjazdu, ale są to zupełnie inne procedury.

Skład ochrony jest stały, ale pracuje na zmiany. Kalendarz kampanii jest dość mocno wypełniony, więc te podróże były dość częste. Można powiedzieć, że były to codzienne wyjazdy, z krótkimi przerwami. Sektor obserwacji świadka obejmował północ i kąt 90 stopni i w tym sektorze znalazł się ten mężczyzna. Tylko świadek zareagował na tego mężczyznę, gdyż znajdował się w jego sektorze obserwacji. Prezydent przyjechał kolumną specjalną BOR. Napastnik przebiegł 5-6 metrów, jeśli nie więcej. Został wypchnięty poza pierścień ochronny, poza strefę. Został przekazany funkcjonariuszom policji. W momencie, kiedy został przekazany policji nastąpiła ewakuacja osoby ochranianej w miejsce bardziej bezpieczne.

Nie wydał komendy stój, gdyż było za mało czasu. W tego typu sytuacjach po prostu się reaguje. Zachowanie tego mężczyzny cechowało się agresją. Skoro wkrótce po tym zdarzeniu zeznał, że po jego twarzy wywnioskował, że jest agresywny i negatywnie nastawiony do Prezydenta to to podtrzymuje. Na twarz tego mężczyzny patrzył od momentu, gdy go zauważył biegnącego, do momentu wypchnięcia. Nie tylko widział twarz, ale całą postać. Nie miał jej zasłoniętej. Jak zeznał S. B. (1) nie był w stanie wyliczyć z jakąś prędkością ten pan się poruszał. Widział go przez 2-3 sekundy. Nie był w stanie sobie przypomnieć, czy stój krzyknął ktoś z tłumu, czy może funkcjonariusz, który mógł to widzieć. Widział napastnika z podniesioną ręką. Miał w niej przedmiot, było to coś dużego, wystającego z ręki, na pewno nie były to ulotki.

Sąd uznał zeznania świadka S. B. (1) za wiarygodne. Należy podkreślić, że był to jeden z newralgicznych świadków w procesie, bowiem jako pierwszy pośród funkcjonariuszy BOR zareagował na zachowanie R. D. (1). Jego reakcja była zaś na tyle zdecydowana i stanowcza, że nie było już potrzebne stosowanie innych środków przymusu dla zneutralizowania zachowania R. D. (1) wobec Prezydenta RP. Mając powyższe na uwadze spostrzeżenia S. B. (1) były z procesowego punktu widzenia niezwykle cenne. Analizując in genere zeznania tego świadka sąd nie doszukał się w nich elementów deprecjonujących. Fakt, że niekiedy nie odpowiadały one w pełni zeznaniom pozostałych funkcjonariuszy BOR z całą pewnością nie stanowił wystarczającej podstawy ku temu. Był to jedynie wyraz subiektywnego postrzegania i zapamiętywania rzeczywistości przez świadka, możliwy zresztą do weryfikacji za pomocą zapisów wizyjnych zdarzenia. Podkreślić jednak należy, że świadek opisał m. in. sposoby wręczania Prezydentowi RP różnych przedmiotów, co korelowało w pełni z twierdzeniami innych funkcjonariuszy BOR w tym względzie. Zeznania S. B. (1) sąd ocenił więc jako jasne, logiczne i co do zasady spójne z pozostałym materiałem dowodowym.

Świadek M. O. (k. 257-260, 682v-683v) zeznał, że został przydzielony do ochrony Prezydenta RP w dniu (...). pełnił funkcję dowódcy wsparcia działań grupy ochrony bezpośredniej. Na S. w T. był ok. godz. 9.00 i rozpoczął zabezpieczanie wizyty. Po przyjeździe Prezydenta RP dyktował kolumnie, gdzie ma się zatrzymać i prowadził grupę do ratusza. Zobaczył wówczas mężczyznę biegnącego w kierunku Prezydenta. Był od niego w odległości metra, może dwóch. Ten mężczyzna był w pełnym biegu. Krzyknął do kolumny „uważaj” i zdołał go zatrzymać z resztą funkcjonariuszy. Zachowanie tego mężczyzny wskazywało a chęć ataku Prezydenta. Nigdy się z taką sytuacją nie spotkał. Mężczyzna ten został zabrany przez policjantów. Prezydent wszedł do ratusza, a świadek udał się do zabezpieczenia wejścia dla pracowników Kancelarii Prezydenta.

Przesłuchiwany przed sądem M. O. zeznał, że był dowódcą zabezpieczenia miejsca czasowego pobytu Prezydenta. W czasie zdarzenia znajdował się między Prezydentem a oskarżonym oraz funkcjonariuszami ochrony osobistej. Jego rolą było prowadzenie szyku ochronnego do punktu docelowego. W czasie zabezpieczenia oskarżony próbował dynamicznie przebić kordon ochronny i dostać się w pobliże Prezydenta. Oskarżonego spostrzegł w momencie, gdy odwrócił się w kierunku drzwi. On już wtedy biegł. Zobaczył człowieka, który biegnie. Od momentu, w którym go zobaczył do momentu, kiedy został zatrzymany przez funkcjonariusza, minęła jakaś sekunda. Mimowolnie on wpadł też na świadka, był odpychany przez funkcjonariuszy. Świadek przejął go dalej i przekazał funkcjonariuszom policji. Jak go zobaczył, to w momencie, kiedy biegnie miał w ręku siatkę, rękę miał podniesioną do góry, wyglądało to tak jakby chciał rzucić tą siatkę w kierunku Prezydenta. W momencie, gdy został przekazany policji to zagrożenie minęło i świadek poszedł na koniec szyku ochronnego. Weszli do wewnątrz ratusza i został przy drzwiach, żeby upewnić się, że wszystkie osoby uprawnione z Kancelarii Prezydenta weszły do środka, a nieuprawnione nie weszły. Co się działo dalej z tym mężczyzną tego już nie wiedział.

Zdaniem świadka była to próba napaści na Prezydenta. M. O. zaczął służbę w BOR w kwietniu 2003r., a na zajmowanym stanowisku pracuje od około 8 lat. Spotkał się z próbami wręczenia czegoś osobom ochranianym. To nie wyglądało tak jak tu w T.. Przeważnie wygląda to tak, że funkcjonariusze grupy rozpoznawczo-zabezpieczającej są na miejscu zabezpieczenia przed osobą ochranianą z odpowiednim wyprzedzeniem. Dla większości społeczeństwa są pewnego rodzaju pomostem pomiędzy nimi a osobą ochranianą. Często ludzie podchodzą i próbują wręczyć jakieś dokumenty czy gifty, żeby je dalej przekazali albo podchodzą i pytają się, jak można to załatwić. To też zależy kto podchodzi, bo np. inaczej, gdy podchodzi wojewoda i chce coś przekazać, a inaczej, gdy zwykły człowiek. W każdym razie te osoby kierowane są do pracowników Kancelarii Prezydenta i oni decydują, czy dany pakunek, rzecz, przedmiot będzie przekazany osobie ochranianej. Jeśli jest decyzja, że zostanie przekazany, to wówczas sprawdzają go pirotechnicznie a dalej zabiera to kancelaria i podejmuje stosowane czynności. Tej procedury nauczył się od starszych kolegów. Świadek nie wiedział, czy informacja o tym jest gdzieś publikowana. Nie przyjechał z kolumną, tylko był wcześniej na miejscu. Był na miejscu przynajmniej godzinę przed. Nastroje były niespokojne. Tłum był wyraźnie nastawiony negatywnie do osoby ochranianej. Wcześniej miał informację telefoniczną o planowych protestach. Faktycznie one były i to w dużo większej ilości niż się spodziewał. Przezywał informacje funkcjonariuszom towarzyszącym osobie ochranianej, radiowo i telefonicznie. Porozumiewał się również z W.. Kontakt z centralą był podyktowany nasileniem nastrojów negatywnych i blokadą podjazdu. Wiedział, gdzie ma dojechać kolumna. To miejsce zostało zmienione, bo był brak możliwości bezpiecznego podjazdu. Porozumiewał się z dowódcami. Ich zadaniem jest przekazać funkcjonariuszom, co się dzieje, więc ciężko powiedzieć czy te informacje były dla nich słyszalne. Brał udział w ochronie tej osoby w trakcie kampanii w innych miejscowościach. Zdarzał się tłum nastawiony negatywnie, ale nigdzie nie było takiej eskalacji jak w T.. Te przekazane informacje powinny i wpłynęły na zachowanie funkcjonariuszy ochraniających Prezydenta. Pierwszym zatrzymującym był S. B. (4). Stał między samochodem głównym, a bramą wejściową. Napastnik biegł od strony bramy. Nie zwrócił świadek uwagi jaki odcinek przebiegł, widział sam koniec, ostatnie dwa susy. W momencie zatrzymania napastnika był od niego na wyciągnięcie ręki. Chodzi tu o moment wystopowania przez pana B.. Tam dookoła pół T. krzyczało, były hasała, wuwuzele, być może oskarżony coś krzyczał, ale świadek tego nie słyszał. To nie było przekazanie, mówimy tu o sekundzie, on odbił się od S. B. (1), gdy świadek zaczął go odpychać to w międzyczasie był też już pan M. K. (2). Odepchnęli go w stronę konwoju funkcjonariuszy policji, na lewą stronę idąc w kierunku budynku. Trzy osoby z ramienia (...)-u miały kontakt z oskarżonym. Nikt go nie złapał za rękę, ale być może, stał bardziej po lewej stronie, więc co się działo po prawej nie wie. W tym pierwszym etapie napastnik chciał dalej przez nich przejść, ale im bardziej był odpychany to ten jego zapał słabł.

Zapomniał o funkcjonariuszu P. O., a on faktycznie też tam był. Zobaczył tego mężczyznę, gdy podnosi do góry rękę. Impet tego mężczyzny był duży. Gdyby sam miał go powstrzymać to mógłby upaść. Zachowanie tego mężczyzny wskazywało na chęć ataku na Prezydenta.

Główny impet biegu oskarżonego odbił się na panu B.. P. sekundy dalej był już on odpychany przez trzech funkcjonariuszy a w końcowej fazie pomógł jeszcze O.. To było dynamiczne zdarzenie. Nie widział aby B. upadł. On go zatrzymał. W fizyczności z oskarżonym jest różnica, stąd domniemanie o tym, że sam by upadł. Tym bardziej, że stał bokiem. Te osoby z osobami na wózkach w momencie, gdy przyjechał Prezydent zaczęły najeżdżać mu na pięty, bo chciały być bliżej Prezydenta. Te osoby tam były za zgodą świadka.

Sąd uznał zeznania świadka M. O. za wiarygodne. Świadek był jednym z funkcjonariuszy BOR i brał czynny udział w zdarzeniu. Zeznania świadka w swym ogólnym zarysie znajdowały potwierdzenie w pozostałym materiale dowodowym i o do zasady korelowały z zeznaniami M. K. (2), S. B. (1) i P. D. (1). Świadek w sposób chronologiczny opisał przebieg zajścia i to co zaobserwował. Elementu obiektywizmu nadawały zeznaniom świadka te fragmenty, w których wskazywał, że nie pamięta poszczególnych detali zdarzenia. Również twierdzenia świadka odnośnie do kwestii utartej praktyki wręczania przedmiotów Prezydentowi RP pozostawały spójne z pozostałym materiałem dowodowym i potwierdzały zeznania B. K. (1) a także towarzyszących mu funkcjonariuszy BOR.

Świadek A. Ś. (1) (k. 264-267, 683-684) zeznała, że w dniu 22 maja 2015r. jako członek Fundacji (...) do życia udała się na R. S. w T., gdzie miała być pikieta Fundacji. Nie zawsze bierze udział w pikietach, gdyż studiuje . W tym dniu był tam R. G. (1), P. P. i R. D. (1). Oskarżonego nie zna dobrze, widziała go raz na jakiejś pikiecie. Dostała od R. G. (1) jedną ulotkę, ale ją schowała do torebki. Nie widziała aby dawał ulotki R. D. (1). Widziała u R. D. (1) reklamówkę, ale nie wie co w niej było. Nie widziała go aż do momentu, gdy został zatrzymany przez policję. Gdy przyjechał Prezydent stała nieopodal figurki z pieskiem, bo tam spotkała znajomego. Po chwili usłyszała, że jest zamieszanie, ktoś mówił, że policja kogoś zatrzymała. Zauważyła, że może to być R. D. (1) i powiedziała o tym R. G. (1), który podszedł tam by wyjaśnić sytuację. Nie wiedzieli dokładnie co się stało, byli zaskoczeni tą sytuacją. Świadek zeznała nadto, że wolontariusze przekazują ulotki w formie grzecznej, spokojnie podchodzą. Gdy przyjechali na Rynek to było widać, że nastroje są negatywne i raczej nie będzie możliwości podania ulotki Prezydentowi. Rozmawiała nawet o tym z R. G. (1).

Przed sadem A. Ś. (1) zeznała, że była obecna wtedy na (...) (...) jako wolontariuszka fundacji Pro-prawo do życia, ale samego incydentu nie widziała. Dopiero po czasie, gdy zaczęła się szarpanina to zobaczyła, że coś się dzieje, ale był wtedy daleko. Przedstawiono ich sobie z R. D. (1). Kurtuazyjnie zamienili kilka zdań, ale tak naprawdę go nie zna. Nie pamiętała, kiedy to było, poznali się na jakieś pikiecie fundacji. Szczerze mówiąc nie pamięta już tego, jak wyglądała zbiórka fundacji przed tym wydarzeniem z maja 2015 roku. Pamiętała, że koordynator R. G. (3) proponował, żeby ktoś z nich spróbował podjeść do Prezydenta. Pojawił się taki pomysł, ale powiedziała że nie sądzi, żeby to było możliwe i że tego nie zrobi i nie wydaje się, żeby ktokolwiek z wolontariuszy był chętny. Nie widziała tego, żeby zgłaszał się na ochotnika. Tam było bardzo duże zamieszanie, na początku stali od D. A., potem przemieszczali się na drugą stronę (...) i w momencie tego zdarzenia była po tej stronie (...) gdzie do tego doszło, ale w dosyć dużym oddaleniu. Przez chwilę trzymała transparent. Parę razy obeszła rynek bo nie wiedzieli, z której strony przyjedzie Prezydent. W zasadzie nic więcej nie robiła. Pan D., tak samo jak reszta wolontariuszy, miał trzymać transparent i obserwować sytuację. Świadek nie wiedziała czy R. G. (1) coś mu zlecił. Nie pamiętała momentu, w którym oddalił się od grupy. Zaczęło się jakieś zamieszanie przed wejściem do Ratusza, zwróciło to uwagę świadka jak i całej reszty i dopiero po chwili zauważyła, że prawdopodobnie pan D. tam jest. Chyba próbowano go wtedy zatrzymać, było duże zamieszanie, nie było dokładnie widać co się dzieje. On w tym dniu, kiedy do tego doszło przyszedł na zbiórkę fundacji. Zachował się normalnie. Rozmawiała z nim o pogodzie, o niczym konkretnym. Manifestował niechęć do Prezydenta nie bardziej niż inni, którzy przyszli tego dnia na Rynek. Ale z tej rozmowy nie wynikało aby był jakoś przesadnie niechętny. Chodziło tylko o to, że przyszli tam i podejrzewali, że spotkanie będzie zamknięte i nie będą mogli wejść na dziedziniec R.. Świadek nie miała wiedzy czy zgłaszali takie żądanie w stosunku do organizatorów spotkania, tym zajmuje się R. G. (1).

R. D. (1) wyrażał niezadowolenie z tego, że nie zostaną dopuszczeni do udziału w spotkaniu. Nie było planu dokonania napaści na Prezydenta. Z oskarżonym spotkali się na kilku pikietach. Zachowywał się normalnie, nie wyróżniał się. Zawsze był bardzo uprzejmy. Po zdarzeniu rozmawiali w fundacji na temat tego co się stało. Rozmawiała z R. G. (1) i P. P.. Byli zaskoczeni i nie wiedzieli jak do tego doszło. Nie padła informacja, aby przygotowywał jakieś agresywne zachowanie wobec Prezydenta. Nie było też informacji, że jest związany z jakąś grupą niechętną Prezydentowi. Chcieli pokazać prawdę na temat tego, co się dzieje z dziećmi nienarodzonymi w Polsce w kontekście tego, że pan Prezydent jest niechętny zmianom w prawie aborcyjnym. Metoda fundacji to wywieranie pewnej presji, pojawianie się w niewygodnych dla polityków miejscach i tak właśnie było tego dnia. Tego dnia pan D. nie wyrażał jakiś sympatii politycznych. Ci, którzy byli zgromadzeni wokół Ratusza byli niechętni wobec Prezydenta, a ci którzy wchodzili do środka na dziedziniec byli chętni. Po zdarzeniu nie miała kontaktu z panem D.. Oficjalnego spotkania komórki (...) po tym zdarzeniu nie było. Ma czasami kontakt prywatny z panem (...) i rozmawiali o tym zajściu, ale nie doszło do tego, aby potrafili wyjaśnić, o co tak na prawdę mogło chodzić. Nikt nie stawiał tezy, aby to była próba dokonania zamachu na Prezydenta. Byli przekonani o tym, że tam nie było złych zamiarów. Jej kontakty z oskarżonym nie uzasadniałby podejrzeń co do zamiaru pana D..

Sąd uznał zeznania A. Ś. (2) za wiarygodne. Nie było podstaw do ich negacji. Spójnie wpisywały się w ustalony stan faktyczny i korelowały z pozostałym materiałem dowodowym. Zeznania świadka ujawniły drobne nieścisłości w zeznaniach R. G. (1) (w zakresie tego, czy świadek trzymała transparent), w pozostałym jednak zakresie umacniały ich wiarygodność. Świadek nie była co prawda bezpośrednim obserwatorem zdarzenia, lecz złożyła zeznania na inne, istotne okoliczności, związane zwłaszcza z funkcjonowaniem R. D. (1) w ramach Fundacji (...) do życia oraz jego zachowania w dniu zdarzenia.

Ś wiadek P. P. (k. 271-274, 684-686) na etapie postępowania przygotowawczego zeznał, że w dniu 22 maja 2015r, udał się na R. S. celem zamanifestowania swoich poglądów na temat aborcji. Była to spontaniczna decyzja. Byli umówieni na konkretną godzinę. Był tam R. G. (1), R. D. (1) i A. Ś. (1). Mieli ze sobą baner i ulotki. Stali najpierw przy główny wejściu do ratusza, potem przeszli do innego. Zebrał się tłum nieprzychylny Prezydentowi. Widział jak Prezydent wysiadał z samochodu i szedł w asyście ochroniarzy w stronę ratusza. Katem oka zauważył zamieszanie, dokładnie nie wiedział o co chodzi. Nie wiedział, że policja zatrzymała R. D. (1). Dopiero potem zobaczył, że chodzi o niego. R. D. (1), zdaniem świadka, chciał w te sposób przekazać ulotkę Prezydentowi. Jak Prezydent wszedł do ratusza to świadek się zdenerwował, że zatrzymali R. D. (1). Był poruszony i chciał mu pomóc. Próbował tłumaczyć policjantom, że to chłopak od nich i że chciał tyko podać ulotkę.

Na etapie postepowania jurysdykcyjnego P. P. zeznał, że zarówno on, jak i R. D. (1) są obrońcami życia i jest to dla niego sytuacja trudna. Byli tam w tym duchu na miejscu zdarzenia. Mieli zadanie do zrealizowania, żeby dostarczyć wiadomość do Prezydenta na temat tego, czym jest aborcja. Dla nich, obrońców życia, świat dzieli się na dwie strony, cywilizację życia i cywilizację śmierci i Prezydent K. reprezentuje tę stronę ciemną. Różne osoby przyszły wtedy, którym te pojęcia są bliskie zamanifestować swój sprzeciw wobec aborcji. Chodzi o przekazanie informacji także innym osobom, aczkolwiek Prezydent jako głowa państwa, która powinna być za wszystkimi obywatelami, a jednak nie jest i pozwala, żeby zabijać te dzieci, więc dla obrońców życia jest to osoba, do której trzeba dotrzeć, bo jest na wysokim stanowisku. Mieli przygotowane materiały, tak jak na każdą inną akcję w postaci ulotek i banerów. To jest ich broń do walki ideologicznej. Nieraz był na pikietach, jest to stresujące zajęcie. Ludzie nieraz są nastawieni negatywnie, jest dużo agresji, stąd też emocje, które towarzyszą na takiej pikiecie sięgają dużemu natężeniu. Uważa, że cala ta sprawa z R. D. (1) jest nieporozumieniem. W jego ocenie jest to wynik tych emocji, tego wszystkiego, a nie chęci skrzywdzenia Prezydenta, czy czegoś w tym stylu.

Działa w różnych fundacjach: (...) live, Niezłomni, (...). Ma szereg różnych akcji, więc ciężko jest odtworzyć moment zbiórki w tamtym dniu. Poszedł z takim działaniem jak zawsze, żeby pokazać tej osobie, która jest ich celem, czym jest aborcja, żeby miała szanse na zmianę decyzji, na zastanowienie się nad tym. Spotkali się z R. D. (1) na (...). Na 99% był tam z R. G. (1). Zawsze jechali razem. Jeździł po banery i jechali razem, więc wtedy prawdopodobnie też tak było. Był odpowiedzialny za trzymanie banerów, były też tam dwie czy jedna grupka inna z banerami. Wtedy z R. D. (1) nie rozmawiał, ale tak jak zawsze to bywa, mają ulotki więc je rozdają. Zajął się swoimi sprawami, była napięta sytuacja, nie było czasu na żadne dyskusje. R. był od spraw organizacyjnych. Nie zgłaszali nikomu, że chcą wręczyć ulotki Prezydentowi. Po co mają to robić, skoro jest to naturalna sprawa, naturalnym działaniem osób, które włączają się do tego. Prezydent był pierwszy raz w T. i była okazja, żeby się pokazać, rozdać ulotki. Mieli też na banerze K. z wyraźnym przekazem, że jest za aborcją. Ciężko jest być na ulicy i protestować. To są duże emocje. Nie wie, jak by się zachował, gdyby chciał dostarczyć ulotkę Prezydentowi, a wszyscy na zewnątrz byli przeciwko Prezydentowi bo sympatycy schowali się do środka. To jest tak, że wychodzi z limuzyny gościu, który jest za zabijaniem dzieci i nie ma różnicy, nie wie jakby się zachował. W emocjach być może zrobił by gwałtowny ruch i chciał się do niego dostać . Dla niego, jako obrońcy życia, to co zrobił R. D. (1) to jest to sytuacja zrozumiała. Nie wierzy w to, że R. D. (1) chciał zrobić krzywdę Prezydentowi. Uważa go za dobrego człowieka, katolika, ma świadectwo swojej sąsiadki, która zna R. D. (1) z akcji katolickiej i różne osoby z parafii ciepło się o nim wyrażają. W ocenie świadka jest to nieporozumienie. Emocje wzięły górę. Zdarza się, że jeżdżą na pikiety pro-live do innych miejscowości. Zawsze chcą wręczyć ulotki osobom ochranianym. Nie mają rozpiski, jak wygląda wręczenie ulotki dla poszczególnych osób. Przeważnie wręczają na ulicy zwykłym osobom, którzy przechodzą, jest to 95% działań. Czasami wręczają znanym osobom, wtedy starają się dowiedzieć gdzie one będą i próbują się tam dostać, pokazać sam baner, żeby ta osoba ich zauważyła, czy wręczyć ulotkę gdy jest taka możliwość. To były w T. dwie takie znane osoby tj. K. i jakaś aktorka, której nazwiska nie pamięta. Tu nie ma reguły w działaniach.

Jeśli chodzi o Prezydenta K. to była sytuacja spontaniczna, nie mieli czasu na zastanawianie się. Nigdy nie robił czegoś takiego, aby rozesłać ulotkę pocztą. Ich działania opierają się na działaniu na ulicy. Są fundacje, które rozsyłają materiały informacyjne, ale oni do nich nie należą. To nie jest ich sposób działania.

Osoby przychylne Prezydentowi były schowane w środku Ratusza. Pan D. nie został przeszkolony jak powinien w tym dniu się zachować. Czasem robili szkolenia i mówi to ze wstydem, ale to był ich błąd, że nie zrobili szkoleń dla wolontariuszy. Świadek i R. G. (1) brali udział w takich szkoleniach, mieli pewną wiedzę, której niestety nie przekazali. Nie był świadkiem aby oskarżony mówił coś negatywnego bądź pozytywnego o Prezydencie K.. Zajął się swoimi sprawami, więc nie wie co on robił. Robił swoje i nie interesowało go to , nie miał też możliwości, żeby patrzeć na innych. Oskarżony pojawił się pierwszy raz na pikiecie pod Empikiem. Był świadkiem akcji, w których brał udział pan D. we wcześniejszym okresie. Zachowywał się jak każdy wolontariusz. Wspierał fundację. Przez fundację przechodzi cała masa różnych ludzi, niektórzy są raz, niektórzy więcej. Bardzo go polubił od samego początku, nigdy nie miałem podejrzeń. Jak każdy obrońca życia był zaangażowany i sumienny. Wszyscy obrońcy życia są podobnie do siebie pod tym względem. Muszą spełnić podstawowe kryteria, oddać swój czas, poświęcić się fundacji, to nie jest łatwe. Z R. D. (1) są w tej samej parafii, spotykał go, więc potem interesował się tą sprawą i martwił się jednocześnie o R. D. (1). Szukał kontaktu z nim. Mówił, że chciał dostarczyć ulotkę. Jest to założenie, do którego jako wolontariusze jesteśmy zobowiązani. Nikt nie poddawał z fundacji w wątpliwość intencji pana D. później. Paru osobom się to nie spodobało. Świadek ma kontakt bezpośredni z kadrą fundacji i po przemyśleniu oni też przyznali, że tak to mogło być, że był to wypadek przy pracy i on to teraz tak nazywa. R. D. (1) jest ideowcem. Jest zaangażowany w walkę między cywilizacją śmierci a cywilizacją życia. Tak do tego trzeba podchodzić.

Świadek zeznał nadto, że nie widział samego momentu zdarzenia, próby wręczenia Prezydentowi. Widział to potem w Internecie.

Sąd uznał zeznania P. P. co do zasady za wiarygodne. Korelowały one z pozostałym materiałem dowodowym, zwłaszcza w postaci zeznań R. G. (1) i A. Ś. (1). Świadek nie był bezpośrednim obserwatorem zdarzenia R. D. (1) wobec Prezydenta, aczkolwiek jego zeznania w istotny sposób uzupełniały zgromadzony materiał dowodowy. Świadek przedstawił bowiem ogólne przyczyny, podstawy i zasady działania Fundacji (...) do życia, opisał zachowanie R. D. (1) i przedstawił własną ocenę jego osoby i całego zdarzenia. Jakkolwiek oceny tej nie sposób zweryfikować, dość będzie poprzestać na twierdzeniu, że sąd jej nie podzielił, gdyż zachowanie R. D. (1), tak wobec Prezydenta RP jak i wobec funkcjonariuszy policji ocenił jako przestępne i naganne. W ogólnym jednak zrębie twierdzenia P. P. co do faktów, a nie w zakresie ocen, były wiarygodnym materiałem dowodowym.

Świadek J. W. (2) (k. 152-155, 671-672) zeznał, że w dniu 22 maja 2015r. był na służbie wspólnie W. W. (1) w nieumundurowanym patrolu skierowanym do zabezpieczenia wizyty Prezydenta RP w T.. Mieli pilnować wejścia do ratusza od strony ulicy (...). W obawie o to, aby nie było żadnych zakłóceń polecił policjantom R. L. (1), D. W. (1) i M. K. (3) aby przeszli i pilnowali by nic się nie stało. Po przyjeździe Prezydenta i jego wyjściu z samochodu jeden mężczyzna wybiegł z tłumu trzymając coś w podniesionej ręce i biegł w kierunku Prezydenta. Wyskoczył gwałtownie. Podniesiona ręka wskazywała na chęć uderzenia Prezydenta. Ruch ręka by taki jak do uderzenia, był to ruch łukowy. Został on zablokowany przez funkcjonariusza BOR, nie zdążył dotknąć Prezydenta. Ściągnięto go na bok i przekazano umundurowanym policjantom. Świadek wraz z Prezydentem wszedł do środka dziedzińca. Widział po Prezydencie, że by zaskoczony i przerażony. Wśród funkcjonariuszy BOR widział panikę i zaskoczenie.

Na rozprawie J. W. (1) zeznał, że jest policjantem w T.. Widział zdarzenie, nie uczestniczył jednak w interwencji. W tym czasie stał przy głównej bramie R. od strony Pubu J.. Wspólnie z pracownikami BOR-u Prezydent stanął przy tej drugiej bramie Ratusza. Wysiadł z samochodu i kierował się w stronę bramy ratusza, a nagle z tłumu wybiegł mężczyzna, który zrobił zamach ręką na Prezydenta, ale w tym czasie funkcjonariusze BOR-u dokonali jego zatrzymania. Działo to się bardzo szybko, funkcjonariusze BOR-u przeprowadzili szybko Prezydenta do ratusza, a świadek w tym czasie zamykał bramę. Widział to zdarzenie, gdy ten mężczyzna zamachnął się ręką. Nie pamiętał jak on wyglądał. Nie pamiętał innych bliższych szczegółów. To działo się bardzo szybko. Był wielokrotnie przy ochronie prezydentów i osobiście tego się nie spodziewał. Nie myślał o tym zagrożeniu w stosunku do Prezydenta ponieważ ma ochronę funkcjonariuszy BOR. Dalej z tą sprawą nie miał styczności.

Był szpaler zrobiony z tłumu, to z tego szpaleru wybiegł mężczyzna. Wybiegł , to nie było tak, że tam szedł pomału. Wykonał zamach ręką i znajdował się wtedy około 2 metrów od Prezydenta.

Zadaniem świadka w czasie wizyty była ochrona i utrzymanie porządku. Było synchronizowane z funkcjonariuszami BOR-u. Wykonywał wówczas wszystkie polecenia funkcjonariuszy BOR-u, tj. gdzie ma się przemieszczać i na co zwracać uwagę. J. W. (1) nie pamiętał, o której stawił się tam, może to być około 2 h wcześniej, jeśli nie więcej. Było niezadowolenie wśród ludzi i pikiety, takie anty w stosunku do Prezydenta K., z każdej strony ratusza. Były obrazy z dziećmi poddanymi aborcji. Nie obserwował co się działo z tym mężczyzną od momentu jego zatrzymania. Nie rozmawiał na temat tego zdarzenia z innymi funkcjonariuszami.

Sąd dał wiarę zeznaniom świadka J. W. (1). Jawiły się one bowiem jako koherentne z pozostałym materiałem dowodowym (zwłaszcza z zeznaniami W. W. (1)), choć można je ocenić jako lakoniczne i w istocie drugorzędne dla sprawy. Świadek nie uczestniczył w interwencji wobec R. D. (1). Racjonalnie i obiektywnie jednak opisał, gdzie wówczas przebywał, co spostrzegł i co zapamiętał.

Świadek P. O. (k. 210-214, 672-674) zabezpieczał pirotechnicznie miejsce pobytu Prezydenta RP w T.. Widział, że na (...) S.gromadziły się osoby nastawione „anty” do Prezydenta. Dowódca zdecydował, że podjazd będzie dokonany z innego miejsca. Gdy przyjechał prezydent świadek stał po prawej stronie patrząc od wejścia do ratusza. W pewnym momencie, gdy Prezydent szedł do ratusza zobaczył, jak funkcjonariusze policji obezwładniają jakiegoś człowieka. Z miejsca gdzie stał nie mógł nawet zobaczyć, jak te człowiek zbliża się do Prezydenta. Jak policja go ujęła, to widział, że miał w dłoniach żółta reklamówkę. Gdy Prezydent wraz z ochrona przeszedł do ratusza świadek stanął w drzwiach ratusza nie dopuszczając osób postronnych do wnętrza dziedzińca.

Przed sądem P. O. zeznał z kolei, że przebywał na (...) S. w czasie wizyty Prezydenta B. K. (1) w T.. Był tam jako funkcjonariusz BOR-u odpowiedzialny za pirotechnikę. Standardowe procedury, to już miało miejsce przed zajściem, polegały na tym, że na polecenie dowódcy zabezpieczył wraz z podległymi policjantami pirotechnikami miejsce, w którym miał przebywać Prezydent, w środku ratusza. Ratusz w środku był sprawdzony pirotechnicznie przez techników i psa. Przed podjazdem puszczany jest jeszcze zawsze patrol oraz pies, jeżeli nim dysponują. Jako pirotechnik przebywał w chwili podjazdu prezydenta pod budynek. To już nie polega wtedy tylko na zabezpieczeniu pirotechnicznym, ale także na ochronie fizycznej, jest to więc taka pełna ochrona. Z uwagi na to, że wielkość tłumu przy pierwszej wersji podjazdu była dość duża, dowódca zabezpieczenia skonsultował się z kimś odpowiedzialnym z Kancelarii Prezydenta i została podjęta decyzja o przeniesieniu pojazdu Prezydenta na drugą stronę. Z drugiej strony też było dużo ludzi. Na czoło kolumny tj. na przód przybyły panie z dziećmi niepełnosprawnymi. One usilnie chciały się dostać do Prezydenta krzycząc, że chcą się z nim spotkać, dlatego moja osoba znalazła się z tej strony. Świadek obserwował swój sektor. Jak patrzył na przejście Prezydenta to z tłumu, bliżej od ratusza, wyskoczył człowiek i takim dość silnym tempem, można powiedzieć nawet biegiem, widział jak wyskoczył w stronę Prezydenta z ręką podniesioną do góry. W ręku trzymał żółtą torbę. W tym momencie odbił się od obstawy prezydenta i złapali tego pana policjanci. Świadek zabezpieczał przemarsz w dalszym ciągu i został na drzwiach, żeby nikt się nie dostał do środka niepowołany. Po chwili wszedł do środka R.. Ze swego punktu widzenia zaobserwował tylko to, że ten pan rękę miał podniesioną do góry i miał żółtą torbę. Zatrzymał się na ochronie, więc dotarł na odległość pomiędzy 1,5 a 2 metry od Prezydenta. To było bardzo szybko, gdy odbił się od ochrony, został załapany przez policjantów. Nie podjął interwencji, bo moja osoba była tam zbyteczna.

To było tak, że ten mężczyzna biegł i jeden z funkcjonariuszy wystawił po prostu rękę i od tej ręki ten pan się odbił.

Nie obserwował co się dalej działo z tym mężczyzną. Tam wszyscy coś krzyczeli, tam nie było tak, że nikt nie krzyczał. Nie słyszał okrzyków tego mężczyzny. Nie zaobserwował, aby ten mężczyzna się wyrwał, usiłując ponownie dobiec do Prezydenta, gdyż został zatrzymany przez policjantów, ale ta gdy ta sytuacja nastała to była sekunda – dwie, Prezydent wszedł do środka, nie obserwował tych policjantów, tylko to, kto jeszcze chciałby wejść. Był w komunikacji z dowódcą. Nie pamiętał, czy otrzymał informacje o tym, że w T. istnieje zagrożenie dla Prezydenta, ale z reguły przyjmuje się takie założenie bo prowadzi się czynności ochronne. Czynności zabezpieczenia pirotechnicznego w zależności od podjętej decyzji trwają od godziny nawet do 20 godzin. Przy wizycie Ojca Świętego czynności trwały cały tydzień. Zbierał się zawsze jakiś tłum, jak to przy wizycie głowy państwa. Większość tłumu, jak zaobserwował, przyszła z ciekawości. Były też grupki, które manifestowały swoją niechęć do Prezydenta. Pamiętał plakat wyborczy Prezydenta z przekreślonym nazwiskiem K.. Budziło to obawy, gdyż tłum, który przychodzi na jakieś spotkanie i jest „na nie”, to może jakieś zdarzenie zaistnieć. Nie wykluczał też, że do zdarzenia może dojść z udziałem tych, którzy przyszli z ciekawości. Jeżeli ktoś jest nastawiony negatywnie, to stopień prawdopodobieństwa wzrasta. Zabezpieczał inne wizyty B. K. (1). Takiego zdarzenia wcześniej nie zdarzyło mu się widzieć. Jest od oceny stopnia zagrożenia. Znaczenie miało to, żeby Prezydent bezpiecznie odbył wizytę. Tłum jest wszędzie. Np. w filharmonii w S. byli też manifestujący przeciw i za, ale nie w takiej ilości. Tutaj na rynku (...) tych ludzi zebrało się bardzo dużo, sam fakt ten to dla ochrony jest znak, że stopień zagrożenia się podwyższa. Ci ludzie są nie sprawdzeni, a Prezydent podchodzi, rozmawia, podaje rękę, zdjęcia są robione. Patrząc na drzwi od ratusza to ten mężczyzna ruszył z lewej strony.

Świadek po odczytaniu zeznań z postępowania przygotowawczego oświadczył, że ich nie podtrzymuje. Gdy jechał na rozprawę, to przez trzy godziny próbował to sobie odtworzyć. Potwierdził fakt składania zeznań. Nie pamiętał, dlaczego tam tak zeznał. W domu próbował sobie odtworzyć na youtubie filmiki, które są tam zamieszczone. Obserwował nagrania tam zamieszczone.

W konsekwencji świadek oświadczył, że nie jest w stanie odpowiedzieć czy widział to zdarzenie, czy nie. Nie wykluczył, że może było tak, że widział zdarzenie na tych filmach i to mu zostało w głowie. Nie wykluczył, że było tak jak zeznał w postępowaniu przygotowawczym. Nie pamięta przecież nawet twarzy tego człowieka. Szkic sporządził w czasie tego przesłuchania. Odzwierciedla, to gdzie się wtedy znajdował.

Dokonując oceny zeznań świadka P. O. sąd dał wiarę jego pierwotnym zeznaniom, złożonym w toku postepowania przygotowawczego. Nie było jednak podstaw do tego, aby uznać, że świadek w sposób intencjonalny złożył zeznania rozbieżnej treści przed sądem. Zeznania złożone na etapie postępowania przygotowawczego miały miejsce w nieodległym czasie po zdarzeniu, natomiast później świadek, jak sam przyznał, zapoznał się z zapisami wizyjnymi zdarzenia, co niewątpliwie miało wpływ na jego relację. Zdaniem sądu zeznania P. O. przed sądem były przemieszaniem tego, co sam zaobserwował i zapamiętał z tym, co już post factum obejrzał w internecie. Zeznania złożone na rozprawie stanowiły już wyraz tego, co świadek zapamiętał ogólnie, z własnych obserwacji na miejscu zdarzenia oraz z materiałów filmowych. Nie były one zatem dowodem w pełni miarodajnym, aczkolwiek oddawały rzecz jasna samo zdarzenie w ogólnym zarysie. Z uwagi na niemożność jasnego oddzielenia tego, co świadek zaobserwował na miejscu zdarzenia od tego, co widział później na zapisach wizyjnych sąd oparł się przy ustalaniu stanu faktycznego zasadniczo na zeznaniach P. O. z postępowania przygotowawczego.

Świadek P. W. (k. 218-220, 674) zeznał, że (...). był w ochronie Prezydenta RP podczas jego wizyty w T.. Odpowiadał za sektor z tyłu, za Prezydentem. Po wyjściu Prezydenta z samochodu stał za samochodem, po lewej stronie. Przeszedł wokół samochodu i dołączył do szyku ochronnego. Nie widział dokładnie co się wydarzyło. Pilotował to, co działo się za szykiem, widział ogólne zamieszanie, cały czas odwracał się do tyłu. Dokładne informacje uzyskał z mediów.

P. W. zeznał przed sądem, że był w T. w czasie wizyty B. K. (1). Do jego obowiązków należała ochrona osobista prezydenta. Niewiele widział ze zdarzenia, ponieważ zamykał cały szyk ochronny i ta sytuacja miała miejsce tuż jego moim wyjściem z auta ochronnego. Chciał wtedy dołączyć do szyku ochronnego. Nadchodził z tyłu, obchodząc auto, zauważył tylko zamieszanie i dochodząc do osoby ochranianej przeszedł koło policjantów, którzy dokonywali już czynności służbowych. Nie widział samego zdarzenia.

Nie jechał w pojeździe, w którym znajdował się Prezydent. Otrzymał informacje, że jest część osób oczekujących na przyjazd Prezydenta wrogo nastawionych. Te informacje nie miały wpływu na procedurę ochrony. Nie miał wiedzy, czy te informacje zostały przekazane Prezydentowi. Z osobą ochranianą nie rozmawia się przez środki łączności, tylko bezpośrednio. Nie był z tą osobą w samochodzie więc nie ma takiej wiedzy. Informacje, które dostawał najprawdopodobniej słyszeli też funkcjonariusze, którzy byli w pojeździe Prezydenta. Nie zauważył jak zachowywał się ten zatrzymany człowiek, nie miał na to czasu. Brał udział w ochronie Prezydenta w innych miejscowościach. W każdym mieście społeczeństwo się inaczej zachowywało. Były miasta, gdzie społeczeństwo było przychylne, w innych nie. Były grupy w innych miastach wyrażające niechęć wobec Prezydenta.

Sąd dał wiarę zeznaniom P. W.. Świadek w sposób racjonalny, a co najważniejsze spójny z pozostałym materiałem dowodowym opisał przebieg zdarzenia. Logicznie wskazał, że widział niewiele, w istocie nie widział zdarzenia, ponieważ zamykał szyk ochronny. Spowodowało to, że zeznania świadka nie były głównym, podstawowym dowodem gdyż nie były wystarczająco miarodajne w tym względzie. Stanowiły jednak uzupełnienie pozostałego materiału dowodowego, potwierdzając ustalony przebieg zdarzenia w części, tzn. co do samego faktu zaistnienia oraz okoliczności związanych z udzielaniem ochronie Prezydenta RP informacji dotyczących nastrojów pośród osób zgromadzonych na (...) S..

Świadek A. O. (k. 224-226, 674) zeznał, że 22 maja 2015r. wykonywał działania związane z ochroną Prezydenta RP. Przyjechali na R. S. w T. kolumną samochodową około godziny 11.00. gdy Prezydent wysiadł z pojazdu nagle zobaczył, że jego koledzy z przodu podejmują interwecję. Zacieśnili wtedy szyk ochronny, aby być jak najbliżej osoby ochranianej i tak doszli do dziedzińca ratusza. Nie widział dokładnie co się wydarzyło z przodu, bo nie było to w jego sektorze obserwacji. Idąc z tyłu miał za zadanie obserwować co się dzieje z tyłu i z boku. Nie widział w ogóle sylwetki atakującego mężczyzny. Widział dalszą część interwencji policji.

Na rozprawie świadek A. O. zeznał, że był wówczas w T., ochraniał Prezydenta. Samego zdarzenia nie widział bo jego sektor obserwacji był z drugiej strony. Uwaga świadka była skupiona na zupełnie inne rejony.

Przyjechał na miejsce w pojeździe ochrony. W trakcie drogi otrzymywali informacje o sytuacji i stopniu zagrożenia. Mieli informacje, że na miejscu są osoby postronne, które mogą zagrozić osobie ochranianej. Miało to wpływ na zwiększenie stopnia zagrożenia osoby ochranianej. Takie informacje były przekazywane Prezydentowi. Ochraniał Prezydenta w innych miastach. Sytuacja w T. różniła się znacząco od innych, ponieważ tam nie otrzymywali takich informacji jak w T.. Prezydent nie rozmawiał ze świadkiem o tym, o takich rzeczach rozmawia się raczej z dowódcą.

Skrócili odległość do osoby ochranianej. Zobaczył, że osoba postronna wbiega w szyk i koledzy podjęli interwencję. Nie widział tego dokładnie bo sektor obserwacji był zupełnie z innej strony.

Sąd dał wiarę zeznaniom świadka A. O.. Dokonując bliższej analizy tych zeznań w pierwszym odbiorze można odnieś wrażenie, że rysuje się w nich pewna niekonsekwencja (świadek m. in. twierdził, że nie widział zdarzenia a potem, że zobaczył jak osoba postronna wbiega w szyk ochronny). Jest to jednak tylko pozorne, bowiem A. O. w sposób ogólny zarejestrował samą sekwencję zdarzeń, natomiast koncentrował się na obserwacji innych sektorów. Z tego powodu nie był w stanie odnieść się bliżej do przebiegu zajścia. W zasadniczym nurcie zeznania A. O. miały zaś potwierdzenie w pozostałym materiale dowodowym, zwłaszcza na okoliczności związane z informacjami na temat emocji pośród tłumu zgromadzonego na (...) Staromiejskim.

Świadek R. S. (k. 230-233, 675-676) zeznał, że był w T. na realizacji działań, w charakterze dowódcy zmiany. Gdy przyjechali na S. to wiedział, że jest wrogie nastawienie do Prezydenta RP. Wysiedli z samochodu i w szyku ochronnym zaczęli iść w kierunku ratusza. W tym czasie wyskoczył od strony mediów nieznany mężczyzna, bardzo wrogo nastawiony do Prezydenta, co wywnioskował z jego zachowania. Bardzo szybko biegł z ręką podniesiona ku górze, w położeniu przygotowanym do uderzenia. Świadek dobrze to widział. Coś trzymał w ręku, coś tez krzyczał, ale świadek nie był w stanie powiedzieć co bo był wielki szum. Zdążył tylko krzyknąć do kolegów, że z przodu jest zagrożenie i wtedy S. B. (1) zapobiegł uderzeniu Prezydenta. Zachowanie tego mężczyzny było gwałtowne. Dla świadka absurdalne były tłumaczenia, że mężczyzna ten chciał szybko podbiec do Prezydenta aby mu coś wręczyć. On tak leciał, że chciał z pewnością uderzyć Prezydenta a nawet na niego wbiec. Świadek nie miał wiedzy w jaki sposób S. B. (1) obezwładnił tego mężczyznę, szczegółów dowiedział się z mediów i z internetu. Po tym zdarzeniu zrobili ewakuację Prezydenta w stronę ratusza.

Na etapie postępowania jurysdykcyjnego świadek R. S. zeznał, że tego dnia podjechali pod punkt w T.. Wyszli z samochodu, przystąpili do czynności ochronnych i z przodu wybiegł Pan, który biegł w ich stronę. To był bieg, to nie był szybki krok. Zdążył tylko krzyknąć do innych kolegów, żeby uważali na tego pana i jeden z kolegów go powstrzymał. Widział całe to zdarzenie. Znajdował się na samym końcu, czyli za Prezydentem, po prawej stronie Prezydenta. Ten mężczyzna wybiegł od strony prasy, bo tam prawdopodobnie stali dziennikarze. Musiał przebiec z 10-15metrów. Miał podniesioną do gry rękę. Zdążył go zauważyć i krzyknął do kolegów, żeby go wyłapali. Każde takie nagłe wtargnięcie to jest zagrożenie Prezydenta i muszą reagować. Skoro tak się zachował, to uznał że jest to zagrożenie dla Prezydenta. On został wychwycony zaraz na początku. Zrobili ewakuacje i weszli do środka. Gdyby nie interwencja BOR-u on dotarłby do Prezydenta i wtedy mogło się stać wszystko. W tamtym momencie nie wiedział jakie ma zamiary, czy pokojowe, czy agresywne. On biegł, mając rękę do góry. To trwało bardzo szybko. Można powiedzieć, że to była akcja i reakcja. Tak to można nazwać. Nie obserwował co działo się potem z tym mężczyzną. Przejęła go policja.

Obezwładnienie R. D. (1) polegało na niedopuszczeniu go do Prezydenta. Kolega użył jakiegoś chwytu obezwładniającego. On jest specjalnie szkolony. Najważniejsze było to, żeby nie dopuścić tego mężczyzny do pana Prezydenta. Przystąpili do ewakuacji Prezydenta i nie widział co się z tym panem dalej działo. Przyjechał w trzecim pojeździe, a drugim ochronnym. Zawsze spływają informacje co dzieje się na miejscu. W T. sytuacje były różne, nie zawsze były pozytywne, musieliśmy zachować czujność. Każda taka wizyta wiąże ze sobą zagrożenie. Gdy byli na miejscu były gwizdy. Nastroje wśród ludności nie były pozytywne. Brał udział w wizytach Prezydenta w trakcie kampanii w zeszłym roku w innych miejscowościach. Atmosfera różniła się w nich, to jest w jednych miastach była podobna jak w T. a w innych nie. Ciężko to określić, bo tych miast było naprawdę dużo.

Jak ktoś jest pozytywnie nastawiony i chce cos wręczyć Prezydentowi to idzie, albo krzyczy „panie Prezydencie”, ale nie wbiega. Nie wiedział wtedy, co on chciał zrobić. Ręka była na górze i wtedy może stwierdził, że była przygotowana do uderzenia. Świadek podtrzymał słowa że „on tak leciał, że z pewnością chciał uderzyć podniesioną ręką pana Prezydenta, a nawet na niego wbiec”. Nie wiedział jakie zamiary miał ten mężczyzna, na pewno nie były one pokojowe. Bo gdyby miał zamiary pokojowe, to na pewno by się tak nie zachowywał. Jak ktoś chce coś podać Prezydentowi, to krzyczy z daleka, że ma coś do przekazania, starają się pomóc w takich sytuacjach i jak pan Prezydenta pozwoli to odbierają te rzeczy, nie wbiega się wtedy. Każde takie wtargniecie jest bardzo niebezpieczne i dla świadka i dla tego pana, ludzie nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. Jeśli ktoś chce cos przekazać, to z reguły woła albo po imieniu albo Panie Prezydencie i Prezydent podchodzi albo nie. Nie zdarzyło się w karierze zawodowej świadka, żeby ktoś wbiegał, żeby przekazać coś prezydentowi. W BOR-ze służy od 16 lat. Ludzie próbowali niekiedy podbiegać, ale wówczas sami zatrzymywali się w dość dalekiej odległości. Podstaw do interwencji ze strony BOR-u nie było. Standardowo jak ktoś chce coś dać Prezydentowi, to powinno to być sprawdzone przez pirotechnika i dopiero potem przekazane, oczywiście jak pan Prezydent wrazi na ta zgodę. Ta rzecz jest później przekazywana, idzie do kancelarii i tam też jest procedura przekazywania Prezydentowi. Jest to sprawa, którą można załatwić. Jeżeli Prezydent wyraża chęć, to nie ma z tym praktycznie żadnego problemu, podobnie jak zrobić jakieś zdjęcie czy uzyskać autograf. Na tym punkcie w T. już tego nie było, bo zaistniała ta cała sytuacja, a tak może by Prezydent tam podpisywał, pozował do zdjęć, ale to zależy od pana Prezydenta. Nie ma takiej sytuacji, że kategorycznie tam, gdzie jest tłum, to nie przyjmują niczego, ale jest to problem, bo przecież nie wiedzą co dana rzecz zawiera. Czasami zdarza się, że ktoś coś wręcza z prośbą o przekazanie Prezydentowi, ale to od razu oddają kancelarii, nie zajmują się tym w ogóle. Chodzi tu o jakąś osobę z kancelarii, która zawsze towarzyszy Prezydentowi.

Nie słyszał co on krzyczał. Współczuje temu panu, ale nie wie dlaczego on się tak zachował. Po prostu tylko reagowali na jego zachowanie. Czy to był ten pan, czy kto inny tak samo by zareagowali.

Sąd dał wiarę zeznaniom świadka R. S.. W swym zasadniczym zrębie zeznania te znajdowały bowiem oparcie w pozostałym, uznany za wiarygodny materiale dowodowym, zwłaszcza w zeznaniach innych funkcjonariuszy BOR (np. S. B. (1), P. D. (1), M. K. (2)) oraz zapisach wizyjnych zdarzenia. Nie było więc podstaw aby negować zeznania R. S.. Wskazywały one natomiast na dynamiczny, gwałtowny przebieg zajścia i przyczyny reakcji funkcjonariuszy BOR. Świadek w sposób spójny z pozostałym materiałem dowodowym opisał też możliwości wręczania różnych przedmiotów Prezydentowi RP.

Świadek P. K. (k. 237-239, 676) zeznał, że (...). był przydzielony do ochrony Prezydenta RP w T.. Po przyjeździe na Rynek Staromiejski wyszli z samochodu, utworzyli szyk ochronny. Był po prawej stronie Prezydenta, może lekko za nim. Szedł obok, obserwował tłum po prawej stronie. Kątem oka zauważył, jak nadbiegającego mężczyznę, który miał uniesioną lewą rękę. Zamachnął się jakby chciał uderzyć Prezydenta. Miał w tej ręce jakiś przedmiot. To był ułamek sekundy. S. B. (1) zareagował, odepchnął go i przejęła go policja. Zachowanie tego mężczyzny było agresywne, dość szybko biegł w stronę Prezydenta, rękę miął uniesiona jakby chciał uderzyć albo rzucić się na Prezydenta. Po zajściu odprowadzili Prezydenta do bezpiecznego miejsca. Był przestraszony i lekko roztrzęsiony całą sytuacją.

Przed sądem P. K. zeznał, że po wyjściu z samochodu kierowali się do wejścia do urzędu. Z naprzeciwka zauważył mężczyznę, który się rozbiegł, zamachnął ręką w kierunku Prezydenta. Kolega, który szedł z przodu odepchnął go i policjanci dokonali interwencji, po czym z panem Prezydentem weszli do pomieszczenia. Jest funkcjonariuszem BOR ósmy rok. Tego typu sytuacje wcześniej się nie zdarzały. W ocenie świadka były wszelkie podstawy do interwencji funkcjonariuszu BOR-u w tej sytuacji. Istniało zagrożenie dla Prezydenta, można powiedzieć życia lub zdrowia. Ta osoba trzymała coś w ręku. Gdy ktoś chce coś wręczyć Prezydentowi to by podszedł grzecznie poprosił, tak to się z reguły odbywa. Jest dopuszczalne, żeby coś wręczyć Prezydentowi. Z tym nie ma problemu, tylko wcześniej musi być sprawdzone przez pirotechników. Zdarza się, że osoby z tłumu chcą coś wręczyć Prezydentowi. Gdy chcą bezpośrednio wręczyć, to ktoś z funkcjonariuszy prosi go na bok, sprawdzają go tzn. zostaje sprawdzony przez funkcjonariuszy i pirotechników bądź ktoś z pracowników kancelarii przekazuje to pirotechnikom. P. K. nie spotkał się z próbą wręczania Prezydentowi w ten sposób jak zachowywał się ten mężczyzna. Na pewno nie była to próba wręczenia.

Świadek przyjechał na miejsce w samochodzie ochronnym. Otrzymywał w czasie przyjazdu informacje o tłumie nieprzyjaźnie nastawionym. Nie zwiększało to bezpośredniego zagrożenia, ale wiedzieli że tłum jest nieprzyjaźnie nastawiony wiec może się coś dziać. Towarzyszył Prezydentowi K. w podróżach do innych miast tzn. wykonywał swoje obowiązki służbowe. Nie przypominał sobie K.. Nie słyszał, aby ten człowiek, który biegł do Prezydenta coś krzyczał. Wtedy było bardzo głośno. Z tego co zdążył w ułamku sekundy zauważyć, to był osobą agresywną. Nie obserwował tego mężczyzny po przejęciu go przez policję. Przypominał sobie moment taki, że z rozpędu z zamachniętą ręką próbował, ale nie wiadomo co. Nie można było tego odebrać jako próby podania czegoś Prezydentowi ponad naszymi głowami.

Sąd dał wiarę zeznaniom P. K.. Nie znalazł bowiem pośród pozostałego materiału dowodowego racjonalnych podstaw do zaprzeczenia twierdzeniom świadka. Przeciwnie, zeznania świadka korelowały z pozostałym materiałem dowodowym, harmonijnie wpisując się w katalog dowodów umożliwiających ustalenie przebiegu zdarzeń.

Sąd podzielił wnioski zawarte w opiniach sądowo – psychiatrycznych i sądowo - psychologicznych dotyczących oskarżonego R. D.. Wszystkie te opinie zostały wydane przez uprawnione do tego osoby, posiadające wiedzę specjalistyczną w danej dziedzinie. Wnioski zawarte w przywołanych opiniach były jasne, czytelne i odpowiadały na pytania sformułowane w postanowieniach o dopuszczeniu tego dowodu. Siłą rzeczy pierwsze opinie sądowo - psychiatryczne i sądowo-psychologiczne wydane w niniejszej sprawie przez biegłych psychiatrów i psychologów po przeprowadzeniu badania jednorazowego (k. 422-423, 424-425, 572-573) nie miały tak zasadniczego znaczenia dla rozstrzygnięcia przedmiotowej sprawy, jak opinie ostateczne (k. 588-589, 590-602), ponieważ nie zawierały one kategorycznych wniosków odnośnie poczytalności oskarżonego, wskazując na potrzebę przeprowadzenia jego obserwacji w warunkach szpitalnych. Opinie ostateczne były niewątpliwie szersze, bardziej wnikliwe, a to z tego względu, że biegli poczynili ustalenia w zakresie poczytalności oskarżonego. Sąd, podobnie jak i strony postepowania nie kwestionował ustaleń biegłych, tak w zakresie tego, że jednorazowe badanie jest wystarczające do oceny poczytalności oskarżonego tempore criminis jak i co do końcowych wniosków tychże opinii. Wypada tu zaakcentować, że opinie ostateczne były spójne, kompletne, jak również zasługiwały na miano szczegółowych. Podzielając stanowisko biegłych sąd nie tracił z pola widzenia faktu, że opinie zostały sporządzone przez biegłych posiadających wieloletnie doświadczenie w opiniowaniu w tego rodzaju sprawach, w tym także uchodzących za autorytety w swej dziedzinie.

Jako jasne, pełne i wiarygodne Sąd ocenił również pozostałe opinie wydane na potrzeby niniejszego postępowania (w szczególności opinie sądowo lekarskie i opinię z zakresu badań zapisów wizyjnych) oraz pozostałe dowody z dokumentów zgromadzone w niniejszej sprawie. Były one wydane bądź to przez podmioty posiadające niekwestionowaną przez strony wiedzę specjalistyczną i doświadczenie w zakresie opiniowania w swej dziedzinie bądź to przez organy kompetentne do wystawienia dokumentów. Dowody te nie stanowiły nadto przedmiotu negacji przez strony, zaś sąd nie znalazł z urzędu podstaw do ich podważania.

Prokurator zarzucił R. D. (1) w punkcie I aktu oskarżenia popełnienie czynu, który polegał na tym, że w dniu 22 maja 2015r. w T. przy ul. (...) zmierzał bezpośrednio do dokonania czynnej napaści na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej B. K. (1) poprzez zadanie uderzenia w ten sposób, że gwałtownie wybiegł z tłumu zgromadzonych osób, omijając umundurowanych funkcjonariuszy Policji i będąc w bezpośredniej bliskości Prezydenta RP uniósł lewą rękę, w której trzymał foliową reklamówkę zawierającą koszulkę w kolorze żółtym z wizerunkiem płodu oraz napisem „Ratuj mnie! www.stopaborcji.pl” , lecz zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na skuteczną interwencję funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu polegającą na jego odepchnięciu oraz osłonięciu Prezydenta RP, a następnie obezwładnienie przez funkcjonariuszy Policji. Czyn ten Prokurator zakwalifikował z art. 13 § 1 kk i z art. 135 § 1 kk. Przyjął więc, że działanie oskarżonego miało postać usiłowania.

Sąd dokonał odmiennej oceny prawnej zachowania R. D. (1) i uznał, że wyczerpało ono w pełni znamiona art. 135 § 1 k.k. Niezbędne jest z tego względu odniesienie się do charakteru przestępstwa czynnej napaści na Prezydenta RP z art. 135 kk. Przepis ten stanowi lex specialis w stosunku do występków czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego (określonych w art. 222 i 223 kk). Działanie sprawcy w niniejszym przypadku jest skierowane przeciwko nietykalności cielesnej, a także zdrowiu Prezydenta RP. Czynna napaść przejawia się w czynie sprawcy zmierzającym do naruszenia nietykalności cielesnej i wyrządzenia dolegliwości fizycznej, wykraczającym już poza pewien stopień zaawansowania zachowania zewnętrznego. Strona przedmiotowa art. 135 § 1 k.k. dotyczy każdej postaci czynnej napaści na Prezydenta RP. Zdaniem TK dokonanie czynu z art. 135 k.k. stanowi wystąpienie przeciwko podmiotowi będącemu emanacją ustrojową "dobra wspólnego", godzi w Rzeczpospolitą jako dobro wspólne wszystkich obywateli (por. wyr. TK z 6.7.2011 r., P 12/09, OTK-A 2011, Nr 6, poz. 51). Przesłankę kryminalizacji stanowi w tym wypadku konieczność silniejszej prawnokarnej ochrony Prezydenta RP, aniżeli jedynie jako funkcjonariusza publicznego.

Użyte w treści art. 135 § 1 kk znamię czynnościowe „czynna napaść” rozumieć należy jako każdą aktywność zmierzającą do naruszenia nietykalności cielesnej Prezydenta bądź spowodowania krzywdy fizycznej (por. G. Górka, Prawnokarna ochrona Prezydenta Rzeczypospolitej, Prok. i Pr. 2014, nr 3, s. 12). Może się ona objawiać np. obrzuceniem jajkami podczas wiecu, oblaniem Prezydenta nieczystościami czy, jak w niniejszej sprawie, gwałtownym wybiegnięciem na Prezydenta z uniesioną ręką. Czynna napaść oznacza bowiem atak, zwykle niespodziewany, podstępny, przybierający gwałtowną postać, nakierowany przynajmniej na naruszenie nietykalności cielesnej i wyrządzenie krzywdy fizycznej, dolegliwości fizycznej w postaci dotkliwego bólu ( P. Kardas, [w:] A. Zoll (red.), Kodeks karny. Komentarz, t. II, s. 135–136). Dokonanie przestępstwa z art. 135 § 1 k.k. następuje w tym przypadku już w chwili podjęcia przez sprawcę działań zmierzających bezpośrednio do zrealizowania celu, a więc co najmniej naruszenia nietykalności cielesnej lub wyrządzenia krzywdy fizycznej. Tak właśnie było w niniejszym przypadku. Oskarżony R. D. (1) gwałtownie wybiegł z tłumu w kierunku Prezydenta RP, omijając umundurowanych funkcjonariuszy policji. Nikt inny pośród licznie zgromadzonych tam osób nie zachowywał się w ten sposób w stosunku do osoby Prezydenta. Oskarżony działał niespodziewanie, podstępnie (wybiegł z tłumu, uprzednio stał z tyłu), raptownie, ekspresyjnie i z dużym impetem. Co więcej, minąwszy funkcjonariuszy policji R. D. (1) kontynuował swój „dobieg”, zaś w ostatnim momencie jego trwania raptownie uniósł lewą rękę, w której trzymał reklamówkę z koszulką. W chwili tego zdarzenia wszystkie osoby odpowiedzialne za ochronę Prezydenta RP uznały jednoznacznie jego zachowanie za zagrożenie. W tych kategoriach postrzegał je także Prezydent RP. Podkreślenia wymaga, że zdarzenie było niezwykle dynamiczne, aby prześledzić dokładnie jego przebieg należy de facto zatrzymywać klatki nagrania. Po obezwładnieniu oskarżony zachowywał się agresywnie, stawiał bierny i czynny opór, szarpał się, nie wyjaśnił swego zachowania. Takie postępowanie obrazuje w pełni zachowanie R. D. (1). Fakt, że w lewej ręce dzierżył wspominane przedmioty wzmagał jedynie obawę tego, że zamierza wyrządzić krzywdę Prezydentowi, gdyż funkcjonariusze ochrony (BOR) oraz policji nie byli w stanie w tak krótkim czasie ustalić co konkretnie oskarżony ma w dłoni. Fakt ten dobrze obrazują zeznania świadka W. W. (1) (k. 662), który wskazał, że odbyło się to tak szybko, że tak naprawdę nie miał świadomości co zaszło. Jak zeznał B. K. (1), poczuł się w niebezpieczeństwie w wyniku gwałtownego skoku w jego stronę, uniesienia ręki oraz faktu, że coś w tej ręce było. Jego zdaniem, gdyby nie interwencja funkcjonariuszy BOR, to mogłoby się to zakończyć nieszczęśliwie. Istotnie, zachowanie R. D. (1) zostało skutecznie powstrzymane przez funkcjonariuszy BOR, zwłaszcza przez S. B. (1), który wypchnął oskarżonego poza pierścień ochronny. Wymaga podkreślenia, że zachowanie R. D. (1), zdaniem sądu, mogło być postrzegane li tylko jako czynna napaść na Prezydenta RP i bezpośrednio wymuszało podjęcie interwencji przez jego ochronę. Samo dopuszczenie się czynnej napaści, chociażby jeszcze w stadium usiłowania naruszenia nietykalności, wypełnia już istotę przestępstwa penalizowanego w art. 135 § 1 k.k. (por. wyr. SA w Krakowie z dnia 19.02.2003r., II AKa 15/03, Prok. i Pr. 2003, nr 10, poz. 14, wyrok SN z 28.8.1984 r., IV KR 187/84, OSNKW 1985, Nr 3–4, poz. 23; zob. także Z. Ć., A. Z., Przegląd orzecznictwa, NP 1986, Nr 7–8, s. 115). Czynna napaść na Prezydenta RP jest bowiem przestępstwem formalnym. Oznacza to, że znamiona tego występku są wypełnione, nawet jeżeli działanie sprawcy (jak w tym wypadku) nie wywołało żadnego skutku. Jeśli doszłoby do następstw czynu to winny one podlegać penalizacji kumulatywnej z art. 135 k.k., a więc, w zależności od osiągniętych skutków z art. 217, 157 czy 156 k.k. Innymi słowy, w przypadku odpowiedzialności za czyn z art. 135 § 1 kk sprawca karany jest za samo przystąpienie do tego czynu, a nie jest istotne, czy Prezydent RP doznał wskutek tego jakiegokolwiek uszczerbku fizycznego.

W judykaturze twierdzi się nawet, że nie jest tu możliwe dokonanie usiłowania popełnienia tego czynu, gdyż w istocie przepis per se penalizuje odpowiedzialność sprawcy w tej postaci stadialnej (zob. wyrok SN z dnia 14 marca 1995r. III KRN 222/94, Prok. i Pr. – wkł. 1996, nr 9, poz. 7). Pogląd ten wydaje się co prawda wysoce dyskusyjny, jednakże jego szersza analiza, przez wzgląd na przebieg zdarzenia, wykracza poza ramy niniejszego postępowania.

Przystępując do bardziej szczegółowej analizy prawnej należy zwrócić szczególną uwagę, że ochrona dobra prawnego, które zabezpiecza art. 135 § 1 k.k., z racji godności urzędu Prezydenta RP, została przeniesiona już na etap przeddokonaniowy, a więc na wcześniejszą fazę tzw. pochodu przestępstwa. Dochodzi tu do penalizacji zachowań już zanim dojdzie do naruszenia nietykalności cielesnej czy wyrządzenia krzywdy Prezydentowi RP. Co więcej, również przez wzgląd na wysoką rangę ochrony przepis art. 135 § 1 kk nie wymaga, aby czynna napaść na Prezydenta RP miała związek z wypełnianymi przez niego oficjalnymi obowiązkami państwowymi, stąd każda czynna napaść, niezależnie od okoliczności w jakich miała miejsce, podlegać będzie penalizacji. Podkreślenia wymaga to, że przedmiot ochrony przepisu art. 135 § 1 kk jest bardzo doniosły społecznie. W cywilizowanych i demokratycznie rządzonych społecznościach głowę państwa zawsze traktuje się z odpowiednim szacunkiem i jest to powszechnie akceptowane oraz gwarantowane przez odpowiedni normy prawne. To wszakże przed Prezydentem pochylane są sztandary i na baczność stają wojskowi. Jemu czynią honory największe światowe autorytety. Symbolizuje bowiem majestat całego narodu i państwa (zob. S. Hoc, Czynna napaść i znieważenie Prezydenta RP [w:] L. Gardocki (red.), System prawa karnego, t. 8, Przestępstwa przeciwko państwu i dobrom zbiorowym, Legalis/el. 2017). Wedle art. 126 Konstytucji RP Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej jest najwyższym przedstawicielem Rzeczypospolitej Polskiej i gwarantem ciągłości władzy państwowej. Czuwa nad przestrzeganiem Konstytucji, stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium. Kompetencje Prezydenta określone zostały w Konstytucji RP. Już tylko gwoli ścisłości i dla przykładu wskazać wypada, że Prezydent RP, jako reprezentant państwa w stosunkach zewnętrznych np. ratyfikuje i wypowiada umowy międzynarodowe, mianuje i odwołuje pełnomocnych przedstawicieli Rzeczypospolitej Polskiej w innych państwach i przy organizacjach międzynarodowych, przyjmuje listy uwierzytelniające i odwołujące akredytowanych przy nim przedstawicieli dyplomatycznych innych państw i organizacji międzynarodowych. Jest także najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych, a w razie bezpośredniego, zewnętrznego zagrożenia państwa Prezydent Rzeczypospolitej, na wniosek Prezesa Rady Ministrów, zarządza powszechną lub częściową mobilizację i użycie Sił Zbrojnych do obrony Rzeczypospolitej Polskiej. To Prezydent RP nadaje obywatelstwo polskie i wyraża zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego, nadaje także ordery i odznaczenia państwowe.

Pojęcie "czynnej napaści" było zaś wielokrotnie przedmiotem zainteresowania judykatury oraz doktryny prawa karnego. Na gruncie kodeksu karnego z 1969 r., zwłaszcza zaś w odniesieniu do znamion przestępstwa określonego w art. 233, czynna napaść interpretowana była najczęściej jako zachowanie przyjmujące postać "[...] gwałtownego działania przeciwko ciału atakowanego, przy czym działanie to musi przybrać kształt co najmniej ataku na nietykalność cielesną" lub jako zachowanie zmierzające co najmniej do naruszenia nietykalności cielesnej i wyrządzenia atakowanemu dolegliwości fizycznej. Wykładnia tego terminu w kodeksie karnym z 1969 r. wyraźnie nawiązywała do interpretacji "czynnej napaści" pod rządami kodeksu z 1932 r. (por. wyrok SN z dnia 17 października 1986 r., Rw 738/86, OSNKW 1987, nr 5-6, poz. 46).

Z uwagi na przeniesienie znamienia czynnościowego "czynna napaść" w identycznym kształcie językowym z kodeksu karnego z 1969 r. do nowego kodeksu należy przyjąć, że wypracowane na gruncie kodeksu karnego z 1969 r. sposoby interpretacji tego terminu zachowują aktualność w odniesieniu do nowego kodeksu. Dokonując wykładni tego pojęcia, należy przypomnieć, że przyjmowane w literaturze oraz orzecznictwie definicje "czynnej napaści" jako podstawowy element charakteryzujący to znamię eksponują cel działania sprawcy przyjmujący postać działania zmierzającego do wyrządzenia krzywdy fizycznej lub naruszenia nietykalności cielesnej odczuwanej przynajmniej jako dotkliwy ból (por. O. Górniok (w:) System prawa karnego, t. IV, O przestępstwach w szczególności, cz. 2, Ossolineum 1989, s. 538; E. Pływaczewski, Przestępstwo czynnej napaści..., s. 72). Jako charakteryzujący "czynną napaść" wskazuje się także element obiektywny, związany z intensywnością działania sprawcy. Zgodnie z nim za czynną napaść mogą być uznane tylko takie zachowania, które charakteryzuje intensywność uzasadniająca twierdzenie, iż mogły one doprowadzić do wyrządzenia krzywdy fizycznej w postaci co najmniej dotkliwego bólu (por. E. Pływaczewski, glosa do wyroku SN z dnia 12 maja 1983 r., I KR 93/83, s. 115).

Formalny charakter przestępstwa czynnej napaści, której istota sprowadza się do podjęcia zachowania o określonej intensywności, gwałtownego ukierunkowanego na osobę Prezydenta, odróżnia ten typ czynu zabronionego od przestępstwa naruszenia nietykalności cielesnej określonego w art. 217, którego istota sprowadza się wyłącznie do naruszenia nietykalności ciała osoby atakowanej bez konieczności dokonania tej czynności w określony, gwałtowany i odpowiednio intensywny sposób. Jak podkreśla się w literaturze i orzecznictwie, pojęcie czynnej napaści "[...] jest pojęciem szerszym niż naruszenie nietykalności cielesnej. Obejmuje bowiem wszelkie działania podjęte w celu wyrządzenia krzywdy fizycznej, choćby ten cel nie został osiągnięty" (zob. wyrok SN z dnia 28 sierpnia 1984 r., IV KR 187/84, OSNKW 1985, nr 3-4, poz. 23; wyrok SN z dnia 17 października 1986 r., Rw 738/86; wyrok SN z dnia 12 maja 1983 r., I KR 93/83, OSNKW 1984, nr 1, poz. 15).

Powstaje jednak pytanie o granice czynnej napaści, a ściślej od jakiego momentu zachowanie sprawcy podlega penalizacji i w jakiej formie. W ocenie sądu chodzi tu o szerokie rozumienie tego pojęcia, podyktowane głównie tym, że skutek nie jest na tej płaszczyźnie prawnie relewantny. Skoro tak, to należy uznać, że penalizacją objęte są zachowania, które skutku nie osiągnęły. Gdyby bowiem było inaczej, czyn z art. 135 § 1 k.k. nie byłby możliwy do popełnienia „samoistnego”. Zawsze byłby kwalifikowany albo jako usiłowanie (a więc w kwalifikacji z art. 13 k.k., jeśli działanie sprawcy nie osiągnęło żadnego skutku), albo kumulatywnie - z typami przestępstw, których znamiona wypełniło zachowanie sprawcy. Innymi słowy, przyjmując to stanowisko nie byłoby podstaw do przyjęcia kwalifikacji wyłącznej, li tylko z art. 135 § 1 k.k. Tak jednak nie jest, gdyż przepis części szczególnej, statuujący odpowiedzialność karną za przestępstwo godzące w Prezydenta RP, nie może być jedynie „instrumentem” względem innych przepisów prawa karnego, służącym do wykorzystywania w akcie kwalifikacji prawnej czynu. Jest to niewątpliwie samodzielny typ przestępstwa. Analiza znamion tego przepisu wyraźnie wskazuje, że jego stronę przedmiotową wypełnia samo działanie bezpośrednio zmierzające do celu, a więc (w najłagodniejszej jego postaci) co najmniej do naruszenia nietykalności cielesnej. Realizując działanie zmierzające do osiągnięcia tego celu sprawca już wszakże dopuszcza się czynnej napaści, a jaki skutek wywrze realnie jego działanie winno pozostawać poza optyką sądu, aczkolwiek tylko tak długo, dopóki ten cel nie został osiągnięty. Wówczas, w zależności od rozmiaru następstw, należy przyjąć kwalifikację kumulatywną, gdyż art. 135 § 1 k.k. może pozostawać w zbiegu np. z art. 217, 156, 157 k.k. Innym argumentem przemawiającym za takim postrzeganiem charakteru przestępstwa czynnej napaści na Prezydenta RP jest wspomniana już godność tego urzędu. Mamy tu do czynienia ze szczególnym podmiotem biernym przestępstwa. W literaturze przedmiotu wskazuje się, że czyny z art. 134 i 135 k.k. to obecne postaci crimen laesae maiestatis (N. Kłączyńska, Komentarz do art. 134 k.k. [w:] J. Giezek (red.), Kodeks karny. Komentarz, LEX/el. 2014). Nie bez przyczyny wszakże jest to osoba podlegająca stałej ochronie ze strony państwa i jako taka winna być wolna od wszelkich przejawów zachowań dla niej niebezpiecznych. Przez wzgląd na przedmiot ochrony i katalog znamion tego przestępstwa należy więc stanąć jednoznacznie na stanowisku, że jest to przestępstwo formalne, którego dokonanie jest niezależne od tego, czy doszło do naruszenia nietykalności cielesnej osoby zaatakowanej. Zarysowana powyżej wykładnia art. 135 § 1 k.k. jest dominująca w doktrynie (zob. P. Kardas, Komentarz do art. 135 k.k. [w:] A. Zoll (red.), Kodeks karny. Komentarz, LEX/el. 2013, R. Góral, Kodeks karny. Praktyczny komentarz, Warszawa 2000, s. 199, S. Hoc, O prawnokarnej ochronie przedstawicieli państw obcych oraz ich symboli państwowych, Prok. i Pr. 2003, nr 12, s. 20; tenże, Komentarz do art. 135 k.k. [w:] R. A. Stefański (red.), Kodeks karny. Komentarz, Legalis/el. 2017, M. Budyn-Kulik, Komentarz do art. 135 k.k. [w:] M. Mozgawa (red.), Kodeks karny. Komentarz, LEX/el. 2015, N. Kłączyńska, Komentarz do art. 135 k.k. [w:] J. Giezek (red.), Kodeks karny. Komentarz, LEX/el. 2014, I. Zgoliński, Komentarz do art. 135 k.k. [w:] V. Konarska – Wrzosek (red.), Kodeks karny. Komentarz, LEX/el. 2016, K. Wiak, Komentarz do art. 135 k.k. [w:] A. Grześkowiak (red.), K. Wiak (red.), Kodeks karny. Komentarz, Legalis/el. 2017). Powyższe zapatrywanie w sposób analogiczny jest również wyrażane w judykaturze (zob. np. wyrok SN z dnia 14 marca 1995 r., III KRN 222/94, Prok. i Pr.-wkł. 1995, nr 9, poz. 7; wyrok SN z dnia 28 sierpnia 1984 r., IV KR 187/84, OSNKW 1985, nr 3-4, poz. 23, wyrok SN z dnia 15 stycznia 2015r., IV KK 279/14). Odmiennie w tym kontekście wypowiedział się w doktrynie w zasadzie jedynie A. Marek (Kodeks karny. Komentarz, LEX/el. 2010). Zapatrywanie to podzielił co prawda J. Kulesza (Komentarz do art. 135 k.k. [w:] M. Królikowski (red.), R. Zawłocki (red.), Kodeks karny. Komentarz, Legalis/el. 2013), lecz poza aprobatą poglądu A. Marka nie przedstawił żadnej argumentacji na jego poparcie. Jak uzasadnił natomiast A. Marek nie można się zgodzić ze stanowiskiem, iż jest to przestępstwo formalne, którego dokonanie jest niezależne od tego, czy doszło do naruszenia nietykalności cielesnej osoby zaatakowanej. Autor ten, jako egzemplifikację swego stanowiska podał, że niecelny rzut przedmiotem w stronę osoby atakowanej z zamiarem jej ugodzenia trzeba traktować jako usiłowanie dokonania czynnej napaści, co oznacza, że dokonanie tego przestępstwa wymaga co najmniej naruszenia nietykalności cielesnej. Pogląd ten nie zasługuje na aprobatę. Trzeba tu odnotować, że Sąd w niniejszym składzie stoi konsekwentnie na stanowisku, że zakres pojęcia czynnej napaści jest szerszy w pewnym aspekcie niż zakres pojęcia naruszenia nietykalności cielesnej. Czynna napaść obejmuje wszelkie działania podjęte w celu naruszenia nietykalności cielesnej lub wyrządzenia krzywdy fizycznej, choćby cel ten nie został osiągnięty. Samo dopuszczenie się czynnej napaści, chociażby jeszcze w stadium usiłowania naruszenia nietykalności, wypełnia już znamiona dokonanego przestępstwa napaści, gdyż chodzi o gwałtowny charakter zdarzenia, a nie konkretny jego rezultat. Typy znamienne "czynną napaścią" penalizują zachowania o określonym stopniu gwałtowności i potencjalnego niebezpieczeństwa dla osób piastujących określone funkcje publiczne. Bez większego znaczenia dla zachowania autorytetu tych osób jest, czy dojdzie finalnie do kontaktu fizycznego z funkcjonariuszem, czy też wyrządzenia mu rzeczywistej krzywdy. Już sam zamach niesie za sobą taki stopień karygodności, że ustawodawca wiąże z nim stosowną reakcję karną. Zachowanie R. D. (1) podjęte wobec Prezydenta RP niewątpliwie taką gwałtownością się charakteryzowało. W pełni obrazują je słowa jednego z bezpośrednich świadków zdarzenia w osobie D. W. (1) „Ja nie nazwałbym tego zachowania oskarżonego agresją w stosunku do Prezydenta. Było to gwałtowne i nagłe, ale nie agresywne” (k. 661d). Jako gwałtowne określał je również sam oskarżony (k. 647v). Z kolei w przypadku typów znamiennych "naruszeniem nietykalności cielesnej" nie jest już zaś istotny kontekst czy też nasilenie zamachu sprawcy, gdyż relewantny jest wyłącznie skutek w postaci wkroczenia w sferę prywatności i nietykalności danej osoby, a więc określonego rodzaju kontakt fizyczny pomiędzy sprawcą i pokrzywdzonym (zob. wyrok SN z dnia 15 stycznia 2015r., IV KK 279/14, LEX nr 1648190, wyrok SA w Krakowie z dnia 19 lutego 2003 r., II AKa 15/03, KZS 2003, z. 4, poz. 36).

Wyjaśnienia oskarżonego na tym tle wskazywały m. in. na zamiar wręczenia Prezydentowi ulotki. Odnotować w tym kontekście wypada, że zachowanie oskarżonego dowodziło, że co najmniej zamierzał gwałtownie, ekspresyjnie wręczyć posiadane przedmioty niespodziewającemu się tego Prezydentowi. Była to reklamówka z koszulką o treści antyaborcyjnej (te przedmioty oskarżony trzymał w uniesionej ręce, którą, jak wyjaśnił, zamierzał ponad głowami ochrony przekazać posiadane przedmioty). Tego rodzaju zachowanie oskarżonego prowadziłoby w sposób bezpośredni do naruszenia nietykalności cielesnej i realizowało tym samym znamię czynnej napaści z art. 135 § 1 k.k. R. D. (1), jak wyjaśnił, miał zamiar wręczenia przede wszystkim ulotki (co również chciał rzekomo uczynić ponad głowami funkcjonariuszy ochrony), przy czym ulotkę trzymał w prawej, opuszczonej ręce, zaś uniósł rękę lewą, w której ulotki nie posiadał. Nie bez znaczenia był tu fakt, że Prezydent RP nie miał o tym wiedzy, w tym czasie machał ręką i pozdrawiał tłumnie zgromadzonych na (...) S.. R. D. (1) tego „wręczenia” z nikim z otoczenia Prezydenta oraz jego ochrony nie konsultował. Należy tu zauważyć, że już w chwili wybiegnięcia z tłumu w kierunku Prezydenta RP i uniesienia ręki R. D. (1) wyczerpał znamiona art. 135 § 1 k.k.

Nie było wszelako podstaw dowodowych ku temu, aby uznać, że oskarżony zamierzał uderzyć Prezydenta B. K. (1) (tj. zadać mu cios w celu wyrządzenia krzywdy). Zaprzeczał temu konsekwentnie sam R. D. (1), a sąd nie doszukał się jakichkolwiek dowodów mogących wskazywać, że zamierzał to zrobić. W tym zakresie sąd nie podzielił zatem zapatrywania prokuratora. Jednakże czym innym jest zamiar uderzenia głowy państwa (wyprowadzenia ciosu), a czym innym zamiar naruszenia jego nietykalności cielesnej. Materiał dowodowy jednoznacznie natomiast wskazywał, że bezpośredni zamiar naruszenia nietykalności cielesnej Prezydenta RP ab initio towarzyszył R. D. (1). Trzeba tu odnotować, że naruszenie nietykalności cielesnej nie musi nastąpić wyłącznie poprzez uderzenie. Będzie nim także np. powodujące bezpośredni kontakt fizyczny gwałtowne, z zamachem, wręczenie, czy raczej „wciśnięcie na siłę”, ulotki bądź innego przedmiotu, energiczne trącenie ramieniem lub inną częścią ciała czy zderzenie z drugą osobą siłą rozpędu. Uderzenie człowieka jest więc tylko jednym ze sposobów naruszenia nietykalność cielesnej, na co zresztą jasno wskazuje treść art. 217 k.k., penalizującego tego rodzaju zachowanie w typie podstawowym. Prawnie relewantne jest tu każde oddziaływanie na ciało innej osoby, które nie jest przez tę osobę akceptowane. Wnikliwa analiza obrazu zachowania oskarżonego w korelacji do pozostałych dowodów zgromadzonych w niniejszym postępowaniu wskazuje, że taki właśnie miało cel jego działanie. Zwykłe wręczenie Prezydentowi upominku czy innego przedmiotu (np. ulotki) może zostać wszelako dokonane w różny sposób. Na ogół następuje za pośrednictwem funkcjonariusz BOR i podlega specjalnej procedurze. Nie oznacza to wszelako, że nie można wręczyć Prezydentowi rzeczy osobiście. Także i ten sposób jest dopuszczalny, wszelako za pozwoleniem głowy państwa (w tym przypadku tego elementu jednak zabrakło). Sama obserwacja niezwykle dynamicznego zachowania R. D. (1) wprost przemawia za tym, że chciał on co najmniej gwałtownie „wręczyć” czy raczej wcisnąć na siłę Prezydentowi RP posiadane przedmioty bądź nimi w niego rzucić. Nie można zaś tego dokonać bez kontaktu fizycznego z drugą osobą. Co więcej, Prezydent RP B. K. (1) nie zamierzał niczego odbierać od niego, w tym czasie machał do tłumu, a zachowanie R. D. (1) odebrał jednoznacznie jako wymierzony w niego atak a tym samym zagrożenie swojej osoby (k. 661g). Oskarżony nie wykonywał w trakcie swego nerwowego, energicznego przemieszczania się żadnych ruchów wskazujących na chęć zwykłego podania czegoś Prezydentowi, lecz w końcowej fazie energicznie jeszcze uniósł do góry rękę, w taki sposób, który jasno wskazywał na zamiar zamachnięcia się. Z tych elementów niesprzecznie wnioskować można, że działanie R. D. (1) zakończyłoby się bezpośrednim kontaktem fizycznym z głową państwa. Na powyższą okoliczność wskazywali bezpośredni świadkowie zdarzenia (m. in. B. K., P. D., S. B.), poczytując je jako zagrożenie. Rzec by można, że oskarżony działał w sposób żywiołowy, porywisty a nawet szaleńczy, gdyż z zaskoczenia. Nie od rzeczy będzie tu też wspomnieć, że w istocie funkcjonariusze ochraniający głowę państwa użyli wobec R. D. (1) minimalnych środków przeciwdziałających istniejącemu zagrożeniu. Gdyby bowiem użyli środków innych, poważniejszych, wówczas dla oskarżonego mogłoby się to zakończyć poważnym uszczerbkiem na zdrowiu.

Skutek, jaki oskarżony zamierzał osiągnąć, stanowi niewątpliwie naruszenie nietykalności cielesnej i mieści się w pełni w znamieniu czynnej napaści. Zaznaczyć przy tym trzeba, że jest to procesowo najbardziej korzystna wersja dla oskarżonego. Ustalenie normatywnych przesłanek zamiaru, zgodnie z art. 9 § 1 k.k., oznacza wszakże zaszeregowanie i wartościowanie ustaleń faktycznych dokonanych w postępowaniu dowodowym, a dotyczących faktów psychicznych takich jak stan świadomości oskarżonego, stan emocjonalny, motywacja, czy cel działania. Ustalenia faktyczne opisane powyżej nie dawały zaś wystarczających podstaw ku temu, by uznać że R. D. (1) zamierzał osiągnąć inny, poważniejszy skutek niż naruszenie nietykalności cielesnej.

Zamierzonego skutku oskarżony jednak nie osiągnął, a to z uwagi na błyskawiczną i zdecydowaną reakcję S. B. (1) i pozostałych funkcjonariuszy BOR, a następnie funkcjonariuszy Policji. Fakt, że w rzeczywistości nie doszło tu do faktycznego naruszenia nietykalności cielesnej Prezydenta RP, jak już wcześniej wskazano, nie ma jednak znaczenia z punktu widzenia prawnokarnej kwalifikacji zachowania R. D. (1) i jego odpowiedzialności. Okoliczność takową można rozpatrywać przy wymiarze kary, lecz z całą pewnością nie można tego czynić w kontekście formy stadialnej popełnienia przestępstwa z art. 135 § 1 k.k. Nie bez znaczenia dla oceny zachowania R. D. (1) odnośnie do jego zamiaru był także dalszy przebieg zdarzenia. Trudno tu stracić z pola widzenia zachowanie oskarżonego w trakcie czynności zatrzymania podjętej przez funkcjonariuszy policji. Zachowanie to, również zarejestrowane na zapisach wizyjnych, stało się zaś przyczynkiem do postawienia mu zarzutu kwalifikowanego z art. 222 § 1 k.k. w zw. z art. 224 § 2 k.k. i art. 157 § 2 k.k. w zw. z art. 11 § 2 kk.

Uwzględniając powyższe okoliczności sąd dokonał zmiany opisu czynu stanowiącego zarzut I i uznał, że stanowił on czynną napaść na Prezydenta RP a nie usiłowanie czynnej napaści. Czyn ten sąd zakwalifikował z art. 135 § 1 k.k. Za popełnienie występku z art. 135 § 1 kk sąd wymierzył oskarżonemu R. D. (1) karę jednego roku pozbawienia wolności. Kara w orzeczonym rozmiarze, zdaniem sądu, jest adekwatną represją karną. Przechodząc do uzasadnienia wymiaru kary orzeczonej wobec R. D. (1) za ten czyn odnotować na wstępie wypada, że ustawodawca w ramach sankcji za czynną napaść na Prezydenta RP przewidział karę pozbawienia wolności od trzech miesięcy do lat pięciu. Sąd wymierza karę według swojego uznania, w granicach przewidzianych przez ustawę, bacząc, by jej dolegliwość nie przekraczała stopnia winy, uwzględniając stopień społecznej szkodliwości czynu oraz biorąc pod uwagę cele zapobiegawcze i wychowawcze, które ma osiągnąć w stosunku do skazanego, a także potrzeby w zakresie kształtowania świadomości prawnej społeczeństwa. Sądowy wymiar kary to konkretyzacja (w ramach ustawowego zagrożenia) rodzaju i wielkości kary bądź środka karnego za zarzucane sprawcy przestępstwo, którego popełnienie, w wyniku postępowania jurysdykcyjnego, zostało mu w konsekwencji przypisane. Sądowy wymiar kary stanowi więc w istocie czynność polegającą na „dostosowaniu” sankcji określonej w sposób dotąd abstrakcyjny, do okoliczności konkretnego przypadku. Wymierzając karę, sąd uwzględnia w szczególności motywację i sposób zachowania się sprawcy, popełnienie przestępstwa wspólnie z nieletnim, rodzaj i stopień naruszenia ciążących na sprawcy obowiązków, rodzaj i rozmiar ujemnych następstw przestępstwa, właściwości i warunki osobiste sprawcy, sposób życia przed popełnieniem przestępstwa i zachowanie się po jego popełnieniu, a zwłaszcza staranie o naprawienie szkody lub zadośćuczynienie w innej formie społecznemu poczuciu sprawiedliwości, a także zachowanie się pokrzywdzonego (art. 53 § 1 i 2 k.k.) Jako okoliczności obciążające Sąd uznał wysoki stopień społecznej szkodliwości czynu popełnionego przez oskarżonego. Trzeba tu zauważyć, że społeczna szkodliwość czynu, będąc podstawową cechą faktyczną przestępstwa, stanowi równocześnie m. in. element dyrektywy karania (szerzej zob. R. Zawłocki, Pojęcie i funkcje społecznej szkodliwości czynu, Warszawa 2007, s. 360 i n.), a na ocenę stopnia społecznej szkodliwości czynu wpływ ma m. in. rodzaj i charakter naruszonego dobra, rozmiary wyrządzonej szkody, sposób i okoliczności popełnienia czynu, wagę naruszonych przez sprawcę obowiązków, a także postać zamiaru i motywacja sprawcy (por. art. 115 § 2 k.k.) Należy już tylko zauważyć, że R. D. (1) działał z umyślnym, bezpośrednim, zamiarem popełnienia przypisanego mu występku. Zachowanie oskarżonego godziło natomiast w Prezydenta RP. Niewątpliwie podyktowane było chęcią osiągnięcia przez oskarżonego celów przez ustawodawcę niepożądanych, to jest uwłaczało i poniżało autorytet Prezydenta RP. Jako okoliczność łagodzącą sąd potraktował fakt, iż oskarżony nie był wcześniej karany i prowadzi ustabilizowany tryb życia. Sąd przy wymiarze kary wziął nadto pod uwagę fakt, że działanie R. D. (1) nie wywołało zamierzonego przez oskarżonego skutku, gdyż został on powstrzymany przez funkcjonariuszy BOR i Policji. Taki stan rzeczy sąd również zaliczył na poczet okoliczności korzystnych dla oskarżonego.

Przechodząc do analizy drugiego pośród zarzutów postawionych R. D. (1) aktem oskarżenia wskazać należy na wstępie, że posiadał on kwalifikację prawną z 222 § 1 k.k. w zw. z art. 224 § 2 k.k. i art. 157 § 2 k.k. w zw. z art. 11 § 2 kk. Przedmiotem ochrony występku z art. 222 § 1 k.k. jest działalność instytucji państwowych (oraz samorządowych), wykonujących swoje zadania przez funkcjonariuszy publicznych i osoby przez nich przybrane. Dalszym przedmiotem ochrony jest nietykalność tychże funkcjonariuszy i osób. Policjant, jako funkcjonariusz organu powołanego do ochrony bezpieczeństwa publicznego jest wedle art. 115 § 13 k.k. funkcjonariuszem publicznym. Przestępstwo z art. 222 § 1 k.k. jest występkiem umyślnym, może zostać popełnione zarówno w zamiarze bezpośrednim, jak i ewentualnym. Co więcej, jest przestępstwem formalnym, bowiem naruszenie nietykalności nie musi wywołać żadnego skutku, a tym samym nie musi charakteryzować się określoną dolegliwością (por. wyrok SA w Łodzi z dnia 31 stycznia 2002 r., II AKa 252/01, KZS 2004, z. 6, poz. 47). Użyte w treści art. 222 § 1 k.k. znamię "narusza nietykalność cielesną" obejmuje w istocie wszelkie możliwe sposoby ingerencji sprawcy w nietykalność cielesną drugiej osoby, w tym również jej popchnięcie (odepchnięcie).

Z kolei przestępstwo opisane w art. 224 § 2 k.k. sankcjonuje stosowanie przemocy lub groźby bezprawnej w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego albo osoby do pomocy mu przybranej do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej. Przemoc lub groźba bezprawna jest w tym wypadku narzędziem oddziaływania na psychikę indywidualnie oznaczonych osób. Przestępstwo z art. 224 § 2 k.k. ma charakter bezskutkowy. Jest dokonane w chwili zrealizowania przez sprawcę określonych w nim czynności sprawczych. Ma charakter kierunkowy, a więc może być popełnione tylko z zamiarem bezpośrednim.

Materiał dowodowy nie pozostawia wątpliwości co do tego, że R. D. (1) stosował wobec funkcjonariuszy Policji przemoc w postaci szarpania, zapierania i prób wyrywania się. Agresywne zachowanie oskarżonego wiązało się od samego początku z jego zatrzymaniem. Oskarżony czynnie protestował przeciwko dokonaniu czynności służbowych przez funkcjonariuszy policji, stosując przemoc w postaci fizycznego oddziaływania na policjantów (szarpanie się, próby wyrwania). Wyraziście zarysowanym celem oskarżonego R. D. (1) był czynny opór. Oskarżony stosował również opór bierny (zapieranie się, nie wykonywanie poleceń funkcjonariuszy), ukierunkowany na utrudnienie prowadzonych z jego udziałem czynności.

Nie budziło wątpliwości sądu, że całokształt zachowania R. D. (1) podyktowany był zamiarem zmuszenia funkcjonariuszy do zaniechania prawnej czynności służbowej. Jego zachowanie nie ekskulpuje zaś obawa o kontuzję nogi czy konieczność odzyskania buta utraconego w czasie zdarzenia.

Czynnością służbową funkcjonariusza policji w rozumieniu art. 224 § 2 k.k. jest wszakże m. in. zatrzymanie osoby, sprawdzenie jej danych personalnych. Oskarżony wiedział, że ma do czynienia z funkcjonariuszami policji, byli oni umundurowani. Został też poinformowany przez funkcjonariuszy policji o tym, że będą z nim wykonywali czynności służbowe (na ten fakt wskazywali świadkowie w osobach M. K. (3), D. W. (1) i R. L. (1)). Oskarżony działał zatem w pełni umyślnie. Wyrywając się, szarpiąc powodował kontakt fizyczny z funkcjonariuszami, który naruszał ich nietykalność cielesną. Jedna z tego typu prób uwolnienia się skutkowała powstaniem u D. W. (1) obrażeń ciała. Co istotne, funkcjonariusz policji M. K. (3) zeznał, że bezpośrednio na (...) S. poinformowano oskarżonego, że został zatrzymany. D. W. (1) wskazał nadto, że na pewno oświadczył R. D. (1) w radiowozie, że został zatrzymany. Uszczegółowił to R. L. (1), który zeznał, że oskarżony był poinformowany, że czynności związane są z incydentem, który odbył się chwilę wcześniej a w radiowozie dodatkowo, że także w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej (k. 661f). Wszyscy wymienieni świadkowie zeznali, że prosili oskarżonego, aby się uspokoił, ale on nie reagował. Znamienne jest przy tym, że świadek D. W. (1) wskazał, iż „szarpiąc się z taką siłą (oskarżony) musiał dopuszczać, że komuś coś może zrobić” (k. 661d). Co więcej, funkcjonariusze policji nie potwierdzili wyjaśnień oskarżonego o tym, że informowali R. D. (1), że zostanie wypuszczony. Świadek M. K. (3) wskazał wręcz, że nie było takiej możliwości, gdyż nie znali wówczas jego tożsamości a R. D. (1) był agresywny, wyrywał się i nie wykonywał ich poleceń. Nakładając powyższy kontekst dowodowy na zarejestrowany zapis zachowania oskarżonego nie budzi wątpliwości fakt popełnienia przez R. D. (1) przypisanego mu w punkcie II wyroku występku a także tego, że umyślnie, z zamiarem bezpośrednim zrealizował znamiona występków z art. 222 § 1 kk i art. 224 § 2 kk. Z uwagi na skutki zachowania R. D. (1) wobec jednego z funkcjonariuszy policji w osobie sierż. D. W. (1) (w płaszczyźnie zdrowotnej) przypisany oskarżonemu czyn zakwalifikować należało również z art. 157 § 2 k.k. Przestępstwo to penalizuje zachowanie polegające na spowodowaniu u pokrzywdzonego naruszenia czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia trwającego nie dłużej niż 7 dni. Generalnie przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu są przestępstwami materialnymi, dokonanymi w momencie spowodowania ustawowo określonego skutku. W wypadku tych przestępstw o kwalifikacji prawnej czynu decyduje zatem przede wszystkim powstały skutek. Dla przypisania popełnienia występku z art. 157 § 2 k.k. konieczne jest więc wykazanie, że dana osoba swoim działaniem (lub zaniechaniem) spowodowała u pokrzywdzonego wystąpienie konkretnych obrażeń ciała, powodujących naruszenie czynności narządów ciała lub rozstrój zdrowia na okres nie przekraczający 7 dni. Z materiału dowodowego zgromadzonego w niniejszej sprawie (przede wszystkim w postaci zeznań D. W. (1), M. K. (3) i R. L. (1) a także zarejestrowanego zapisu obrazu zdarzenia, opinii sądowo lekarskich, oraz po części wyjaśnień R. D. (1)) wynikało, że na skutek jednego z zachowań podejmowanych przez oskarżonego w postaci oporu czynnego doszło u D. W. (1) do obrażeń ciała - bolesności okolicy żuchwowej lewej oraz skręcenia nadgarstka lewego, które spowodowały naruszenie czynności narządu ciała trwające powyżej siedmiu dni. Ustalenia w zakresie realizacji znamion strony podmiotowej mogą nastręczać trudności, choćby dlatego, że opierają się na dokonanej ex post rekonstrukcji i to w sferze psychiki. Wyjaśnienia oskarżonego, składane ex post nawet jeśli dotyczą jego własnych przeżyć, mogą być obarczone rozmaitymi błędami. Orzeczenie nie może jednak zależeć od tego, do czego sprawca chce się przyznać. Stąd też docieranie do stanu świadomości oskarżonego jest pewniejsze, gdy ta ocena oparta jest na okolicznościach zewnętrznych jego zachowania. W tym przypadku, to jest w zakresie czynu z art. 157 § 2 k.k., w ocenie Sądu R. D. (1) również działał umyślnie, aczkolwiek z zamiarem ewentualnym. Nie było tu podstaw do tego, aby przypisać R. D. (1) intencjonalne dokonanie obrażeń ciała. Tak ekspresyjna postawa, jaką prezentował oskarżony wobec funkcjonariuszy policji prowadzić jednak mogła do powstania po ich stronie obrażeń ciała, z czego R. D. (1) niewątpliwie doskonale zdawał sobie sprawę. Na tego rodzaju zamiar nota bene wskazywał pokrzywdzony D. W. (1), który w efekcie zachowania oskarżonego doznał naruszenia czynności narządu ciała na okres poniże siedmiu dni.

Odnośnie do przyjętej w wyroku kwalifikacji zachowania oskarżonego R. D. (1) przypisanego mu w punkcie II wyroku także z art. 11 § 2 k.k. stwierdzić trzeba, że niezależnie od tego, ile przepisów ustawy karnej tworzy kumulatywną kwalifikację czynu będącego przedmiotem postępowania, to jako ten sam czyn może on stanowić tylko jedno przestępstwo. Sprawca, który w warunkach z art. 11 § 2 k.k. wyczerpuje swoim zachowaniem znamiona określone w dwóch lub więcej przepisach ustawy, nie realizuje znamion wielu przestępstw, lecz popełnia jeden czyn, odpowiadający przestępstwu stypizowanemu przez zbiegające się przepisy, które wchodząc w skład kumulatywnej kwalifikacji tracą swoją samodzielność. Utworzony w ten sposób "nowy" typ przestępstwa zagrożony jest zaś karą, której granice wyznacza ustawowe zagrożenie przepisu przewidującego najsurowszą karę. O jedności czynu decyduje zwartość czasowa i sytuacyjna, a przede wszystkim realizacja tego samego zamiaru. Działanie sprawcy, polegające na zastosowaniu przemocy (biernego, czynnego oporu) wiążącej się z naruszeniem nietykalności cielesnej funkcjonariusza lub osoby mu do pomocy przybranej, realizuje jednocześnie znamiona przestępstwa określonego w art. 224 § 1 i § 2 k.k. oraz w art. 222 § 1 k.k., stanowi jedno przestępstwo kwalifikowane z tych przepisów pozostających, zgodnie z treścią art. 11 § 2 k.k., w zbiegu kumulatywnym (por. wyrok SA w Białymstoku z dnia 13 maja 2003r., II AKa 122/03, Prok.i Pr.-wkł. 2004/2/18). Innymi słowy, stosowanie kwalifikacji kumulatywnej z art. 11 § 2 k.k. w wypadku wyczerpania przez oskarżonego znamion zarówno przepisu art. 222 § 1 k.k., jak i art. 224 § 2 k.k. jest w pełni dopuszczalne, a uzasadnione jest również tym, że czyn określony w art. 224 § 2 k.k. jest przestępstwem formalnym bezskutkowym i uwzględnienie w kwalifikacji prawnej normy art. 222 § 1 k.k. stanowi istotne dopełnienie prawnomaterialnej oceny podjętego przez sprawcę działania (wyrok SA w Katowicach z dnia 09.10.2003r., II AKa 259/03, Prok.i Pr.-wkł. 2004/7-8/17). Kumulatywna kwalifikacja prawna z art. 11 § 2 k.k. uzasadniona była również koniecznością uwzględnienia w prawnokarnej ocenie zdarzenia realizacji przez oskarżonego R. D. (1) w ramach jednego zachowania również znamion występku z art. 157 § 2 k.k.

W konsekwencji powyższych okoliczności i ich korelacji do znamion przestępstw przypisanych R. D. (1) sąd nieznacznie zmienił w wyroku opis czynu zarzucanego R. D. (1), gdyż przyjął, że zdarzenie polegało na tym, że oskarżony w dniu 22 maja 2015r. w T. na (...) Staromiejskim, działając w celu zmuszenia pełniących obowiązki służbowe funkcjonariuszy Policji w osobach asp. M. K. (3), sierż. D. W. (1) i podkom. R. L. (1) do zaniechania czynności służbowych polegających na jego obezwładnieniu, a następnie zatrzymaniu, zastosował wobec nich przemoc i naruszył ich nietykalność cielesną oraz spowodował u sierż. D. W. (1) obrażenia ciała w postaci bolesności okolicy żuchwowej lewej, a nadto skręcenie nadgarstka lewego, które to obrażenie spowodowało u pokrzywdzonego naruszenie czynności narządu ciała trwające nie dużej niż 7 dni. Za popełnienie tego czynu, zakwalifikowanego z art. 222 § 1 k.k. w zw. z art. 224 § 2 k.k. w zw. z art. art. 157 § 2 k.k. w zw. z art. 11 § 2 kk w zw. z art. 4 § 1 kk sąd wymierzył oskarżonemu, zgodnie z treścią art. 11 § 3 kk, na podstawie art. 224 § 2 kk w zw. z art. 4 § 1 k.k., karę ośmiu miesięcy pozbawienia wolności. W ocenie Sądu orzeczona za ten czyn kara nie przekracza stopnia winy sprawcy i jest adekwatną reakcją karną na jego zachowanie. Jako okoliczności łagodzące, mające wpływ na wymiar kary orzeczonej wobec R. D., sąd wziął pod uwagę przede wszystkim jego niekaralność zarówno w chwili czynu jak i w chwili wyrokowania oraz ustabilizowany tryb życia a także wykonywanie pracy zarobkowej. Wymierzając karę sąd wziął z kolei pod uwagę jako okoliczności obciążające: wysoki stopień społecznej szkodliwości czynu jakiego dopuścił się oskarżony, dużą intensywność działań oskarżonego skierowanych przeciwko pokrzywdzonym, będącym funkcjonariuszami policji, a nadto zachowanie oskarżonego po dokonaniu czynu (oddalanie od siebie problemu i brak wyraźnej refleksji co do konsekwencji swego postępowania) oraz wyczerpanie jednym czynem znamion więcej niż jednego przestępstwa.

W punkcie III sentencji wyroku sąd wymierzył oskarżonemu R. D. (1) karę łączną jednego roku i sześciu miesięcy pozbawienia wolności. Zdaniem sądu jedynie kara w takim rozmiarze będzie w stanie wykazać oskarżonemu nieopłacalność popełniania przestępstw. Represja karna w mniejszym rozmiarze niewątpliwie nie byłaby w tym przypadku wystarczająca. Orzekając karę łączną, nie powinno się już brać pod uwagę okoliczności charakteryzujących popełnione przestępstwa oraz innych zaszłości, które zostały już uwzględnione w ramach kar jednostkowych (wyrok SA w Krakowie z 9 czerwca 2015 r., II AKa 101/15, KZS 2015, z. 6, poz. 80). Wymierzając karę łączną sąd miał na względzie związek przedmiotowo-podmiotowym pomiędzy przestępstwami, które R. D. (1) popełnił. Związek ten uznać należało za ścisły. Sąd uwzględnił również, że oskarżony popełnił dwa przestępstwa. Im większa zaś liczba przestępstw, tym bardziej uzasadnione jest stosowanie zasady kumulacji przy orzekaniu kary łącznej (zob. wyrok SA w Gdańsku z dnia 7 maja 2014 r., II AKa 92/14, LEX nr 1493737; wyrok SA w Krakowie z dnia 29 stycznia 2014 r., II AKa 271/13, LEX nr 1425429). Sąd wziął wreszcie pod uwagę także odstęp między poszczególnymi przestępstwami. Związek pozostawał tu duży, bowiem obydwa czyny miały blisko związek czasowy i stanowiły swoisty ciąg zdarzeń. Prócz oczywistych względów indywidualnoprewencyjnych orzeczona wobec R. D. (1) kara spełni z pewnością również swą rolę w zakresie kształtowania świadomości prawnej społeczeństwa pokazując, iż takie zachowanie, objawiające w istocie brak szacunku dla różnej rangi funkcjonariuszy publicznych nie popłaca. Z drugiej strony trudno jednak karę łączną uznać za rażąco wysoką. Rażąca niewspółmierność kary ma bowiem miejsce wówczas, gdy suma kar (i ewentualnie środków karnych) orzeczonych w stosunku do oskarżonego nie uwzględnia w stopniu należytym określonych w Kodeksie Karnym dyrektyw sądowego wymiaru kary. W ocenie Sądu kary w orzeczonym w niniejszym przypadku wymiarze nie były nazbyt surowe, a jednocześnie stanowiły właściwe zabezpieczenie wszystkich funkcji, jakie powinny spełniać. Sankcja w łagodniejszym wymiarze mogłyby wywołać niepożądane przekonanie – zarówno u oskarżonego, jak i w społeczeństwie, o pobłażliwym traktowaniu sprawców tak poważnych przestępstw.

Sąd w punkcie IV wyroku zawiesił wykonanie orzeczonej kary pozbawienia wolności na okres trzech lat próby. Tak długi okres próby pozwoli niewątpliwe zweryfikować pozytywną prognozę Sądu co do postawy oskarżonego w przyszłości. Sąd doszedł bowiem do przekonania, że zdarzenia, które miały miejsce w dniu 22 maja 2015r. w istocie miały charakter jednostkowy i odosobniony, zaś oskarżony nie zasługuje na bezwzględną izolację. Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem przeszkodą do warunkowego zawieszenia wykonania kary nie może być zaś wzgląd na społeczne oddziaływanie kary. Zapatrywaniu temu dał wyraz m.in. Sąd Apelacyjny w Katowicach w wyroku z dnia 20 listopada 2003 r., II AKa 391/03 (Lex nr 120306), stając na stanowisku, że przepis art. 69 § 1 i 2 k.k. jest tak skonstruowany, że przy stosowaniu tej instytucji nakazuje kierować się jedynie względami szczególno-prewencyjnymi, zaś społeczne oddziaływanie kary, jej współmierność do szkodliwości społecznej czynu i winy sprawcy należy uwzględniać przy wymierzaniu kary (art. 53 § 1-3 k.k.). By zatem możliwe było warunkowe zawieszenie wykonania kary sąd musi nabrać przekonania, że sprawca nie powróci do przestępstwa i wykonanie wymierzonej kary nie będzie konieczne dla wdrożenia go do przestrzeganego porządku prawnego. Tego rodzaju przekonanie bazować zaś musi na ocenie postawy sprawcy, jego właściwości i warunków osobistych, dotychczasowego sposobu życia oraz zachowania się po popełnieniu przestępstwa. Biorąc zaś powyższe okoliczności pod uwagę uznać należy, że oskarżony R. D. (1) będzie w przyszłości przestrzegał porządku prawnego, a w szczególności nie popełni ponownie przestępstwa. Przemawiała za tym zwłaszcza jego dotychczasowa, ustabilizowana, droga życiowa (oskarżony pracuje zawodowo, jest ojcem i głową rodziny) oraz brak karalności.

W punkcie V wyroku sąd zobowiązał oskarżonego R. D. (1) do przeproszenia wszystkich pokrzywdzonych (to jest B. K. (1), D. W. (1), M. K. (3) i R. L. (1)) w terminie siedmiu dni od uprawomocnienia się wyroku poprzez zamieszczenie ogłoszenia na pierwszej stronie ogólnopolskiej gazety codziennej. Obowiązek przeproszenia pokrzywdzonego winien być orzeczony zwłaszcza wówczas, gdy stanowić ma, jak w niniejszym przypadku, z jednej strony instrument moralnego zadośćuczynienia a z drugiej oddziaływania wychowawczego. Niejako przy okazji będzie także swoistą lekcją pokory dla R. D. (1), przyczynkiem do refleksji nad popełnionymi czynami oraz moralną podstawą uczenia odpowiedzialności. Forma przeproszenia co do zasady może być różna, gdyż ustawa tego nie określa. Może to więc być przeproszenie osobiste, pisemne, wygłoszone w określonym kręgu osób lub publicznie. Przeproszenie publiczne powinno być nałożone wtedy, gdy naruszenie dóbr, które było powodem skazania, miało taki charakter lub zostało nagłośnione (por. V. Konarska-Wrzosek, Komentarz do art. 72 k.k., LEX/el. 2016). Odnotować tu zaś wypada, że niniejsza sprawa odbiła się szerokim echem w opinii społecznej i cieszyła się dużym zainteresowaniem mediów. Została w ten sposób nagłośniona w ogólnopolskich środkach przekazu, co uzasadniało zobowiązanie oskarżonego do zamieszczenia ogłoszenia na pierwszej stronie ogólnopolskiej gazety codziennej.

W punkcie VI wyroku orzeczono wobec oskarżonego R. D. (1), w oparciu o treść art. 46 § 1 kkw zw. z art. 4 § 1 kk, obowiązek częściowego zadośćuczynienia pokrzywdzonemu D. W. (1) za doznaną krzywdę poprzez zapłatę kwoty 500 złotych.

Należy tu odnotować, że w wyniku zdarzenia R. D. (1) spowodował u D. W. (1) obrażenia ciała w postaci bolesności okolicy żuchwowej lewej oraz skręcenie nadgarstka lewego, które skutkowało naruszeniem czynności narządu ciała na okres nie dłuższy niż siedem dni (vide: kopie dokumentacji medycznej D. W. (1) k. 105-108, kopia karty informacyjnej k. 115-116, kopia dokumentacji medycznej k. 168, pismo (...) Przychodnia (...) k. 173-174, opinia sądowo-lekarska k. 281, 349, zeznania D. W. (2) k. 661c-661e, 11-12, 98-108, 289-291, zeznania M. K. (3) k. 661d-661c, 17-18, zeznania R. L. (1) k. 661e-661g, 14-15, 109-113, 286-288). Samo zasądzenie zadośćuczynienia w tym przypadku jawiło się więc jako zasadne. Sąd, mając na uwadze charakter doznanej przez D. W. (1) krzywdy uznał, że odpowiednią w tym przypadku kwotą będzie 500 złotych, przy czym jest to kwotą stanowiąca częściowe zadośćuczynienie. Wysokość zadośćuczynienia nie może być bowiem oznaczona z taką dokładnością i przy zastosowaniu tych samych kryteriów oceny, co przy wyrównywaniu szkody majątkowej. Stanowiąca przedmiot kompensacji w ramach zadośćuczynienia pieniężnego krzywda stanowi bowiem uszczerbek niemajątkowy, który ze swej istoty nie przekłada się wprost na określoną wartość majątkową. Dał temu zresztą wyraz ustawodawca, wskazując w art. 445 i 448 k.c., że wysokość przyznanego zadośćuczynienia ma być "odpowiednia", zaś samo ustalenie owej odpowiedniej kwoty, stanowiącej właściwą kompensację krzywdy, pozostawione zostało uznaniu sądu. Tym samym instytucja zadośćuczynienia zaliczana jest do sfery prawa sędziowskiego, w której istnieje stosunkowo szeroki zakres uznania sądu, zobowiązanego do określenia wysokości należnego zadośćuczynienia przy uwzględnieniu wszystkich okoliczności faktycznych danego przypadku (por. wyrok SA w Warszawie z dnia 26 września 2014r. VI ACa 1843/13, LEX nr 1567111, analogicznie SA w Ł. w wyroku z dnia 18 września 2014r. I ACa 398/14, LEX nr 1527072 i SA w W. w wyroku z dnia 17 września 2014r. VI ACa 1750/13 LEX nr 1587382). Przyznana kwota ma stanowić przybliżony ekwiwalent za poniesioną przez pokrzywdzonego szkodę niemajątkową. Powinna wynagrodzić doznane przezeń cierpienia. Zadośćuczynienie ma na celu dostarczenie pokrzywdzonemu realnej wartości ekonomicznej. Z kompensacyjnego charakteru zadośćuczynienia wynika także, że powinna reprezentować ekonomicznie odczuwalną wartość majątkową (Uchwała Izby Cywilnej Sądu Najwyższego z dnia 8 grudnia 1973r., OSNCP 1974, poz. 145). Wskazać zatem w tym świetle należy, że ustalenie zakresu i rozmiaru krzywdy ma podstawowe znaczenie dla określenia odpowiedniej sumy, która miałaby stanowić jej pieniężną kompensatę. Oczywistym jest, że suma „odpowiednia”, o której mowa w art. 445§1kc nie oznacza sumy dowolnej, określonej arbitralnie przez Sąd, a jej prawidłowe ustalenie wymaga uwzględnienia wszystkich okoliczności, mogących mieć w danym przypadku znaczenie. Bezspornym jest również, że zarówno okoliczności wpływające na wysokość zadośćuczynienia, jak i kryteria ich oceny powinny być rozważane indywidualnie, w związku z konkretną osobą pokrzywdzonego. (zob. wyrok SN z 26 listopada 2009r., III CSK 62/09, OSNC-ZD 2010, nr 3, poz. 80, wyrok SN z 8 października 2008r., IV CSK 243/08, LEX nr 590267; wyrok SN z 17 września 2010r. II CSK 94/10, OSNC 2011, nr 4, poz. 44). Tym samym orzecznictwo, które Sąd Okręgowy podziela, opowiada się za zasadą wszechstronności i indywidualizacji, czyli z jednej strony oznacza to uwzględnienie wszystkich okoliczności sprawy związanych z zakresem i rozmiarem krzywdy, z drugiej zaś indywidualnego podejścia do każdego przypadku (por. wyrok SA w Gdańsku z 18 grudnia 2014r. II AKa 430/14 (...) 2015, nr 1 s. 167-170). Zauważyć także należy, że ocena okoliczności uzasadniających zadośćuczynienie jest dokonywana z punktu widzenia przeciętnego człowieka, a nie ich subiektywnego przeżywania przez pokrzywdzonego. Intensywność przeżyć może mieć znaczenie jedynie, gdy wykaże się ich zasadność. Gdyby czynić inaczej, to jest stosować ową subiektywną ocenę, skutkowałoby to eskalacją roszczeń – od rażąco wyrachowanych aż po oczywiście nierozsądne. Skoro stosownie do art. 445 § 1 kc suma zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę powinna być „odpowiednia”, a jej wysokość musi opierać się musi na czytelnych kryteriach zweryfikowanych przeprowadzonymi dowodami oraz powszechnie przyjętymi zasadami zakreślającymi pojęcie subiektywnego odczucia krzywdy przez wnioskodawcę (wyrok SN z dnia 3 lipca 2007 r., II KK 321/06, Lex nr 299187). Pojęcie „sumy odpowiedniej” ma charakter niedookreślony, niemniej w judykaturze wskazane są kryteria, którymi należy kierować się przy ustalaniu wysokości zadośćuczynienia. Na rozmiar krzywdy, a w konsekwencji na wysokość zadośćuczynienia, składają się cierpienia fizyczne i psychiczne, których rodzaj, natężenie i czas trwania należy każdorazowo określić w okolicznościach konkretnej sprawy. Za Sądem Apelacyjnym we Wrocławiu można wskazać, iż „zadośćuczynienie ma mieć charakter kompensacyjny, wobec czego jego wysokość nie może stanowić zapłaty symbolicznej, lecz musi przedstawiać jakąś ekonomicznie odczuwalną wartość. Z drugiej strony wysokość ta nie może być nadmierna w stosunku do doznanej krzywdy, ale musi być „odpowiednia” w tym znaczeniu, że powinna być – przy uwzględnieniu krzywd poszkodowanego – utrzymana w rozsądnych granicach (LEX nr 1213788). W realiach niniejsze sprawy sąd uznał, że uzasadnione będzie zobowiązanie R. D. (1) do zapłaty na rzecz D. W. (1) kwoty 500 złotych. Należy wszakże pamiętać, że w niniejszym przypadku naruszenie czynności narządu ciała trwało poniżej siedmiu dni i spowodowane było skręceniem nadgarstka. Czas trwania cierpień, ich intensywność, rodzaj poniesionych obrażeń a także ich wpływ na życie osobiste, zawodowe i funkcjonowanie społeczne D. W. (1) nie uzasadniał w tym wypadku zasądzenia innej kwoty.

Konkludując, zdaniem Sądu, orzeczona wobec oskarżonego R. D. (1) sankcja czyni zadość zasadom prewencji indywidualnej i generalnej, a tak ukształtowana nie będzie się wiązać z poczuciem bezkarności, jak i nie będzie odbierana jako zemsta ze strony społeczeństwa i rażąco surowa odpłata.

Trzeba w tym miejscu także nadmienić, że od chwili popełnienia przez oskarżonego zarzucanych mu czynów zmianie uległ stan prawny (m. in. wielokrotnie został znowelizowany, w różnych fragmentach, kodeks karny). Zgodnie z treścią art. 4 § 1 k.k. jeżeli w czasie orzekania obowiązuje ustawa inna niż w czasie popełnienia przestępstwa, stosuje się ustawę nową, jednakże należy stosować ustawę obowiązującą poprzednio, jeżeli jest względniejsza dla sprawcy. Sąd obowiązany był zatem dokonać stosownej weryfikacji na tej płaszczyźnie, co znalazło swój wyraz w kwalifikacji prawnej czynów zarzucanych oskarżonemu aktem oskarżenia, a przypisanych mu w wyroku. Poza wyraźnie określonymi w ustawie wyjątkami nie jest jednak możliwe orzekanie częściowo w oparciu o przepisy ustawy obowiązującej poprzednio, a częściowo o przepisy ustawy nowej (por. wyrok SN z dnia 6 października 2016r., IV KK 139/16, LEX nr 2124049). Sąd musiał więc dokonać wyboru między konkurującymi ustawami i zastosować całościowo tylko jedną z nich, to jest tę, która dla sprawcy pozostawała względniejsza (której zastosowanie w konkretnej sprawie przewiduje dla sprawcy najłagodniejsze konsekwencje). Postępując w ten sposób sąd miał tym samym obowiązek zastosować cały, obowiązujący w danym czasie, stan prawny odnoszący się do badanego czynu. Analizując to zagadnienie sąd uznał, że ustawa względniejszą dla R. D. (1) była ustawa obowiązująca w dacie popełnienia czynów (za czym przemawiała m. in. treść przepisu art. 86 § 1 k.k.).

W punkcie VII wyroku sąd zasądził od R. D. (1) na rzecz Skarbu Państwa kwotę trzystu złotych tytułem opłaty oraz obciążył go wydatkami postępowania. Orzeczenie tej treści znajduje swoje umocowanie w art. 626 § 1 i 627 k.p.k. oraz art. 17 ustawy z 23 czerwca 1973 roku o opłatach w sprawach karnych (t.j. Dz. U. z 1983r. Nr 49, poz.223 ze zm.). Z treści art. 627 k.p.k. wynika, że regułą jest obciążenie skazanego kosztami sądowymi. Przepisy k.p.k. jedynie wyjątkowo dopuszczają zwolnienie od ponoszenia tych kosztów. Zwolnienie takie może zaś nastąpić wyłącznie przy zaistnieniu przesłanek wskazanych w art. 624 § 1 k.p.k., gdy istnieją podstawy do uznania, że uiszczenie tych kosztów byłoby zbyt uciążliwe ze względu na sytuację rodzinną, majątkową i wysokość dochodów, jak również wtedy, gdy przemawiają za tym względy słuszności. Sąd nie dopatrzył się natomiast okoliczności pozwalających na zwolnienie oskarżonego R. D. (1) od obowiązku ponoszenia tychże kosztów. Należy tu podkreślić, że oskarżony posiada ustabilizowaną sytuację zawodową, pracuje, osiąga przychody z tytułu wynagrodzenia za pracę, stąd winien ponieść koszty sądowe w ich pełnej wysokości.

(...)

(...) (...)

ZARZĄDZENIE

(...). (...) (...) (...)

(...)

(...),

T. (...)